Rozdział 18: Złączone dłonie

1.7K 183 97
                                    

Kolejny miesiąc bez rozdziału... Wiem, kochani, zawodzę was. Ale powoli zbliżamy się do końca tej opowieści, a ostatnia część będzie czymś specjalnym ;) A tak w ogóle, to mam na swoją obronę to, że odkryłam w sobie coś koszmarnego, a mianowicie perfekcjonizm. Tylko taki w wersji obsesja okrutna. Do tego doszła płaczliwość, bezsenność, itd. Staram się z tym walczyć, ale na razie trudno. Dlatego wybaczcie mi ten jeden, ostatni raz. Dziękuję, kocham was, przepraszam. Zaczynajmy rozdział!
Ale zanim to, to mam do was, misiaczki, dwa krótkie pytanka:
- Ktoś tu słucha azjatyckiej muzyki? Chodzi mi głównie to Japonię, ale Korea, Chiny też. W szczególności EXO. Mader, jak ktoś zna EXO, to zgłaszajcie się do mnie, pogadamy kiedyś ^^
- Kto ze mną zaczyna odliczanie do trzeciego sezonu Haikyuu? Tylko cztery miechy! ♥

Bishamon i Kazuma wyszli od Daikoku i Kofuku niedługo po tajemniczym zniknięciu Yukine, którym i tak nikt się za bardzo nie przejął. Blondynka oraz jej Shinki opuścili posiadłość bogini nędzy zupełnie nieświadomi tego, co dzieje się w środku miasta. Nie mieli pojęcia o Burzy, która aktualnie szalała tam, gdzir znajdował się Yato ze swoją ekipą. Zakochani wzięli się tylko nieśmiało za ręce i rozpoczęli długi spacer do portalu, który miał ich przetransportować do Takamagahary.
Wiatr grał na gałęziach drzew, a para przemierzała ulice w całkowitym milczeniu. Kazuma zerknął ukradkiem na swoją panią... czy dziewczynę? Na jej bladej twarzy malował się łagodny wyraz, perfekcyjnie niewinny, bez najmniejszego śladu skrępowania czy wstydu. Z kolei twarz okularnika była dosłownie bombą emocji. Był pewien, że jego uszy przypominały dojrzałe pomidory. Krew bulgotała mu w żyłach, a on przeklinał własną niedojrzałość. Bez przesady, Kazuma, ogarnij tyłek! Wielki facet z ciebie, a ty się rumienisz, bo idziesz z ładną (czytaj: zniewalająco przeboską) dziewczyną za ręce! Gdzie się podziała twoja męskość, czy w ogóle kiedykolwiek ją miałeś?
- Czemu nic nie mówisz? - zapytała delikatnie Bishamon, a jej podwładny najpierw poprawił wolną dłonią okulary, poszukując odpowiednich słów. W sumie, dobre pytanie, czemu nic nie mówił? Przecież tak spokojna, błoga noc stwarza wręcz idealną atmosferę do romantycznej pogawędki. Miał wspaniałą szansę wyszeptać Veenie do ucha wszystkie te słodkie słówka, jakimi nie rzuca w obecności innych Shinki.
- Tak jakoś... - Kazuma wzruszył w końcu ramionami, postanowiwszy zatrzymać swoje przemyślenia dla siebie. Jeszcze powiedziałby coś głupiego i Bisha powiedziałaby: "I wyskoczył ze swoimi mądrościami", z taką ironią, z jaką miała w zwyczaju odzywać się do Yato.
- Śmiesznie tak, prawda? Kiedy pierwszy raz... Znaczy, gdy pierwszy raz coś do ciebie poczułam, to w życiu nie przypuszczałam, że będę kiedykolwiek iść tak z tobą. Nawet bez określonego celu, po prostu będąc razem, czując jak Czerwona Nić Przeznaczenia Czcigodnej Innany zacieśnia swój ucisk na naszych sercach...
- Wstąpił w ciebie duch Czcigodnego Tenjina, najdroższa? - To zdanie miało wyjść inaczej. Miało nie zawierać tego słowa na końcu. Gdy brunet zorientował się, co powiedział, mocno ugryzł się w język i spalił buraka jeszcze bardziej niż wcześniej. Jego wybranka popatrzyła się na niego pytająco, a następnie wybuchnęła perlistym śmiechem, który odbił się echem od budynków i znikł w cieniach ciepłego, jesiennego wieczoru.
- Najdroższa?
- Ja... Znaczy, ten, no... To było przejęzyczenie, najzwyklejsze w świecie przejęzyczenie!
- Aha, a ja żyję pod mostem.
- Veena, nie nabijaj się ze mnie!
Chociaż rozmowa była prowadzona w humorystycznym tonie, to Kazuma nadal utworzył fantastyczny plan strzelenia focha. Bishamon posłuchała więc intuicji i przywarła do swojego ukochanego, składając przelotnego całusa na jego policzku, dekorując twarz okularnika śladem malinowej szminki bogini.
- Wiesz, że bardzo cię lubię, prawda?
- Nie wiem, powiedz mi to.
- Bardzo cię lubię. Bardzo, bardzo. Nawet kocham.
- Wzajemnie. *
I dalej szli już rozmawiając, przekomarzając się i najzwyklej ciesząc się swoim towarzystwem. Jednak ich ręce ani razu się nie rozłączyły.
Wiedzieli, że to banalne. Banalne, niedojrzałe, nierozważne, kruche i głupie. Wiedzieli, a jednak...
Chcieli już na wieki pozostać razem.

