he is the only what I remember

2.7K 216 36
                                    

Ben:
To był moment kiedy chciałem Ness zamordować, ale zarazem byłem jej wdzięczny. Nienawidzę swoich uczuć. Ta dziewczyna nie ułatwia sprawy. Naprawdę. No bo przecież ja nie mogę z nim być. Nigdy. Takie rzeczy są najgorsze. To co ja czuję jest złe wśród "normalnych" a wśród takich jak ja, to po prostu... nie wiem jak to nazwać. Nienawidzę siebie za moje uczucia, nienawidzę jego, nienawidzę świata. Po prostu nienawidzę. Tak jest łatwiej. Dużo łatwiej... kogo ja oszukuję... choć chcę nie potrafię go nienawidzić, ale go nie kocham... co to, to nie... prawda? Sam nie wiem. Nie potrafię tego zinterpretować.
- więc... - powtórzył jeff, a moje serce na chwilę stanęło. Cholerne serce... co z tobą?

Wzruszyłem ramionami, tak, jakby było mi to wszystko obojętne. Bo było... prawda? W każdym razie powinno być. Co z tego, że gdyby wyszło na jaw , co czuję wszyscy by się odemnie odwrócili, śmiali by się. Nie mogę do tego dopuścić. Bogowie, co ja gadam? Jestem Ben, kurde, Drowned - ja nic nie czuję. Morduje i będę mordować, choćby nie wiem co. Wiedzieliście, że życie zielonego elfa nie jest proste? Nie? To już wiecie. Naprawdę. Chciałbym wyglądać inaczej, no, ale nie tak jak teraz... teraz wyglądam dobrze, jak normalny nastolatek, ale chciałbym wyglądać... no nie wiem... straszniej...

- kurde, Ben, postarałeś się. Super jest, normalnie ty jak nie ty - ale ten tego... wiesz, fajnie, podoba mi się, że w sensie każdemu innemu tez sie spodoba, że w sensie no super, naprawdę, mega, pasuje ci tak, wyglądasz no... - Jeff dostał słowotoku, jak nigdy, to tak strasznie do niego nie podobne, ale też takie takie słodkie... ja za to stałem tam cały czerwony, słuchając go i uśmiechając się lekko. Najwidoczniej do podniesienia poziomu mojej pewności siebie, czasami nie potrzebuję nic wiecej niż komplementu od tego właśnie psychicznego chłopaka. W końcu na powrót nastała niezręczna cisza.

- więc... idziesz gdzieś? - spytał w końcu.
-Noo... Ness zabiera mnie do czegoś takiego jak szkoła.... kiedyś... dawno, dawno temu tam chodziłem, jeszcze zanim... no wiesz... Pełno tam tych nędznych pasożytów, żerujących na każdej twojej choćby najmniejszej słabości, ale podobno lepsze to niż siedzenie tutaj.... a nawet ostatnio nikt ciekawy nie ściąga nic. Nie warto nawet zaczynać rozmowy. Może tam się za kimś rozejrzę.
- a tu jestem ja - Jeff prawie niesłyszalnie powiedział to. A może mi się przeslyszalo? Tak, napewno... chociaż Jeff to jeff on tak kocha siebie, ze nie powinny nikogo dziwić te słowa. Oparłem się o biurko chłopaka. Jeff akurat postanowił wziąć z niego swój ulubiony nóż, by rutynowo go wyczyścić. Chłopak pochylił się nademną by sięgnąć noża. Wstrzymałem oddech. Nie mógł sięgnąć, więc chciałem mu podać, chłopakowi jednak akurat się udało i nasze dłonie się spotkały. Jego dotyk... był tak cholernie przyjemny. Ale dlaczego? Dlaczego akurat jego? Spośród tylu ludzi świata, czemu akurat on? Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Miałem nadzieje, że Jeff tego nie zobaczy. Myliłem się. Spojrzał na mnie i usmiechnął się na ten swój cholernie cudowny i wkurzający sposób.

- to jak już tu jesteś... to może coś obejrzymy... samemu tak głupio i wgl... no wiesz...
- z chęcią - uśmiechnąłem się.

Podłączyłem laptopa do telewizora i włączyłem... a tak, właśnie... co ja włączyłem? nawet nie pamiętam. Zbyt byłem zajęty napawaniem się obecnością Jeffa, by chociażby pomyśleć o tym co się dzieje w okół. Położyliśmy się do oglądania koło siebie z miska popcornu pomiędzy nami. film jaki by nie był... nie interesował mnie zbytnio... Jeff mnie nazbyt dekoncentrował. W końcu było tak późno, że zasneliśmy. I to była najlepiej spędzona noc w moim życiu. Bo może i spałem w otoczeniu rozsypanej parażonej kukurydzy i plam krwi, ale liczyło się tylko to, że byłem w objęciach Jeffa a on w moich. Reszta nie miała znaczenia.

Sleepy Game (Ben & Jeff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz