Rozdział 2

4 0 0
                                    

Budynek z zewnątrz wyglądał na przeogromny. Dopiero teraz, kiedy zaklęcie niewidzialności przestało całkowicie działać, Glenn mógł podziwiać coś czego nie dało się zobaczyć nigdzie indziej. Coś wyjątkowego. Bursztynową Wieżę.

Stworzona z bursztynu i ciemnego srebra błyszczała w promieniach popołudniowego słońca. Wznosiła się od wyspy położonej w dole aż do czubka klifu i dalej w górę, tak, że miało się wrażenie, że sięga chmur leniwie płynących po niebie. Jej ściany tworzyły ogromne, niezwykłe witraże wykonane z bursztynowej żywicy poprzetykanej cieniutkimi pasmami metalu. Dopiero wchodząc do środka człowiek mógł zorientować się, że była to jednak tylko zewnętrzna konstrukcja, będąca czymś w rodzaju kopuły bez dachu, muru skrywającego wnętrze. Jej rdzeń bowiem stanowiła kolejna wieża z piaskowca zbudowana w środku tej pierwszej, pokryta w większej części ciemnozielonym, śpiewającym bluszczem.

Glenn szedł przed siebie aż zobaczył spory dziedziniec a na nim kamienne podwyższenie na którym to, jak dostrzegł, zgromadzili się wszyscy ważniejsi magowie Wieży. Widział tu znane wszystkim osobistości świata magów. W drodze do tego miejsca zdążył usłyszeć sporo ich imion i historii ich dokonań. Teraz miał przed sobą tłum ludzi, większą część w brązowych szatach – nowicjuszy; nowoprzybyłych w zwykłych ubraniach oraz widzianą wcześniej elitę magów w której to każda ze specjalizacji magicznych miała swój własny kolor. Tak więc widział wielu uzdrowicieli w zieleni na czele z mistrzem Letho i mistrzynią Isabriel, znanych ze swojej magii leczącej we wszystkich Krainach Sprzymierzonych, aktualnie rozmawiających pomiędzy sobą. Był mistrz Maximus, ubrany w granatowe szaty symbolizujące magię wojenną, które najwyraźniej nie zdołały ukryć jego potężnych mięśni. Był i mistrz Craft od uroków, któremu zadziwiająco dobrze było w brudnym różu, a także i mistrzyni transmutacji i zmiennokształtności - Lesa - w żółtym. Byli i elementaliści i wielu, wielu innych, kiedy jego wzrok padł na osobę w błękitnej szacie. A był nią nikt inny jak staruszek z bramy, który zwrócił uwagę Glenna gorączkowo rozglądając się w tłumie przybyłych. Ale nie zdołał widocznie nikogo zauważyć, zaczął więc nerwowo przekładać co chwilę ręce.

Staruszek stał trochę z dala od zgromadzonych na środku dziedzińca magów, natomiast na przeciwnym końcu Glenn zauważył równie starego maga w ciemnofioletowej szacie, który w tamtej chwili wyjąwszy z kieszeni okulary począł coś pilnie studiować.

Już sam ten fakt świadczył o tym, że ów mag ma inne ważne sprawy na głowie, a obecność tutaj, na tej ceremonii, uważa za, mogłoby się wydawać, marnotrawstwo czasu. Glenn postanowił podejść do niego nieco bliżej.

„Fioletowa szata" – pomyślał Glenn – „To znak rozpoznawczy alchemików. Zwykle są oni najbardziej zajęci ze wszystkich magów, prowadząc nieustanne badania nad miksturami, ich wytwarzaniem... Być może ten uważa ceremonię za stratę czasu i niepotrzebne odciągnięcie go od swojej pracowni i teraz właśnie wykorzystuje ten czas w inny sposób, czytając zawiłe przepisy, traktaty magiczne..."

W tej jednak chwili pergamin, który trzymał w ręce alchemik przesunął się nieco ukazując broszurkę, na której wielkimi, wytłuszczonymi literami wypisano słowa: „Wyścigi koników morskich – obstaw, a fortuna należeć będzie do ciebie!"

Glenn musiał wyglądać na naprawdę oszołomionego, bo ni stąd, ni zowąd odezwał się do niego czyjś głos.

- Wszystko w porządku?

Spojrzał w kierunku z którego dochodził ten dźwięk. Należał on do rudego chłopaka w brązowej szacie i okularach, który wpatrywał się w niego uprzejmie.

- Tak, oczywiście! – odparł, otrząsając się ze zdumienia – Wybacz, musiałem wyglądać naprawdę głupio.

Rozejrzał się mówiąc to dookoła.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 02, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

MistrzWhere stories live. Discover now