- Kocham cię!
Yato otworzył oczy szeroko i tak się zląkł, że zapomniał nawet, jak się oddycha. Nie mógł mrugać, przełykać śliny, ruszać się, nic. Słowa, które właśnie usłyszał dzwoniły mu w głowie, a przez jego umysł pędziły tysiące myśli, przypominające spuszczone ze smyczy niewyżyte psy, stado dzikich mustangów.
Bogowie, to była Hiyori. To był jej głos, nie pomylę go z żadnym innym. I powiedziała TE SŁOWA. Do kogo były skierowane, czemu je wypowiedziała, są szczere, co ja pocznę, co zrobi Yukine, gdzie ona w ogóle jest? HIYORI?!
Bóg dostawy podniósł chwiejnie głowę i dostrzegł, że głos dochodził z jednej ze scenek przedstawiających wspomnienia Hiyori. To było dziwne, ponieważ reszta nie wydawała z siebie żadnego dźwięku, ale mniejsza. Hiyori na tym tycim obrazku siedziała sobie na swoim łóżku i oglądała uważnie ramkę, na której widniało zdjęcie jej, Yato oraz Yukine. Dziewczyna palcem wskazującym wodziła przez ułamek chwili po podobiźnie dresiarza, a potem powiedziała to. Czyli... skierowane były do niego.
Yato natychmiast poczuł się jak sflaczała opona, która zaraz potem została ponownie wypełniona świeżym, lepszym powietrzem. Bóg miał wrażenie, że u ramion wyrastają mu skrzydła, które będą w stanie zanieść go choćby na drugi koniec świata. Ba, zaprowadzą go prosto do nieba. I właśnie w tym momencie Yato powiedział sobiw: walić Radę Niebios. Taka miłość, wybrana przez samą Inannę, jedną z najsilniejszych, nie może zostać zignorowana. To było po prostu... Przeznaczenie.
- Yato! - Wtedy na scenę wbiegła Hiyori, już w swojej formie pół-Ayakashi. Fujisaki spojrzał na nią, a w jego zawirusowanych oczach zatańczyły gniewnie dwa niebezpieczne oginiki złości. Dresiarz podświadomie wiedział, że wypadałoby najpierw zająć się Królem Zjaw i załatwić sprawy od ręki, żeby potem było prosto, po herbacie, ale emocje wzięły nad nim górę. Podbiegł do ludzkiej nastolatki i złapawszy ją za dłoń, przycisnął do siebie. Zatopił rękę w jej jedwabistych włosach i skrył twarz w jej ramieniu, starając się, żeby uścisk ten trwał jak najdłużej.
- Hiyo... Hiyori! - Ledwo wydusił z siebie choćby jedno słowo. Dziewczyna sama w sobie milczała, jednak także przywarła do boga, nie chcąc tracić go zbyt wcześnie. Wcale nie chciała go tracić.
Widząc tak objętą parę, Król Ayakashi splunął obleśnie, a nawet w jego ślinie widniały maciupkie różowo-turkusowe oczka.
- Tak żałośnie... Upadłeś tak cholernie nisko... Wstyd mi jest na ciebie patrzeć, nic nie warty pasożycie. Idź... Idź giń!
Fujisaki chwiejnie wstał i podbiegł do Yato i Hiyori, ponownie ująwszy shakujo. Miał już wziąć zabójczy zamach, kiedy bóg w porę zauważył niebezpieczeństwo i odciągnął zarówno siebie, jak i swoją ukochaną. Musiał w tym celu przerwać uścisk, jednak ręki brunetki nie puścił. W duszy sobie przysiągł, że w życiu tego nie zrobi.
- Sekki! - przywołał Yukine Yato, łapiąc jedno ostrze między zęby i patrząc swojemu ojcu bezlitośnie w oczy. Czas to skończyć.

Dźwięk Imienia Twego [Noragami]Where stories live. Discover now