6. Drużynowy Żartowniś/Burza Uczuć (niepop.)

2.3K 159 87
                                    

[Qudditch, bolesne wspomnienia i nowe odkrycia]


Dwadzieścia jeden dni później. Pełnia. (29 września. Poniedziałek)

Nieznośne promienie słońca paliły twarz Marleny. Przez pewien czas dziewczyna walczyła z nimi, przekręcając się na boki, ale zrezygnowała, bo coś się nie zgadzało. Uniosła jedną powiekę i natychmiast podniosła się na nogi z krzykiem.

Nie leżała w swoim łóżku.

Nie leżała w swoim dormitorium.

Nie było jej nawet wewnątrz zamku.

To pewnie jakiś durnowaty kawał, pomyślała najpierw. I gdy już chciała wskazać, kim jest jej domniemany winowajca- przypomniało jej się.

Opadła na ziemię równie gwałtownie, jak wstała. Głowa zapulsowała jej bólem, poczuła też, że z kolana ciurkiem leci jej krew. Nie to jednak miała w głowie.

Fakt, że oni znowu mieli rację, rację, której zresztą mieć nie chcieli, sprawił, że odechciało jej się żyć. I jedyne co teraz mogła zrobić, to rozpłakać się jak dziecko.

***

Trzydzieści godzin wcześniej

Walczyła z oddechem przed drzwiami do gabinetu dyrektora. Nie miała w zwyczaju mieć trudności z brakiem odwagi czy śmiałości, ale teraz urosła przed nią ogromna blokada. Z jednej strony musiała wiedzieć, co dalej, a z drugiej obawiała się prawdy. Tak, bała się, że usłyszy, coś, co zmieni całe jej dotychczasowe życie.

Kamienne gargulce, które strzegły pomieszczenia łypały na nią groźnie i to może przez nie w końcu wzięła się w garść. W dzieciństwie bowiem siostra straszyła ją podobnymi rzeźbami, mówiąc, że po dłuższym nań przyglądaniu samemu się w niego zamienisz. Teraz już w to oczywiście nie wierzyła, ale wolała nie ryzykować. Poza tym i tak tego nie odłoży.

Odchrząknęła i zastukała pięścią we wrota. Prawie natychmiast otworzyła jej profesor McGonagall z zatroskaną, aczkolwiek w dalszym ciągu surową miną. Bez powitania weszła do środka i przejechała po twarzach pozostałych nauczycieli, którzy zgromadzili się w pokoju w jej sprawie.

Pani Pomfrey. Nauczycielka Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, którą kojarzyła jedynie z widzenia. Liam Argent, ich nowy nauczyciel OPCM' u. Jakaś nieznana jej kobieta, w stroju uzdrowicielki. No i sam zamyślony Dumbledore. Wbiła wzrok w ziemię.

-Marlena, usiądź proszę- usłyszała głos dyrektora. Posłusznie wypełniła polecenie.

-Powiedziałaś, że nie chcesz pojechać na badania do Szpitala św. Munga...

-A pan powiedział, że nie powinnam się niczym przejmować, kilka tygodni temu- przerwała mu z wyrzutem. Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się niegrzecznie, ale nie przejmowała się konsekwencjami, czyli szlabanem. Gdyby tylko to ją spotkało, byłoby wręcz nagrodą.

Starzec westchnął ciężko.

-Nie musisz się przejmować, to prawda. Póki co jeszcze nic nie wiemy. Ale to, że nie wiemy pewnej rzeczy nie umniejsza jej istnienia- odparł filozoficznie. –A więc pozwól nam zrobić te badania. Nie zrobię nic wbrew twojej woli, ale lepiej zrobić to teraz, tutaj, niż niepokoić, być może niepotrzebnie, twoich rodziców wysyłając im prośbę o pozwolenie wysłania cię do szpitala, nie sądzisz?

Już otwierała buzię, by opowiedzieć, ale natychmiast ją zamknęła. W jej rodzinie dzieje się wystarczająco źle. Ojca niedawno zwolnili z pracy z Ministerstwa, a matka pracująca jako sprzedawczyni w jednym ze sklepów na Pokątnej poza sezonem nie mogła utrzymać reszty rodziny, wliczając jej praktykującą od tego roku siostrę. Gdyby miała się zamartwiać jeszcze tym, że jej córka może zostać wilkołakiem...

Hogwart z tamtych lat (1)Where stories live. Discover now