Trzydzieści Osiem

343 24 0
                                    

Podobno ubieranie choinki, łączy ludzi. W domu Podgórnych, nigdy tak nie było. Sprzeczaliśmy się, gdzie powinna zawisnąć jakaś bombka albo kto powinien zawiesić lampki.Potrafiliśmy pokłócić się o to tak bardzo, że nie rozmawialiśmy ze sobą, do czasu kolacji wigilijnej.

W tym roku, jest inaczej. Prawdę powiedziawszy, nie poznaję mojej rodziny. Przez ostatnie trzy miesiące, wszytko jest inaczej. Moja rodzina, pod moją nieobecność, bardzo się zmieniła.Można by stwierdzić, że są mi zupełnie obcy.

Mimo to, cudownie jest patrzeć, jak wszyscy są uśmiechnięci i szczęśliwi.

-No, dobrze- mówi mama, gdy drzewko jest już w pełni przystrojone.- Kto pomoże mi piec pierniki?

-Ja!- wyrywa się Alex, a za jego przykładem idzie też Antek.

Oboje wybiegają z salonu, pędząc do kuchni, jakby pierniki miały im uciec. Mama przewraca oczami, ale widzę ile radości sprawia jej to, że ma pod ręką dwójkę wnuków, z którymi może się bawić i żartować.

-Iguś, pomożesz mi?- pyta mnie tata, gdy mama chce zaprząc mnie do pracy w kuchni.

-Tak, jasne- uśmiecham się, ponieważ tata bardzo dobrze wie, jak nie lubię piec.

Mama z ciężkim westchnieniem, idzie do kuchni.Słyszę, jak nawołuje Edytę i Tośkę, które poszły na górę, pakować prezenty.

-Dzięki- mówię do taty, a on mruga do mnie okiem.-To co robimy?

-Poszedłbym na spacer- odpowiada dziwnym głosem, ale nie potrafię rozgryźć o co dokładnie mu chodzi.

Z mętlikiem w głowie, pcham wózek, na którym cały czas tata jeździ. Pomagam ubrać mu kurtkę, sama robię to samo i wołam z przed pokoju, że wychodzimy.

Po tym jak zamykam, za nami drzwi, czuję jak zimno zaczyna szczypać mnie w policzki i czubek nosa. Śnieg spadł, w tym roku, wyjątkowo wcześnie. Pokrywa podjazdy domów w sąsiedztwie,dachy, gdzieniegdzie nawet otula samochody. Już dawno, nie było takiej zimy.

Na szczęście, chodniki są odśnieżone, więc bez problemu mogę pchać, przed sobą, wózek z tatą.

Z początku, nic nie mówimy. Słuchamy ciszy, która panuje na osiedlu. Zazwyczaj jest tu cicho, ale po wyjeździe niektórych sąsiadów, jest tu jeszcze ciszej. A przynajmniej tak mi się wydaje.

-Zimno- mówię, przerywając ciszę.

-Jak to w zimie- przytakuje tata i poprawia koc, którym przykryte ma nogi.- Szkoda, że słońce nie świeci. Przynajmniej,śnieg ładnie by się mienił.

-Yhym- zgadzam się.

Będziemy rozmawiać o pogodzie?, myślę. Chyba nie po to chciał iść na spacer? Równie dobrze, o pogodzie, można rozmawiać w domu, przy kominku, z kubkiem gorącego kakao w ręku.

Tata zaczyna kaszleć. Nie jest to zwyczajny kaszel. To ten, który nie opuszcza go, od czasu gdy wylądował w szpitalu.Kaszel, oznajmiający, że rak przedostaje się do płuc. Niestety, w ostatnich dniach, duszności przybrały na sile.

-Możemy wrócić- zaczynam, ale on kręci głową.

-Usiądźmy w parku- zarządza, a ja bez słowa sprzeciwu, kieruję nas do małego parku osiedlowego, który formalnie rzecz biorąc, jest placem zabaw dla dzieci.

Tutaj też wszystko jest ośnieżone. Nikt,przynajmniej od wczoraj, tutaj nie był. Odgarniam trochę śniegu z ławki i siadam na niej. Siedzisko jest zimne i przez myśl przechodzi mi, że jutro, co chwilę będę chodzić do toalety.

Wiraż Życia (nie poprawione) Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin