9

7.1K 176 21
                                    

Alissa's pov.

9 marca 2032
Mineły już dwa dni od pogrzebu mamy. Nadal było mi ciężko, ale już nie płakałam. Byłam sobą tylko przy przyjaciołach. Przy obcych moja twarz zamieniała się w obojętną maskę. Byłam aktorką więc nie miałam z tym większego problemu.

Siedziałam na łóżku i ostatni raz patrzyłam na swój pokój. Pomieszczenie gdzie się wychowałam było teraz prawie puste. Zostało tutaj tylko kilka kartonów. Będzie mi bardzo brakować tych błękitnych ścian i całego tego domu. Wstałam z łóżka, ostatni raz obejrzałam swój pokój i opóściłam go na zawsze z ostatnimi pudełkami w rękach. Zeszłam do pustego salonu i zajrzałam w każdy kąt aby sprawdzić czy czegoś nie zostawiłam. Byłam w sama w domu. Wszyscy łącznie z Lele są już w Hollywood. Mieli lot wczoraj. Moja przyjaciółka musiała polecieć, aby przygotować wszystko na mój przyjazd, a reszta po prostu wiedziała, że potrzebuję sama w spokoju pożegnać się z tym ważnym dla mnie miejscem. Na szczęście prawie wszystkie moje rzeczy już były w Hollywood. Miałam dzisiaj na sobie krótkie, czarne, jeansowe spodenki z wysokim stanem, biały crop top odsłaniający pępek i czarne sandały na koturnie, a na włosach czekały już na nałożenie, rówinież czarne Ray Ban'y. Udałam się do kuchni i zaparzyłam sobie kawę. Powoli ją wypiłam zagryzając rogalikiem i poszłam umyć zęby. Zrobiłam sobie jeszcze zastrzyk z lekarstwem na moje chore płuco. Pozaglądałam jeszcze w niektóre zakamarki, chwyciłam klucze i już miałam wychodzić kiedy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Bardzo się zdziwiłam, bo przecież każdy kogo znałam wiedział, że mam dzisiaj samolot. Może to tylko listonosz....? Oby żaden reporter. Chcę mieć choć trochę spokoju. Wziełam ostatnie pudełka, czarną torebkę oraz klucze. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je szybkim ruchem. Wszystkie rzeczy, które trzymałam w rękach spadły z głuchym łoskotem na ziemię kiedy ujrzałam kto stoi przede mną. To niemożliwe......... Stałam w szoku przez kilka sekund, a kiedy już się z niego otrząsnęłam rzuciłam się z piskiem w ramiona pierwszego z brzegu mężczyzn.
-O mój Boże..... Co wy tu robicie?- zapytałam przytulając kolejnych dwóch facetów.
-Zaraz się dowiesz....... Czemu nam nie powiedziałaś my lady?- zapytał wujek Calum z bólem w oczach. Zrobiło mi się trochę wstyd, ale kiedy ujrzałam osobę stojącą nieco dalej od razu przywołałam na swoją twarz maskę obojętności. Już dużo się przez tą osobę wycierpiałam. Obiecałam mamie, że nie dam się łatwo skrzywdzić i zamierzam dotrzymać danego słowa. Mężczyzna nazywany moim "ojcem" niepewnie patrzył w moją stronę i chyba nie miał odwagi podejść do mnie bliżej. No i dobrze.... Jednak nadal nie rozumiałam ich tak nagłego pojawienia się w moim domu. Odwróciłam się w stronę moich wujków i zadałam im pytanie.
-Ale co wy tu robicie? Ahhhh no tak.... Gazety....telewizja....-napewno dowiedzieli się o śmierci mamy. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jeśli teraz nie pojadę na lotnisko to nie zdąrzę na samolot. Szybko zamknęłam drzwi i pozbierałam rzeczy z podłogi. Spojrzałam na wujków i ujrzałam ich pytające spojrzenia.
