3. Panika

3.3K 203 91
                                    

Nagle rozejrzał się i znów spojrzał na mnie. Tym razem z dziwnym... Niebezpiecznym uśmiechem na twarzy. Jakoś nagle pożałowałem tego że przyszedłem z nim porozmawiać. Nadal starałem się utrzymać swój stanowczy wygląd, ale kiedy blondyn zrobił krok w moją stronę od razu się cofnąłem. 

-Cóż, cieszę się że podzieliłeś się ze mną tą informacją..- zaczął Rogers coraz bardziej się do mnie zbliżając. Odruchowo moja dłoń powędrowała w miejsce gdzie powinienem mieć paralizator, ale... Nie było go tam! O...Kurde... 
Moja pewność siebie jeszcze bardziej spadła. Wyciągnąłem rękę przed siebie chcąc zatrzymać blondyna. 

-Proszę nie wchodzić w moją strefę komfortu- powiedziałem dość spokojnie, biorąc pod uwagę że wewnętrznie panikowałem. Steve nic sobie z tego nie robiąc nadal się zbliżał przez co moja dłoń oparta była teraz na jego klatce piersiowej. -Hej, nie słyszysz co się do ciebie mówi...- zmarszczyłem brwi patrząc na chłopaka. Ten spokojnie uniósł dłoń i chwycił mnie za nadgarstek. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć przyszpilił mnie do regału, a jego druga dłoń zasłoniła moje usta. Moje serce zabiło szybciej w akcie paniki. Nie wiedziałem co zamierza zrobić, ale był większy i silniejszy ode mnie.

-Wiesz Stark, nie musisz woleć mężczyzn..- szepnął Rogers tuż przy moim uchu. -Wystarczy że będziesz wolał mnie zamiast kogokolwiek innego- to mówiąc ugryzł mnie w szyję przez co wydałem z siebie cichy, zduszony jego dłonią, krzyk. Blondyn zaśmiał się i pocałował podrażnione miejsce. Potem po prostu puścił mnie i odszedł z tym wkurwiającym uśmiechem na ustach.

Okej... Najwyraźniej mam adoratora płci męskiej... Który jest kurde przerażający...

Cudownie...


Po powrocie do domu Vision zapytał mnie jak poszła rozmowa z moim "kolegą". Oczywiście odpowiedziałem szczerze, że do dupy i opisałem całą sytuacje. Gnojek przyznał się ze wyciągnął mi paralizator z kurtki ponieważ uważa, że powinienem nauczyć się radzić z problemami używając słów, a nie voltów.

Wziąłem głęboki oddech. -Vision, mój drogi opiekunie..-  zacząłem spokojnie ale mój ton powoli stawał się coraz bardziej agresywny. - Rozumiesz, że gdybym miał go przy sobie to mój "kolega" nie ugryzł mnie w szyje do cholery?!

-Język Tony- powiedział spokojnie jak zawsze doprowadzając mnie do szału.

-Dobra, w takim razie będę zabierać pancerz do szkoły- warknąłem kierując się w stronę pracowni. 

-Tony dobrze wiesz nie nie wolno wnosić broni na teren szkoły- Vision próbował mnie powstrzymać, ale byłem na tyle wkurzony, że miałem to gdzieś. 

-Nie będę ryzykować, że ten szaleniec zrobi mi coś jeszcze- wyplułem, a mężczyzna stanął przede mną torując mi drogę. -Przesuń się Vision- lecz on zamiast tego chwycił mnie za ramiona.

-Tony- powiedział stanowczo, ale nie był przy tym agresywny. -Jesteś zdenerwowany i zmęczony. Idź odpocząć, później o tym porozmawiamy.

Cóż... Musiałem przyznać mu rację. Przy kolacji ustaliliśmy, że mogę zabrać rękawice, ale mam nałożyć ograniczenie, aby na pewno nikomu nie zrobić krzywdy. Pasowało mi to więc się zbytnio nie wykłucałem.


Okej... Następnego dnia jedyne co się stało to blondyn uśmiechnął się do mnie kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Ponownie następnego... I następnego. Czułem, że coś knuje, a teraz tylko czeka w swojej pieczarze by zaatakował gdy nie będę się spodziewał... 
Vision codziennie uspokajał mnie, twierdził że jestem zestresowany i przewrażliwiony, ale kto by nie był. W końcu blondyn... jakby zrobił kolejny krok? I nie miałem pojęcia jak daleko może zajść, a dla mnie już to co zrobił to było zdecydowane przekroczenie dozwolonej granicy.

______

OOOOKEJ...

Naprawdę bardzo przepraszam, że tak wolno mi to idzie, ale ... cusz.... Nie bardzo mam ochotę to w ogóle poprawiać. Jakby, fandom Marvela spadł u mnie w rankingu ulubionych i średnio czerpie radość z pisania tego. 

Wiem, że wcześniej mówiłam, że poprawie wszystkie opowiadania, ale nie wiem czy będę w stanie.

W każdym razie postaram się to doprowadzić do końca... Albo chociaż do miejsca w którym je porzuciłam... 


Bezradny (STONY) [rework]Where stories live. Discover now