Rozdział II

53 5 4
                                    

 Zaśmiałam się, on miał to coś,co mnie w nim pociągało. Spojrzałam się na Louisa, on to wszystko ukartował, dupek.

- To co - urwał brunet - Gdzie idziemy? - zapytał Lou.

- Hm, może niech Vick coś wybierze? - spytał szarmancko blondyn. 

- Muszę wpaść do domu, sprawdzić czy rodzice są jeszcze żywi i wziąć coś na przebranie. Nie chciało mi się robić bałaganu u ciotki - oznajmiłam, a chłopacy przytaknęli. 

  Postanowiliśmy jechać autobusem,bo Lou pożyczył swoje auto chłopakom. Trochę ponarzekałam,że nie dojedziemy.

- Lou - szepnęłam jak najciszej, starając się żeby Niall tego nie usłyszał. Nie chciałam,żeby wiedział z jakiej rodziny pochodzę. - Dobrze wiesz,że nie mam hajsu na bilet..

- Damy radę - oznajmił chłopak,a ja przewróciłam oczami.

- Nie masz hajsu na bilet? - zapytał Niall, na co westchnęłam.

- A co, nie chcesz zadawać się z dziewczyną, która nie szasta na prawo i lewo pięniędzmi? Nie,nie mam. - syknęłam oddalając się od chłopaków.

- O co jej chodzi? - zapytał zszkowany Horan.

- Nie ma pięniedzy, jej rodzice to alkoholicy - westchnął brunet.

- O kurwa - rzucił - Serio nie wiedziałem,powinienem ją przeprosić? 

- Masz prawo nie wiedzieć, przecież nikt nie chwaliłby się tym. W szczególności Vick. - kontynuował Louis - Jak chcesz, zależy ci na niej, to idź - postanowił. 

   Stałam odwrócona tyłem do nich. Na ich nieszczęście, wszystko słyszałam. W sumie, może im szybciej się dowie,że moi rodzice są jacy są, szybciej się odczepi. Poczułam dotyk czyjejś ręki na moim ramieniu. Moje serce znowu zaczęło szybciej bić. To było co najmniej dziwne. Odwróciłam się do chłopaka. Jego wygląd mega mnie pociągał. Czarne jeansy z dziurą na kolanie, granatowa bluza i czarne vansy. Z wrażenia przygryzłam wargę, a na twarzy blondyna pojawił się piękny uśmiech. Przeczesał palcami swoje rozjaśniane blond włosy.

- Vick,przepraszam. Ja naprawdę nie wiedziałem,że twoi rodzice,no..no, nie mówmy o tym. Naprawdę przepraszam, jeżeli to cię uraziło,a miało prawo - jąkał bez celu Niall. 

- Ugh - westchnęłam - Pewnie teraz myślisz,że jestem taka sama jak oni. - uśmiechnęłam się sarkastycznie.

- Nie - odparł stanowczo, nie ukrywam, ulżyło mi - Nie możemy odpowiadać za błędy naszych rodziców. Jeżeli myślisz,że moje życie usłane jest różami,to jesteś w ogromnym błędzie. - zdziwiłam się wyznaniem blondyna, przecież wszyscy wiedzą,że rodzina Horan, to wspaniała rodzina. Fakt,że jego rodzice są rozwiedzeni. Ale jednak ma dom, normalną rodzinę.

- Dobra, kupujesz mi ten bilet,czy nie? - zapytałam z kozackim uśmiechem, na co chłopak się uśmiechnął. 

- Jasne - rzucił i wszyscy na ostatnią chwilę wsiedliśmy do autobusu. Razem z Lou zajęłam tylne miejsca, siadając koło okna. Horan w tym czasie kupował nam bilety. To miłe z jego strony. Uśmiechnęłam się sama do siebie.

- Wiedziałem - oznajmił Lou.

- Co wiedziałeś? - spojrzałam się ze zdziwieniem na chłopaka.

- Niall cię kręci,nie? - zapytał brunet, na co tylko parsknęłam śmiechem odwlekając temat - Vick..

- Niee, coś ty - odpowiedziałam patrząc się przez szybę - Nie kręcą mnie takie typki jak on - oznajmiłam. 

    Odwróciłam wzrok, moim oczom ukazał się ten pierdolony gbur - kanar. No świetnie, westchnęłam błądząc wzrokiem po podłodze autobusu. 

If I could fly // n.hWhere stories live. Discover now