-Al gdzie się tak śpieszysz? I czemu trzymasz te pudła? Możemy na chwilę wejść?- zapytał wujek Ashton.
-Oh.... Przykro mi, ale nie mogę. Jeśli teraz nie pojadę na lotnisko przepadnie mi lot do Hollywood.- kiedy zobaczyłam ich zszokowane miny postanowiłam im to szybko wytłumaczyć.- Przeprowadzam się tam. Będę mieszkać dwa lata u swojej przyjaciółki, a potem..... Potem pewnie znajdę sobie jakieś mieszkanie i jakoś to będzie......
Podczas mojej wypowiedzi patrzyłam na swoje dłonie, które nagle wydały mi się bardzo interesujące.
-Ohhh- wydusił z siebie wujek Mike.
-Niestety, ale nie będziesz mieszkać u swojej przyjaciółki, ponieważ zamieszkasz ze mną.......a tak właściwie z nami.- odezwał się mój "tata". Byłam w szoku. Ten facet, który zostawił mnie i moją mamę i nie przyznawał się do mnie myśli sobie, że tak poprostu z nim zamieszkam? No chyba nie...... Kiedy byłam już w stanie się ruszyć spojrzałam mu hardo w oczy. Dostrzegłam tak coś co mnie bardzo zdziwiło. Smutek? Podziw? Wstyd? Taaa to trzecie napewno mi się przewidziało.
-Przykro mi, ale to nie jest możliwe.-nadal patrzyłam mu się w oczy. Chciałam uchwycić każdą zmianę. Każde uczucie. Natomiast moja twarz była bez wyrazu.- Mam już załatwioną opiekę i dach nad głową.....zresztą dobrze wiem, że przeszkadzałabym. Byłabym tylko dodatkowym, niepotrzebnym bachorem...... Nie chcę litości-ostatnie zdanie wypowiedziałam z największą ilością jadu na jaką było mnie stać.- Ty już masz swoją kochaną córkę. Niepotrzebny Ci taki wielki, niechciany dzieciak. Hmmm....jak to było? A tak....kariera ponad wszystko...tato?-ostatnie słowo powiedziałam z kpiną. Nie miałam wyrzutów sumienia. Ten człowiek nie wie ile przez niego wycierpiałam.... Ze mną nie będzie tak łatwo. Po mojej wypowiedzi zauważyłam na jego twarzy smutek i ból w oczach, ale to zignorowałam. Pffff pewnie zorientował się, że rzeczywiście mogę stanowić dla niego kulę u nogi.
-Przykro mi, że tak myślisz jednak to nieprawda. Będziesz mile widziana w moim domu. Jesteś moją córką....
-Pfffff-przerwałam jego wypowiedź prychnięciem-Uświadomiłeś to sobie po szesnastu latach...? Wow, brawo.
Jednak on nie zwrócił uwagi na to co powiedziałam i kontynuował.
-Wczoraj dostałem pełną, prawną opiekę nad tobą aż do 18 roku życia. Twój bilet do Hollywood napewno się nie zmarnuje, ponieważ tam właśnie lecimy. Nasz dom się tam znajduje więc będziesz miała blisko do swojej przyjaciółki. A teraz wskakuj do limuzyny.
Popatrzyłam jeszcze na wujków z błaganiem w oczach, ale oni tylko podnieśli kciuki do góry i się uśmiechnęli.
-Chyba nie mam wyboru.....
Ojciec podszedł do mnie i chciał wziąć ode mnie moje rzeczy, ale ja wymienęłam go i sama wrzuciłam rzeczy do bagażnika. Skoro sam mnie tam zabiera to już jego sprawa, ale ja napewno nie mam zamiaru ułatwiać mu życia. Nie czekając na nikogo weszłam do limuzyny. Nie zrobiła na mnie większego wrażenia, bo przecież sama często takimi jeździłam. Usiadłam jak najbliżej okna i uparcie wpatrywałm się w obraz za nim.
