please, don't leave me

73 6 9
                                    

Jak co dzień, wstałem o szóstej rano, zjadłem śniadanie (w moim przypadku jabłko i sok) , umyłem zęby i zabierając telefon i portfel wyszedłem z domu.
Od razu pierwsze kroki skierowałem do szpitala.
Po co?
Żeby spotkać się z przyjacielem.
Hah, z jego strony to przyjaźń.
To przykre, ale prawdziwe. Mam nadzieję, że się zmieni.

Znam na pamięć drogę do tego miejsca, a gdyby nie schody w budynku, to doszedłbym do jego pokoju z zamkniętymi oczami.
Po wejściu do pomieszczenia usiadłem na krześle obok łóżka lokatego.

-Cześć Hazz - powiedziałem, nie oczekując odpowiedzi.- Jak się czujesz?

Pogłaskałem go po dłoni i pocałowałem w policzek. Opowiadałem mu co się stało wczoraj, co będę później robić i dałem mu małego misia, do którego przyczepiony był list ode mnie.

-No to cześć, lecę do pracy. Trzymaj się! - pomachałem mu i wyszłem z sali.

Dzisiaj w kawiarni jest wyjątkowo nudno. Prawie cały dzień sprzątam, bo nie mam co robić. Przyszło jedynie dziesięciu klientów i zamawiali tylko kawę. W pewnym momencie przyszła czterdziestoletnia kobieta (czyt. moja szefowa) i postanowiła wypuścić mnie wcześniej do domu. Była dopiero szesnasta, więc postanowiłem wyjść do kina. Na moje szczęście, kino było zamknięte (wyczuj sarkazm).
Poszedłem do domu, obejrzałem jakiś durny serial. Po trzech sezonach przygód Swietłany czy Jakjejtam, spojrzałem na zegar. Duża wskazówka wyznaczała ósemkę. Zadzwoniłem do Nialla.

-Hej Neil!

-Hej Lou - powiedział mój przyjaciel zaspanym głosem.

-Robisz dziś coś ważnego?

-Właściwie.. to nie, a co chcesz? - zapytał blondyn.

-Chciałem wyciągnąć cię do klubu.. no chyba, że nie chcesz, to nie musisz..

-Co ty kurwa mówisz? Ja? Niall Pieprzona Perfekcja i Król Melanżu Horan mam nie chcieć iść do klubu? - śmiał się chłopak.

-To znaczy że idziesz?

-Oczywiście - odparł Niall.- O której mam być?

- Myślę, że za piętnaście minut powinno być okej.

-To oczekuj mnie o ósmej piętnaście! Paa!

Rozłączył się.

Szybko ubrałem świeżą koszulkę i uczesałem się. Następnie zjadłem banana i umyłem zęby. Po kilku minutach usłyszałem dzwonek do drzwi. Od razu podbiegłem tam, by je otworzyć.

-Jesteś gotowy? - zapytał Niall.

- Taak - powiedziałem, po czym zamknąłem dom i wsiadłem do samochodu.

Droga mijała w milczeniu. Jadąc obok szpitala pomyślałem o Harry'm. Zrobiło mi się przykro, ale potem było trochę lepiej.

Siedząc w klubie trochę się nudziłem. W pewniej chwili zadzwonił telefon.
To Amy.
Pielęgniarka ze szpitala, w którym leży Hazz.

-Halo, Louis? - zaczęła dziewczyna. - Musisz tu przyjechać, bardzo szybko.

-Co się dzieje? - spytałem zaniepokojony.

-To nie rozmowa na telefon - odłożyła słuchawkę.

Szybko znalazłem Horana i kazałem mu zawieźć mnie do szpitala. Niechętnie wyszedł z tłumu ludzi i ruszył do auta. Po wejściu odpalił maszynę i błyskawicznie byliśmy na miejscu. Wysiadłem i pobiegłem do sali mojego przyjaciela. Jego tam nie było.
Dlaczego go nie ma?
Podeszła do mnie Amy.

-Lou..

-Huh? Gdzie jest Harry?!

-Lou, bo on.. - zatrzymała się na chwilę. - On nie żyje.

-Co kurwa?

O nie. Jak to? Przecież jego stan był stabilny.. On spokojnie leżał, spał.. On miał się obudzić.. On miał żyć!

Ze łzami w oczach wybiegłem z budynku. Poszedłem się do domu. Dalej płacząc, otworzyłem drzwi i wszedłem po schodach na górę. Wchodząc do pokoju, rzuciłem się na łóżko i zacząłem jeszcze bardziej płakać..

-Nie płacz Louie.. - usłyszałem znajomy głos. To był głos Harry'ego.

-Hazz? P-przecież ty.. ty nie żyjesz..

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
No czeeść :*
Pierwszy rozdział, jak Wam się podoba? Hazz nie żyje, ale dlaczego Louis go słyszy?
Czytasz=komentujesz

All the love, L. x

let me help you || harryxlouisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz