Rozdział XIV

435 29 42
                                    

Kamil niósł mnie po schodach. Zacząłem się wyrywać, ale jego uścisk był silny. Mimowolnie wdychałem zapach jego ciała. Pachniał jak afrodyzjak. Miałem ochotę, żeby wziął mnie tu i teraz. Chociaż na schodach mogłoby to być niewygodne, ale czego się nie robi dla rozwiązania napięcia seksualnego. Mrugnąłem, aby pozbyć się tych zbereźnych myśli, ale to było silniejsze ode mnie. 

- Puść mnie! - krzyknąłem.

Zignorował to i zaniósł mnie do swojego pokoju. Ułożył mnie na łóżku, które było obsypane płatkami róż. Zielone zasłony były zaciągnięte. Panował półmrok. Jedynym źródłem światła był promień świec, ustawionych na stoliku. 

Kamil zamknął drzwi na klucz, a ja nadal podziwiałem stół, na którym był położony śnieżnobiały obrus. Dostawione były dwa krzesła. Wyglądało to jak kolacja dla dwojga.

Kamil włożył kasetę do magnetofonu i zaczął rozbrzmiewać piękny utwór skomponowany na fortepianie. Nie byłem miłośnikiem muzyki klasycznej, ale musiałbym być kompletnym ignorantem, aby nie rozpoznać kompozytora. Chopin. Dałbym sobie rękę uciąć, że to był Chopin, Fryderyk Chopin.

Na stole stała butelka wina i dwa kieliszki. Zauważyłem również truskawki w bitej śmietanie polane sosem czekoladowym.  To była zdecydowanie kolacja dla dwojga lub inaczej gra wstępna.

Kamil odsunął krzesło i dał mi gestem znać, że mam usiąść. Następnie dosunął je do stolika i sam usiadł naprzeciwko mnie.

Chwycił moją dłoń i spojrzał mi w oczy. Cała moja złość na niego prysła niczym bańka mydlana, ale nie mam zamiaru mu za szybko wybaczyć. Musi się zrehabilitować. Chociaż tą kolacją to trochę zaplusował.

- Peter, czy teraz możemy w spokoju porozmawiać? - zapytał, patrząc mi błagalnie w oczy i ściskając dłoń.

Pokręciłem głową.

- Popsułeś nastrój - powiedziałem znudzonym głosem, unikając jego wzroku.

- Co ja mam zrobić, żebyś wreszcie chciał ze mną porozmawiać?! - podniósł głos, ale nie krzyczał. O jego zdenerwowaniu świadczyło tylko z jaką siłą ściskał moją dłoń. 

- Nic.

- Peter, musisz mnie wysłuchać... - błagał, a w jego oczach lśniły łzy.

- Zrozum, ja nic nie muszę - powiedziałem stanowczo, wyrywając dłoń z jego uścisku. Podszedłem do drzwi i chwyciłem za klamkę. Szarpnąłem nią mocno. Puknąłem się w czoło. Przecież Kamil zamknął drzwi. - Wypuść mnie - krzyknąłem.

Nie ruszył się z miejsca. Chciałem wyjść. Nie wytrzymałem i zacząłem się z nim szarpać. Był silniejszy i po chwili leżałem na podłodze, a on siedział na moim brzuchu i przytrzymywał ręce w swoim uścisku, abym znowu nie zaczął go okładać pięściami.

- Wypuszczę Cię, kiedy ze mną porozmawiasz - wysyczał.

Wstał i usiadł na krześle, czekając aż dołączę do niego. Napełnił kieliszek winem i wypił jednym haustem. 

- Siadaj - powiedział, kiedy nadal nie ruszyłem się z miejsca, w którym leżałem. 

Chcąc, nie chcąc musiałem zająć miejsce na krześle. Położyłem dłonie na kolanach.

- Czy wreszcie ze mną porozmawiasz? - zapytał błagalnie.

Skinąłem głową.

- Mów.

- Dobrze, chciałem wyjaśnić... 

Jego próbę rozmowy, przerwało natarczywe pukanie do drzwi, które przerodziło się w walenie.

- Kamil! Otwieraj drzwi! Jestem w ciąży! I jakbyś nie zdawał sobie sprawy z tego to Twoje dziecko! - rozległ się krzyk osoby, próbującej dostać się do pokoju. Krzyk jego żony Ewy.

Po moich policzkach spłynęły łzy. Spoliczkowałem Polaka i siedziałem naburmuszony, czekając na jego reakcję.

Milczał. 

Cdn.


Mam nadzieję, że Tygryskom spodobał się ten rozdział. Za wszystkie gwiazdki i komentarze serdecznie dziękuję. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewaliście, prawda? Coś ten Kamil będzie się musiał dużo tłumaczyć. A w tym czasie Rysiek będzie miał drogę wolną...

Pozdrawiam.

Miłosne IgraszkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz