Rozdział 6

1.2K 147 64
                                    

Pomogłem Feliksowi wsiąść do samochodu, po czym sam szybko usiadłem na fotelu kierowcy.

Byłem wtedy strasznie roztrzęsiony i nerwowo starałem się trafić kluczykiem do stacyjki. I gdy wreszcie udało mi się odpalić samochód, postanowiłem nie czekać ani chwili dłużej i ledwo unikając zderzenia ze słupkiem, najszybciej jak mogłem zacząłem pędzić w stronę szpitala.

Zwolniłem dopiero, gdy dojechaliśmy do bardzo ruchliwego skrzyżowania.

Feliks oparł swoją głowę o deskę rozdzielczą, cicho mamrocząc coś pod nosem i nie przestawał przy tym uciskać swojego prawego boku.

Widząc jak cierpi, zjechałem na pobocze i przybliżyłem się do niego, chcąc sprawdzić jak poważne są jego rany. Jednak gdy tylko wyciągnąłem rękę żeby go dotknąć, nerwowo odepchnął moją dłoń, a na jego ociekającej łzami twarzy widać było ogromne przerażenie.

- Feliks! Hej! Słyszysz mnie?! O co chodzi?

Nie miałem pojęcia co się z nim dzieje, ani co w takiej sytuacji powinienem zrobić, a fakt, że jego życiu mogło grozić niebezpieczeństwo tylko potęgował moje przerażenie.

- Nie dotykaj mnie!

Krzyknął, starając się mnie odepchnąć. Nie wiedziałem co powiedział, ale wyglądało to jakby próbował się przed czymś bronić. Mogłem się tylko domyślać, że miało to związek z typem, który był w jego domu.

- Feliks!
- Zostaw mnie! Nie zbliżaj się do mnie!
- Argh..jak chcesz coś powiedzieć, to mów to tak żebym zrozumiał.

Czułem się naprawdę bezsilny i przytłoczony tą sytuacją. Przecież poza imieniem i miejscem zamieszkania, o Feliksie nie wiedziałem nic. A to, że lubi słodycze raczej w niczym by mi nie pomogło.

Próbowałem nawet skontaktować się z Adrianem i Eduardem, ale żaden z nich nie odbierał telefonu. Pech chciał, że poza nimi w całym tym kraju nie miałem kompletnie nikogo, do kogo mógłbym się zwrócić o pomoc. Moja sytuacja była naprawdę beznadziejna i pogarszała się z każdą chwilą.

Gdy Feliks po raz kolejny próbował odsunąć mnie od siebie, chwyciłem go za ręce i patrząc mu prosto w oczy, najspokojniejszym jakim tylko mogłem głosem, kazałem mu się uspokoić. Blondyn był strasznie roztrzęsiony i cały drżał, jednak wreszcie wrócił do siebie.

- T-toris? C-co ty tu robisz? G-gdzie my jesteśmy? Pamiętam, że byłem w domu gdy...nie...ja nie chce tam wracać....nie chcę już nigdy więcej go widzieć.
-Hej. Hej, Feliks, spójrz na mnie. Spokojnie. Jesteś teraz ze mną, i nic ci tu nie grozi. Nie pozwolę, żeby ktoś znowu cię skrzywdził. Rozumiesz?
-A-a co jeśli on znów mnie znajdzie?

W tamtej chwili sam ledwo byłem w stanie powstrzymać się od płaczu, widząc blondyna raz po raz ocierającego twarz ze spływających po niej łez. Naprawdę chciałem zrobić coś, żeby go pocieszyć, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Cholera! Gdybym tylko wiedział wcześniej, że coś takiego może mieć miejsce, to nigdy nie pozwoliłbym mu zostać w tym wielkim domu samemu.

- Toris...jak sądzisz? Co teraz ze mną będzie?

Po tych słowach Feliks spojrzał na mnie swoimi zaszklonymi oczami, zupełnie jakby w mojej odpowiedzi pokładał swoje ostatnie nadzieje na ratunek.

- Najpierw musimy pojechać do szpitala, żeby sprawdzili, czy nic ci nie jest. Potem dopiero będziemy się martwić co dalej. Słuchaj. Nie wiem kim był ten facet, ani czego od ciebie chciał, ale jednego jestem pewien. Póki jestem przy tobie nie pozwolę, aby kiedykolwiek znów się chociaż do ciebie zbliżył.

Feliks kiwnął głową, cicho pociągając nosem. Przez chwilę wydawało mi się, że chce mi coś powiedzieć, ale za każdym razem gdy otwierał usta, zaraz je zamykał, jakby zmieniał zdanie. W końcu, po chyba trzech, czy czterech próbach, odezwał się tym swoim cichym, zapłakanym głosem.

- Mój ojciec.
- Czekaj, nie słyszałem. Możesz powtórzyć?
- Ten... ten facet. To mój ojciec.
- Czekaj, TEN facet?! Ten sam, który przed chwilą próbował cię zatłuc?! Żartujesz sobie, prawda?

Po tych słowach Feliks znów zamilkł, spuszczając głowę w dół, zupełnie jakby obawiał się mojej reakcji.

- Przepraszam, w końcu nikt nie wybiera sobie rodziców. Nie powinieneś się tym tak zadręczać, bo niezależnie od tego jaka jest twoja rodzina, to nie zmieni faktu, że jesteś moim przyjacielem. No dobra, przyznam, że po dwóch dniach znajomości nie wiem o tobie jeszcze wielu, naprawdę wielu rzeczy, ale to nie znaczy, że mi na tobie nie zależy. Może nie jestem najwspanialszym materiałem na przyjaciela, ale mogę ci obiecać, że nie ważne co by się działo, zawsze stanę po twojej stronie, nawet jeśli by się waliło i paliło. Zawsze przybiegnę ci z pomocą.

Gdy to mówiłem, Feliks uniósł głowę i zaczął się we mnie wpatrywać tymi swoimi zielonymi oczami, zupełnie jakby to co do niego mówiłem było czymś niezrozumiałym.

- A co jeśli po poznaniu prawdziwego mnie stwierdzisz, że nie jestem taką osobą za jaką mnie brałeś i nie będziesz chciał mnie więcej widzieć? Nie chcę znów być tym, który zostanie opuszczo..

Feliks nagle zakaszlał, zakrywając usta dłonią, po czym zamilkł nie kończąc zdania.

- Feliks, hej...

Przez chwilę nie wiedziałem o co chodzi i dopiero gdy wnętrze auta oświetliły lampy przejeżdżającego obok samochodu, zauważyłem, że dłoń którą Feliks zakrył usta, a nawet podłoga i fotel, na którym siedział blondyn były ubrudzone jego krwią.

Ohayo! I tak oto wreszcie udało mi się skończyć szósty rozdział! XD

~ Olaf :3

Aš Tave MyliuHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin