Rozdział 12 "Pierścień"

430 27 6
                                    

- Nie podoba mi się, że idziesz tam sama - mówi Kol, bawiąc się jednocześnie telefonem. Siedzi na łóżku w mojej sypialni, z której nie wychodzi całymi dniami.

Dwie noce temu przenieśliśmy się ze strychu do domu przy cmentarzu. W ramach oczyszczenia umysłu spaliliśmy wszystkie rzeczy Sebastiana, ale w mojej głowie wciąż siedzą wydarzenia z tamtej nocy. Nie wiem, kiedy się z tego otrząsnę. To było dla mnie zbyt wiele... A na dodatek wciąż nie potrafię korzystać ze swojej mocy. Może to przez to świństwo, które zaaplikował mi mój kochany braciszek?

- Nie mogę ci zrobić nowego pierścienia słonecznego, więc pójdę odzyskać twój stary. A ty przecież nie możesz się pokazać rodzeństwu, pamiętasz? - dopytuję i w odbiciu lustra widzę, że zrezygnowany opada na poduszki. Uśmiecham się pod nosem, gdy wiem, że tego nie widzi.

Z tyłu głowy siedzi mi myśl, że jest morderczą kreaturą, która nie potrafi opanować się przed zabieraniem życia ludzkiego. Ale ja jednocześnie widzę, że jest uroczym chłopakiem, który momentami wciąż zachowuje się jak dziecko. Dzięki temu, że jest teraz w swojej oryginalnej postaci, mam jasny obraz, jak zachowuje się tylko w stosunku do mnie. Wiem, że nigdy by mnie nie skrzywdził.

- Nie umrę, pamiętasz?

- Nie umarłaś, bo miałaś pomścić wiedźmy, które ja zabiłem - przypomina dosadnie, a ja odwracam się i piorunuję go wzrokiem. Może ma to jakiś sens? Może dlatego, że tak zachowuję się w stosunku do niego, przodkowie odebrali mi moc? - Nawet nie wnikam, dlaczego próbowałaś to zrobić.

Na policzki wpełza mi rumieniec. Nie rozmawialiśmy o tym, a ja wcale nie chcę poruszać tego tematu. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, jak głupio postąpiłam. Chciałam to zrobić, żeby móc go zobaczyć, a w tym czasie on już żył. Nie pozwolenie mi umrzeć było jedyną dobrą decyzją przodków.

- Idę już - oznajmiam i nie mija nawet sekunda, gdy Kol znajduje się przede mną. Uwielbiam, gdy używa prędkości. Nie wiem dlaczego tak mnie to ekscytuje!

- Uważaj na siebie - mówi i delikatnie dotyka mojego policzka. Przez cały czas traktuje mnie, jakbym była z porcelany. Sama jestem sobie winna, bo w szoku po incydencie w zaułku, przestraszyłam się jakiegokolwiek jego dotyku. Ale czego oczekiwać od dziewczyny w takiej sytuacji? Zawsze byłam silna i wytrzymała, ale ponowne pojawienie się Kola dało mi taką energię, której nie miałam chyba nigdy. Przezwyciężę te wspomnienia i zapomnę o Sebastianie raz na zawsze.

- Nie obchodź się ze mną jak z jajkiem - protestuję, gdy zabiera dłoń i na nic więcej się nie decyduje. Od jego powrotu pocałował mnie tylko kilka razy w czoło, co tak naprawdę było tylko delikatnymi muśnięciami ust. Chcę go pocałować i widzę, że on również tego chce, ale boi się bardziej niż ja.

- Wracaj szybko - odpowiada mi z zawadiackim uśmiechem.

Przewracam oczami i wychodzę z pokoju. Zbiegam na dół i kieruję się do kuchni. Wypijam resztkę kawy z kubka i już mam chować telefon do kieszeni, gdy rozbrzmiewa głośne pukanie do drzwi. Od razu pędzę, by zobaczyć kto to i modląc się w duchu, żeby to nie był ani Marcel, ani Josh. Jeśli tylko tu wejdą, to od razu zorientują się, że coś jest nie tak. I co gorsza będą mogli odkryć obecność Kola.

Dwie wiadomości - dobra i zła. Dobra jest taka, że to nie Marcel i Josh. Zła jest taka, że rozradowany Kaleb wszedł do środka, jakby właśnie wchodził do siebie.

- Ściągnęli mi gips - mówi bez przywitania i kieruje się wgłąb domu. Nie, cholera, nie. - Może wypijemy za to po kawie? - proponuje. Zaczynam panikować. O tyle dobrze, że Kol nie może wyjść z sypialni przez światło. Ale to właśnie o to się martwię. Nie wiem, jak się zachowuje. Wychodzi na "polowanie", gdy ja śpię. Nie wiem czy i kogo zabija. Nie wiem też jak radzi sobie z rządzą krwi, której cały czas tak bardzo się przy mnie obawia.

I'll bring Darkness here.Where stories live. Discover now