03|| Lick It Up

532 87 5
                                    

Jak na gust Deana, piątek pojawił się na horyzoncie zdecydowanie dziwnie szybko.

Chłopak pomimo nieustannych problemów z porannymi spóźnieniami, brakami w kofeinie i kłótniami z Castielem, zaczynał czuć się w nowej szkole coraz lepiej, a dla podkreślenia sukcesu znalazł nawet kilka osób, które niewymuszenie spędzały z nim przerwy albo chodziły na papierosa za szkołe. Fakt faktem Dean nie był najbardziej społeczna osobą na świecie jednak ludzie z nie do końca znanych mu powodów i przyczyn lgnęli do niego, a kilka dziewczyn jak na jego gust aż nazbyt wyraźnie podkreślało swoje zainteresowanie tajemniczym nowym chłopakiem, który jeździ super samochodem i jest cholernie przystojny.

Nie żeby Dean myślał o sobie w ten sposób. A gdzie tam, nigdy w życiu, przecież nie był żadnym narcyzem.

Kiedy tylko piątkowe lekcje dobiegły końca, niemal wszyscy starsi uczniowie prawie wybiegli ze szkoły i jak najszybciej pognali do domów. Winchester niezbyt łapał sytuacje, dlatego oparł się biodrem o Impalę i w oczekiwaniu na Sama odpalił papierosa. Prawdę mówiąc, jakiś czas wcześniej obiecał sobie, że rzuci albo chociaż ograniczy palenie, jednak jak było widać na załączonym obrazku, z obietnic i postanowień nie wynikało zupełnie nic.

Bo co mógł poradzić na fakt, że proces trucia się nikotynowymi oparami był równie rakotwórczy co przyjemny? No właśnie, zupełnie nic.

W czasie kiedy Dean kontemplował swoje papierosowe problemy, przez przeszklone drzwi szkoły wyszedł młodszy z braci w towarzystwie ognistowłosej dziewczyny. Dean wiedział o niej tylko tyle, że była cholernie inteligentna i nazywała się Charlie.

Nie minęła dłuższa chwila, a Sam już stał przy drzwiach od strony pasażera z oczekującym wyrazem twarzy. Dean z rozbawieniem zauważył, że przez ciągłe niespodziewane podmuchy wiatru długie włosy wpadały bratu w twarz, a tamten usilnie i przy okazji bezowocnie próbował zakładać je za uszy.

Kiedy samochód ruszył, a z radia popłynęło uspokajające The Ocean, Sam postanowił zadać bratu pytanie, które dręczyło go już dłuższa chwilę.

- Czemu nie zamierzasz iść na tą całą imprezę?

- Jaką znowu imprezę? - W głosie starszego Winchestera zabrzmiało autentyczne zainteresowanie, a kiedy Sam zauważył, że tamten nie żartuje, zaczął pospiesznie klarować przy okazji śmiejąc się jak głupi.

- No wiesz, tą, na którą dostałeś zaproszenie od Castiela. Przy okazji też ta, na którą dostałem zaproszenie od Charlie. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że zapomniałeś, kretynie jeden?

Do Deana ewidentnie dotarło o jaką imprezę chodziło bratu, i z irytacją zaklął pod nosem, wyzywając wszystko na czym świat stoi. Cud, że nie zwyzywał małych kotków i skrzynek na listy.

Starszy z braci momentalnie przyspieszył, młodszy prawie dusił się ze śmiechu, a Led Zeppelin nadal grało gdzieś w tle jakby niepewne swojego stanowiska w zaistniałej sytuacji. 

***

W czasie, kiedy Winchesterowie pędzili jak po ogień do swojego tymczasowego miejsca zamieszkania, Castiel Novak siedział ze swoim bratem na balkonie ich wspólnego mieszkania i próbował przekonać go do przyjścia na imprezę na każdy znany sobie sposób.

- Cassie, przecież nie będę chodził na imprezy dla dzieciaków. - Gabe użył swojego najbardziej wyświechtanego przez czas i okoliczności argumentu.

- Jesteś starszy od niektórych z nas o niecałe dwa lata, kretynie. Powiedz po prostu, że boisz się, że nowe małolaty wygrają z tobą w imprezowaniu. - Castiel wrednie się uśmiechnął na widok miny brata.

- Jeszcze wyplujesz te słowa, dzieciaku. - Gabe dumnie wyprostował się na swoim siedzeniu. - O której zaczynacie?


Dokładnie wpół do szóstej w drzwiach do pokoju Castiela pojawił się starszy brat i z radością oznajmił, że najwyższy czas się zbierać jeśli nie chcą dotrzeć ostatni. Nie omieszkał też nadmienić, że na błonia muszą pójść pieszo, bo on nie będzie ryzykował zdrowiem i życiem swojego pięknego samochodu w otoczeniu ''rozwścieczonych małpiszonów w okresie godowym'', jak to ładnie i zgrabnie nazwał uczniów licealnej społeczności. 