-Chcę jeszcze tylko pójść na grób mamy.-szepnęłam. Zauważyłm tylko lekkie skiniecie głową wujka Cala. Kiedy dotarliśmy na cmentarz wyskoczyłam z samochodu i nie czekając na resztę kupiłam bukiet białych róż i ruszyłam na grób mojej rodzicielki. Wymieniłam kwiaty i usiadłam na ławeczce. Nie obchodziło mnie to czy przyszli za mną czy nie. To było moje pożegnanie z mamą. Siedząc zaczęłam nucić piosenkę o tytule "Wherever you are". Nie obchodziło mnie to, że to piosenka wujków. Liczył się sens słów. Po moich policzkach spłynęły dwie gorzkie łzy. Szybko je ztarłam i gwałtownie wstałam z miejsca. Ostatni raz popatrzyłam na grób i odwróciłam się aby odejść. Jednak natrafiłam na czyjąś klatkę piersiową. Po podniesieniu wzroku okazało się, że należała ona do wujka Cala. Rozejrzałam się. Wszyscy czworo stali za ławeczką na której siedziałam. Zauważyłam też, że każdy z nich....naprawdę każdy ociera lekko zaczerwienione oczy.
-Nie wiedziałem, że tak pięknie śpiewasz Aly.-pochwalił mnie wujek Ash. W oczach każdego z nich zauważyłam podziw i dumę.
-Ohh....to nic takiego. Śpiewam normalnie jak każdy.
-Wiadać, że głos ma po tobie Luke-powiedział wujek Mike, a ja popatrzyłam na niego lekko zdenerwowana. Ojciec tylko popatrzył na mnie i skinął glową. Udaliśmy się do limuzyny i bez dalszych przeszkód znaleźliśmy się w samolocie. Lot trwał cztery godziny. Słuchałam muzyki, czytałam książkę i oglądałam jakiś film. Ah...oczywiście lecieliśmy prywatnym samolotem. Kiedy mieliśmy lądować uświadomiłam sobie, że przecież nie powiezdziałam Lele o nagłej zmianie planów. Przywaliłam sobie jeszcze face palm'a w myślach i zaczęłam gorączkowo rozmyślać nad wyjściem z sytuacji. Kiedy odbieraliśmy walizki moich wujków oraz ojca zaatakowali fani. Starali się ich odpędzić, ale marne były ich starania. Stałam z boku i cierpliwie czekałam na koniec autografów i selfie z piosenkarzami kiedy usłyszałam głos jednej z fanek.
-O. Mój. Boże...... Czy to Alissa Violet?! Aaaaaa tak to ona.- teraz już cały tłum wlepił we mnie oczy. Nagle wszyscy zostawili 5sos i ruszyli w moją stronę. O nie! Już niedługo wszyscy dowiedzą się o tajemnej córce Wspaniałego Luka Hemmingsa.
-Mogę autograf.....?
-Mogę zdjęcie....?
-Nagrasz coś ze mną.....?
-Umówisz się ze mną....?
Ze wszystkich stron docierały do mnie do mnie właśnie takie pytania. Grzecznie podpisywałam się na kartakach, telefonach i na rzeczach, których pochodzenia nie umiem wyjaśnić. Robiłam też sobie mnóstwo zdjęć z fanami. Zauważyłam, że jak i wujkowie tak i mój ojciec patrzą się na mnie zdziwieni. Mieli śmiesznie rozdziawione usta. Ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Kiedy dostrzegli, że prawie dławię się ze śmiechu na ich twarzach pojawił się podziw i wielka duma. Byłam zadowolona z ich reakcjii. Kiedy pożegnałam się z fanami i ruszyłam w stronę chłopaków usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos.
-Alissa....co tutaj się dzieje?-odwróciłam się powoli i spojrzałam na tą osobę. Ups......mam kłopoty.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Heloł!
Mam pytanie do osób, które to czytają. Jeśli wam się to podoba to możecie proszę zostawić po sobie jakiś znak? To pokazałoby mi czy ta historia was wogóle interesuje. Możecie też napisać co mogłabym poprawić aby było lepiej.
😉😉😝

Kariera ponad wszystko...tato? || L.H.Where stories live. Discover now