Rozdział 2

656 64 18
                                    

Korki w Miami są nieuniknione, zwłaszcza w okolicach 6 rano, gdy większość mieszkańców budzi się do życia.

- Spóźniona! - krzyknął trener, gdy zdyszana wpadłam na salę gimnastyczną.

- Korki trenerze - próbowałam się wytłumaczyć.

- Piętnaście karnych okrążeń na koniec treningu i zero następnych spóźnień Kenz! W sobotę kwalifikacje do mistrzostw krajowych! Nie możesz od tak olewać treningów - jak mogłabym olać trening? To będą najważniejsze mecze w mojej dotychczasowej karierze. - Reszta ćwiczy atak i blok, więc dołącz do nich jak się rozgrzejesz! - po tonie głosu trenera śmiało mogę stwierdzić, że jest wkurzony. Nie dał mi nawet szansy na wytłumaczenie.

- Gdzieś ty była? - zapytała Alice, gdy podeszłam się przywitać. Wymieniłyśmy się buziakami w policzek.

- Przecież wiesz jakie są korki o tej godzinie - przewróciłam oczami, na co przyjaciółka się zaśmiała.

Moje osiedle znajdowało się w odległości około dwudziestu minut od szkoły, gdy jechało się samochodem. Pieszo trwało to ponad godzinę, więc rzadko kiedy się na to decydowałam. Ostatecznością były autobusy, jednak to też nie było najszybsze wyjście. Fakt, że zwyczajnie mogłam wstać trochę szybciej, ale halo. Tutaj chodziło o dwadzieścia minut dodatkowego snu.

- Smaczny był ten piasek? - krzyknęła z daleka Meghan, a ja mentalnie strzeliłam sobie w łeb. Minęło niecałe pięć minut odkąd jestem w szkole, a ktoś już poruszył ten temat. Zabijcie mnie. - Co ty w ogóle robiłaś z Walter'em na plaży?

Już chciałam się jej odgryźć, ale nie dostałam takiej szansy.

- Czy mogłabyś zacząć się rozgrzewać do cholery? - wrzasnął trener, a ja w pośpiechu zaczęłam truchtać wokół boiska, unikając lecących piłek. Seal był z reguły porywczy, ale matko, ktoś dzisiaj jest totalnie nie w humorze.

Trening minął bardzo szybko i zanim się obejrzałam, była już ósma.

- Mackenzie! - krzyknął trener, gdy chciałam zniknąć w drzwiach szatni. - Twoja kara! - kompletnie o tym zapomniałam. Posłusznie zrobiłam zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i ruszyłam w stronę trenera. Nie ma co go niepotrzebnie denerwować. - Chłopcy zaczynają swój trening, więc biegaj tak, żeby im nie przeszkadzać. Trener Johnson będzie liczył twoje okrążenia - dodał na odchodne, a potem wyszedł z sali gimnastycznej. Zsunęłam nakolanniki na kostki, a stabilizator na kolanie zapięłam troszkę mocniej, bo znając moje szczęście, to skończę ze skręconym stawem, czy czymkolwiek innym.

Im szybciej przebiegnę, tym szybciej stąd pójdę.

Poczekałam, aż zjawi się trener koszykarzy i zaczęłam biegać. O ile dobrze liczyłam, byłam już przy piątym okrążeniu, gdy na salę weszła grupa wrzeszczących chłopaków. Od razu odnalazłam wzrokiem mojego brata. On też bardzo szybko mnie zauważył i pomachał mi na przywitanie. Szedł między Kyle'm, a Grayson'em.

- Na rozgrzewkę dziesięć kółek panowie! - donośny głos Johnson'a rozległ się po hali.

Wszyscy kumple mojego brata przepychając się weszli na parkiet i truchtem kierowali się w moją stronę. Wszyscy, oprócz Grays'a. On biegł sam. Pierwszy dobiegł do mnie Charlie.

- Cześć Mackenzie - rzucił na przywitanie, a potem zawtórowała mu cała reszta.

Dobra, tego się nie spodziewałam. Oni wszyscy się jakoś zmówili? Dzień dobroci dla Mackenzie?

- Za co to karne bieganko? - zapytał Aaron.

- Spóźniłam się na trening - zaśmiałam się, a potem skupiłam się na oddychaniu, żeby nie dostać zadyszki, bo jeszcze tego brakowało, żebym zaczęła wypluwać płuca przy tych osiłkach.

Perfect Match (W trakcie ponownego pisania)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz