Epilog

672 86 11
                                    

- Kookie ? - Zaczął Jimin.
- O co chodzi ?
- Kochasz mnie ? - Zapytał poważnym głosem.
- No oczywiście że tak idioto.
- Uznam że nie słyszałem ostatniego słowa - uśmiechnął się - udowodnij.
- Ale co ? - gdy to powiedziałem Jimin zaczął chichotać ja hiena po ataku padaczki - Z czego się śmiejesz ?
- Udowaonij że mnie kochasz - Wydusił z siebie opanowując śmiech, jeżeli można to tak nazwać.
- Jak mam ci to udowodnić ?
- No nie wiem, pomyśl trochę - znów ten jego niewinny uśmiech.
- Może w ten sposób - Powiedziałem zbliżając się do niego, w momencie gdy miałem go pocałować on mnie odepchnął. Zdezorientowany upadłem i patrzyłem w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał.
- Nie ma tak łatwo, najpierw musisz mnie złapać - zaśmiał się.
Powoli wstałem z ziemi i ruszyłem w pogoń za tym niedorozwiniętym dzieckiem i to niby on jest starszy?
- Jimin ja już dłużej nie dam rady - ledwo wysapałem, od 20 minut biegam za nim a dalej nie potrafię go złapać. W końcu się zlitował i zakończył tę męczarnie. Położyliśmy się obok siebie na łące.
- Kocham Cię - Powiedziałem gdy już unormowałem oddech.
- Ja ciebie też - Uśmiechnął się słodko i powoli zbliżał swoją twarz do mojej, już przymykałem oczy by całkowicie oddać się przyjemności, ale nagle wszystko zniknęło, zostałem sam z otaczającą mnie z każdej strony nicością...

Obudziłem się czując na twarzy promienie słońca wpadające przez okna, mogłem je wczoraj zasłonić.
Jak co noc śnił mi się Jimin.
Powoli wstałem, podnosząc ociężałe ciało, powlokłem się do łazienki.
Poranna toaleta nie zajęła mi dużo czasu więc po 20 minutach byłem gotowy.
Schodząc na dół pomyślałem o rodzicach i o tym jak się poczują, przystanąłem w połowie schodów.
Będzie mi ich brakować jednak miłość do Jimina wygrywa.
Nie tarcąc więcej czasu pokierowałem się do kuchni, gdzie mama przygotowywała śniadanie.
- Dzień dobry Jungkookie, smacznego - Przywitała mnie radosnym uśmiechem podając śniadanie.
- Dziękuję - powiedziałem również się uśmiechając, skoro to nasze ostatnie wspólne chwile chcę by zapamiętała mnie radosnego - Gdzie tata ?
- Skończyła się mąka i nie mam jak upiec ciasta - odparła.
Zjedliśmy śniadanie w ciszy.
Po skończonym posiłku posprzątałem. Idąc do swojego pokoju natknąłem się na tatę, którego powitałem i ruszyłem dalej.
Po dwóch godzinach zebrałem się w sobie i postanowiłem że wkońcu wyjdę.
- Mamo tato wychodzę ! - krzyknąłem ubierając zniszczone trampki.
- Wróć za im będzie ciemno - Odkrzyknęła mama.

Nieczego nieświadomy Jungkook szedł do swojej kryjówki, chciał zabić się tam bo wiedział że nikt go nie znajdzie.
Od wyjścia z domu jego rodzice w stosownej odległości podążali za nim.
Jungkook czuł na sobie czyjś wzrok, najpierw myślał że mu się tylko wydaję jednak gdy nieprzyjemne uczucie nie ustępowało gwałtownie się odwrócił.
Jego rodzice nie zdążyli się schować.
Gdy chłopak ich ujrzał speszony zaczął przyśpieszać.
Przez to wszystko nie zauważył że przed nim znajdują się tory, a nawet jadącego pociągu.
Stwierdził że skoro jego rodzice i tak pewnie domyślili się co zamierza zrobić, skuteczniej będzie wskoczyć pod pędzący pociąg.
Ostatni raz spojrzaj na rodziców, posłał im uśmiech, który o dziwo był całkowicie szczery i wszedł na tory.
Pociąg był zbyt blisk i jechał ze zbyt dużą prędkością by mógł się zatrzymać.
Potem wszystko działo się szybko, zabrali chłopaka do szpitala i walczyli o jego życie.
Lekarz od początku wiedział że to nie ma sensu jednak starał się nie tracić nadzieji.
Po ośmiu godzinach spędzonych na sali operacyjnej, wyszedł lekarz.
- Przykro mi, robiliśmy wszystko co w naszej mocy, niestety państwa syn stracił za dużo krwi i jego obrażenia wewnętrzne były zbyt rozległe - Skończył mówić, mama Jungkooka rozpłakała się na dobre, jej mąż próbował ją uspokoić sam nie panując nad łzami spływającymi po jego twarzy.
Właśnie stracili swojego jedynego syna.

💜 Jutro pojawi się jeszcze list który napisał Jimin 💜

Dear Diary / JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz