1/1

35 4 2
                                    


Problem polega na tym, że z czasem człowiek się znieczula. Najpierw przekracza granicę tylko odrobinę, a ponieważ nic się nie dzieje, przekracza ją znowu, ale tym razem idzie trochę dalej. To bardzo ludzkie.

Jordan Belfort, Polowanie na Wilka z Wall Street

"Go and love yourself"



Tego. Tak, tego chciałam.

Uśmiecham się - jak na razie fałszywie. Chcę go teraz. Chcę go poznać, chcę znać prawdę, chcę znać tego Nathana, którego nie zna nikt poza nim samym.

Nalewam kolejny kieliszek – sobie i jemu. Jeszcze paru osobom, dla nich to kolejna impreza, zwykłe Halloween. Domówka jak domówka, polewajmy więc. Polewam, patrząc na niego.

Stukamy się kieliszkiem, wypijam połowę, resztę ukradkiem wychylam szybko do miski z sałatką. Uzupełniam kieliszek wodą, gdy nikt nie patrzy, a gdy chcą mi nalać, pokazuję, że już mam. Piję o połowę mniej.

Nathan, Cody i Trish, Nick i Jules, Lucas i Monic, paru nieznanych mi ludzi i ja. Wszyscy pijani, z pomalowanymi twarzami, z przebraniami z serii „to, co było w szafie i się nadawało". Dwudziesty pierwszy wiek śmierdzi alkoholem, świeci ekranami smartfonów i wygląda jak wyprasowana w dziwne kanty garderoba.


On wstaje nagle i chwiejnym krokiem rusza na balkon. Wstaję również, bez myślenia, alkohol pomaga mi podjąć intuicyjną decyzję. Podążam spojrzeniem za ciałem bruneta. Zamykam za nami drzwi, opieram się o ich szybę, przyciskając policzek do jej zimnej powierzchni.

- Nathan – szepczę.

Chłopak opiera się o barierkę w nonszalancki sposób, którego tak nie znoszę. Wygląda sztucznie, ale ludzie się na to łapią i o to chodzi w społeczeństwie.

Podwórko między blokami oblewa ciemność nocy, mieszkanie na parterze nie pozwala zobaczyć niczego poza niebem i placem z paroma huśtawkami. Wydaje mi się, że widzę spacerującego po tym placu psa, ale ręki bym za to nie dała.

- Co? - rzuca brunet, nawet się nie oglądając. Irytuje mnie.

- Irytujesz mnie – mówię to na głos. - Nienawidzę cię. Tak bardzo cię nienawidzę.

- Ponoć jesteś we mnie zakochana – prycha. - Tak mówiłaś. Co, przeszło ci?

- Kocham. Nienawidzę. Nienawidzę tego, że cię kocham. Sposobu, w jaki przyciągasz mój wzrok. Kocham w tobie to, że cię nienawidzę. Skomplikowane.

- Tak. Nie lubię „skomplikowanych".

- Zamknij się.

Zapada cisza. Słyszę jego oddech, krótki, po chwili dłuższy. Wzdycha. Wiem, że chce coś powiedzieć. Przyglądam się mu, jego twarzy, ciału. Jego pozycja przy barierce zmienia się. Niby nadal jest o nią oparty, ale nonszalancja zanika.

- Dlaczego taki jesteś? - pytam bez oporów. Staram się nie myśleć o tym, co mówię, nie myśleć o konsekwencjach, żyć tu i teraz. Chcę poznać odpowiedzi na tak wiele pytań. - Dlaczego tak bardzo udajesz? I nie mów mi po raz setny, że taki jesteś, bo to nieprawda i dobrze to wiesz. Uszyłeś sobie aluzję Nathana zupełnie innego niż ten, który pod nią siedzi. Wiesz, kiedy cię lubię? - Staję obok niego. - Lubię, gdy myślisz, że nikt na ciebie nie patrzy. Zrzucasz wtedy tą nędzną maskę, oczy masz przyjemniejsze, na twarz wpływa ci naturalność. Pokochałam to w tobie i nadal wierzę w to, że kiedyś te momenty przeobrażą się w codzienność.

Love yourselfDonde viven las historias. Descúbrelo ahora