Kiedy w końcu młodszy z Novaków zwlókł się z łóżka i z ociąganiem doprowadził do stanu odpowiadającego tego typu wyjściom, Gabe już stał przy drzwiach ze skórzaną kurtką w dłoni i swoim firmowym, koszmarnie wrednym półuśmiechem na ustach.

- Dla kogoś się tak odstrzelił, co, Cassie?

- Nie odstrzeliłem, idioto. - Odburknął mu tylko młodszy brat i wyszedł za próg tylko po to, żeby zaraz za nim zatrzymać się i odpalić papierosa.

- Miałeś nie palić, dzieciaku. - Rzucił Gabriel przez ramię zamykając zamki w drzwiach.

- Gdybyś tylko ty też nie palił, mistrzu dobrej rady.

- Ale.. - Gabe przerwał odpalając własnego papierosa i przy okazji chowając klucze do wewnętrznej kieszeni. - Ja jestem starszy i ja mogę. Chodź, dzieciaku, chyba nie chcemy się spóźnić.

Gabriel jeszcze tylko triumfalnie uśmiechnął się do młodszego brata i dumnym krokiem ruszył przed siebie.

***

Kiedy Sam i Dean szli do miejsca, którego lokalizację udało się w końcu ustalić dzięki znajomości Sama z Charlie, ten drugi zaczynał mieć wątpliwości co do swojego udziału w imprezie. Szczerze mówiąc, mimo wszystko powątpiewał w to, czy odnajdzie się w tym całym towarzystwie. Kiedy tylko Sam oświecił go tego popołudnia, nagle dotarło do niego, że od cholery osób rozmawiało o tej imprezie właściwie już od kilku dni. Jak mógł być takim kretynem i przeoczyć ten ''szczegół''?

Teraz jednak było już za późno na wycofanie się, tym bardziej, że Sam ze swoim żyrafim wzrostem już zauważył i został zauważony przez ludzi, którzy zdaje się, już zaczęli. Bracia nie zdążyli nawet dobrze wejść w tłum, a ktoś wcisnął im w dłonie zimne butelki piwa z porozstawianych wszędzie mini lodówek. Dean przy okazji zarejestrował, że słyszy gdzieś w tle muzykę, a kiedy się rozejrzał, odnalazł wzrokiem swoją zmorę i pocieszenie ostatnich dni, Castiela Novaka, który zawzięcie majstrował przy boomboxie, którego najwyraźniej przyniósł ktoś bardzo odważny.


Z racji faktu, że była już jesień, niedługo po tym, jak bracia dotarli na miejsce, zaczynało już zmierzchać i miejsce na które początkowo nie zwrócili szczególnej uwagi teraz wyglądało zdecydowanie interesująco. Rzeczka, bo nie można było nazwać rzeką tak małego strumienia wody, szumiała gdzieś w tle idealnie współpracując z muzyką. Im więcej czasu mijało, tym towarzystwo robiło się coraz głośniejsze i coraz bardziej podchmielone, a kiedy w tle rozległo się sławne Poison Alica Coopera, wszyscy zaczęli śpiewać jednym głosem jakby był to niepisany hymn tego typu spotkań.

Pomimo pierwotnych wątpliwości Dean w którymś momencie dogasił papierosa ciężkim butem i w zdecydowanie zbyt radosnym humorze ruszył przed siebie z założeniem, że cholera, przecież nie przyszedł tutaj popatrzeć.

Kłamstwem byłoby powiedzieć, że tej decyzji nie podpowiedziały mu procenty, które już zdążył przyswoić.


_____

Nadal w sumie nie wiem czy ktoś to czyta, ale trudno, a kłamstwem byłoby powiedzieć, że piszę to ff na siłę. Szczerze mówiąc, po całej tej rozróbie w bloodflood (którego update pewnie też pojawi się dzisiaj, tak btw) i emocjonalnych kryzysach w Dark Star, potrzebuję mieć takie coś, o. Niezbyt poważne i niezbyt trudne, a jakże w temacie, bo jak wszyscy wiedzą zrobiło się ciepło i sezon wyjść zaczął się na dobre. (To wcale nie tak, że na przykład śpiewanie Poison wzięłam sobie z autopsji, a gdzie, nigdy.)

No, rozgadałam się jak zawsze, trudno, nikt nie musi tego w końcu czytać, co nie?

Do następnego.


rock or bust || spn auDove le storie prendono vita. Scoprilo ora