Gimbus VS Zombie

27 2 1
                                    

Pan Hipolit powolnym krokiem wszedł na szkolną mównicę. Odchrząknął kilka razy i rozejrzał po tłumie wpatrujących się w niego ze znudzeniem uczniów. W końcu zdecydował się przerwać niezręczną ciszę i przemówił swym słabym, lekko drżącym głosem.

-Dzisiaj mamy 150 rocznicę wygrania przez ludzi trzeciej wojny światowej, które, jak wiecie, miało miejsce w 3148 roku. Z tej okazji opowiem wam historię o tym, jak udało mi się pokonać armię głodnych zombie oraz jak straciłem najlepszego przyjaciela i lewą dłoń. Macie mnie wszyscy uważnie słuchać albo przerobię was na karmę dla psów i wyślę do Krajów Zjednoczonej Azji. Zrozumiano...?

Nikt się nie odezwał. Zamiast tego, wszyscy gorliwie pokiwali głowami i wpatrywali się z lekkim przestrachem w pana Hipolita.

-Wspaniale. A więc zaczynam.

                                                                                               *

Był rok 2446, gdy cały świat zadrżał w posadach, zaatakowany przez miliony ożywionych na skutek jakiegoś nieznanego wirusa trupów.

Miałem wtedy zaledwie piętnaście lat, więc wizja zostania zjedzonym przez własną babcię napawała mnie pewnym niepokojem, przez który nie potrafiłem spać i całkowicie straciłem apetyt.

-Hej, Hippo!-wykrzyknął nagle mój najlepszy kumpel, Yoshimatsu*. Kiedy on właściwie wszedł do mojego pokoju...?-Przestań pierniczyć od rzeczy! I ty też, autorko! Masz napisać opis przeżyć wewnętrznych! Nikt nie będzie czytał długiej i nudnawej autobiografii jakiegoś ziomka z dziwnym imieniem. Przejdźmy do momentu, w którym zaczyna się fabuła!

-Umm...no tak, masz rację. Sorki-wybąkałem, speszony tą ostrą reprymendą.

-Ja też przepraszam. Już nie będę...-zaczęła autorka.

-ZAMKĄĆ SIĘ! FABUŁA-warknął zirytowany Yoshimatsu.

                                                                                          *

1 października 2466 rok

Był to spokojny, jesienny dzień. Stwierdziłem, że jest wprost idealna pogoda, by zaprosić moją dziewczynę, Bogumiłę (tak, w XXV wieku te imiona znowu są modne-uwaga od autorki :v) na randkę.

Szliśmy razem, trzymając się za ręce, uśmiechnięci od ucha do ucha. Byłem niezwykle szczęśliwy, że tak wyjątkowa dziewczyna jak ona, wybrała takiego przeciętniaka, jak ja. Dodatkowo, widząc spoglądających na mnie i Bogusię zazdrosnych facetów, czułem rozpierającą mnie od środka dumę.

Nagle moje radosne przemyślenia przerwał mrożący krew w żyłach wrzask. Chwilę później dane nam było zobaczyć, co jest jego przyczyną.

Horda zombie pędzących w naszą stronę i pożerających każdego, kto stanie im na drodze.

Chciałem uciekać jak najdalej stąd, ale nie byłem w stanie. Strach sparaliżował mnie do tego stopnia, że nie potrafiłem nawet kiwnąć palcem.

Kątem oka dostrzegłem uciekającą z krzykiem Bogusię. A więc mnie zostawiła...

Przez chwilę było mi przykro, ale szybko to uczucie zostało zastąpione lekkim zadowoleniem. Przynajmniej ona przeżyje.

Zrezygnowany spojrzałem na przymierzającego się już do ataku małego, zgarbionego zombiaka.

...

Ponownie rzuciłem okiem na zbliżającego się potwora.

W tym momencie mój strach zniknął. Zamiast niego pojawiło się dzikie, liżące moje wnętrzności żywym ogniem, przerażenie. Czyli mój najgorszy koszmar się spełnił...

Gimbus VS ZombieWhere stories live. Discover now