Cztery

117 20 16
                                    

Pisane pod wpływem złych osób z The_Red_Army w zaledwie 4 godziny. Fragmenty piosenki przeplecionej w tekst to tłumaczenie „Guren no yumiya" autorstwa Linked Horizon. Mam nadzieje, że da się to czytać i jako tako zrozumieć. Do następnego...

Wrzesień tego roku był naprawdę piękny. Liście drzew rosnących na poboczach dróg z żywej, radosnej zieleni zmieniały się w złoto i czerwień. Niczym dziewczyna, stroiły się dla swego chłopca, zupełnie nieświadome tragedii rozgrywającej się w kraju.

Nad głowami żołnierzy, ciemne od dymu niebo wypłakiwało swe smutki. Ubolewało ono nad losem swych ukochanych dzieci. Z wiatrem płynęły wrzaski rannych, rozkazy dowódców, płacz poległych, a w moich uszach rozbrzmiewała słodka nuta matczynej kołysanki. Cichy, widmowy dźwięk sprowadzał mnie na ziemię. Otworzyłem powoli oczy. Zakasłałem, próbując się pozbyć zalegającego w płucach pyłu. Pierwszym co ujrzałem, tym co leżało tuż przede mną, była twarz mojego przyjaciela. Zalana krwią, wykrzywiona w grymasie bólu i przerażenia, blada, bez życia. Poderwałem się do góry rozglądając się panicznie. Wokół widziałem ciała - ciała równie martwe jak mój przyjaciel - jedne bardziej, inne mniej zakrwawione, zmasakrowane. Deszcz moczył mój zniszczony mundur.

Zadeptanych, martwych kwiatów

Imion nikt już nie pamięta.

Czy nas kiedyś podmuch wiatru

W niebo wzniesie jak pisklęta?"


Nie słyszałem szumu. Nie słyszałem huków. Nie słyszałem płaczu. Ostatnim co pamiętałem był rozkaz obrony, a potem grzmot i krew. Teraz wiedziałam, że nie mieliśmy szans. Mówiono nam to od początku, lecz my, ślepo zapatrzeni w nasze patriotyczne oddanie krajowi szliśmy jak świnie na rzeź. Honor nie pozwalał nam zawrócić. Niebo płakało ubolewając nad naszym losem, a ja wraz z nim.
Powoli, podpierając się o gruzy zwalonego budynku, wstałem. Moje ciało trzęsło się, nie byłem pewien czy to z zimna, czy z bólu, a może był to skutek płaczu? Ponownie rozejrzałem się po martwych ciałach moich towarzyszy. Czemu to my musieliśmy się urodzić w tym niespokojnym stuleciu? Czemu to my musieliśmy walczyć o nasz dom? O nasze rodziny? Mogłem mieć tylko nadzieje, że moi bliscy zdołali uciec na południe. Przez moją świadomość przeleciało wspomnienie mojej pięknej żony, tego jak co noc zasypiałem u jej boku i rano się też przy niej budziłem, tego jak kładłem moją głowę na jej ramieniu wdychając jej zapach i przypominając sobie mój dom. Pamiętałem o co walczyłem - o ojczyznę, w której się urodziłem, wychowałem i chciałem spędzić swoje ostatnie dni, patrząc jak moje wnuki bawią się razem - lecz nigdy nie będzie mi to dane. Zabrałem broń leżącemu nieopodal żołnierzowi. Zabawne wydawało mi się wtedy jak taki niepozorny przedmiot może być powodem śmierci tylu ludzi. Jeden strzał, jeden ruch i kończyło się wszystko dla takiej osoby - dla zabójcy również. Dusze zbryzgane krwią niewinnych nie mają wstępu za złote bramy nieba. Ruszyłem do przodu - w górę okopu, by dopełnić swój marny los. Mówiono mi zawsze, że pasterz kocha swoje owieczki i dba o nie. Więc gdzie jest ten wszechmocny Bóg, gdy jego dzieci zarzynają się jak świnie?! Gdzie jest ten dobry i kochający Ojciec, gdy ziemia, którą stworzył, jest topiona w krwi jego owieczek?! Bóg nas opuścił w walce o naszą wolność. Odwrócił się do nas plecami. Porzucił jak zniszczoną zabawkę. Czemu oni, ci wszyscy niewinni, musieli zginąć?

Krzycz i płacz, lecz nic to nie da.

Błagaj, proś, pomocy nie ma.

Składasz ręce do modlitwy?

Wstań i szykuj się do bitwy!"

Byliśmy tylko marionetkami w rękach władców, którzy bawili się naszymi sznurkami zmuszając nas do prowadzenia wojny o wolność. O wolność, którą straciliśmy przez knowania innych. Byliśmy tylko marionetkami, ale nawet my posiadaliśmy uczucia, historie. Każdy z nas miał rodziny, myśli, marzenia - które nigdy już się nie spełnią. Ci którzy siedzieli z wyższością na zagrabionych tronach, zamieszani we własne spory, zapatrzeni w siebie, nie widzieli jak ich podwładni topili się we własnej krwi.Wdrapałem się na gruzy i spojrzałem na pobojowisko. Widziałem zbliżających się wrogów. Bóg nas opuścił, ojczyznę straciliśmy, jedyne co pozostało naszym marnym duszom, jedyne czego nie mogą nam zabrać - honor. Podniosłem broń i ostatni raz spojrzałem za siebie.

Pierwszy strzał.

Za rodzinę. Za żonę. Za moje dwie córeczki.

Drugi strzał.

Za przyjaciół, którzy nigdy już nie zobaczą słońca. Za ich dusze. Za ciała leżące wokół mnie. Za ich przelaną krew.

Trzeci strzał.

Za wolność. Za straconą ojczyznę. Za zielone łąki i gęste lasy. Za piękne góry. Za wielkie miasta.

Czwarty strzał.

Za honor. Za to co mi pozostało. Oddam resztki mej splamionej duszy za te kilka sekund ku wolności.

Upadłem raniony na ziemię. Patrzyłem w ciemne niebo, które płakało nad losem swych dzieci. Ostatnim co widziałem był obcy proporzec. Bóg zostawił swe owieczki, ojczyzna stracona, honor pogrzebany pod morzem krwi.

> CZTERY <Where stories live. Discover now