Zimne poranki

383 46 12
                                    

          Zimne poranki, szczególnie na najwyższym piętrze często dają o sobie znać. Zwłaszcza, jeżeli komuś dane było sypiać na łóżku zaraz obok krzywo położonych okien. Mało jest tu dzieci, którym się tak poszczęściło. O ile nie jedna. Tylko ja.

         Nie jestem typem, który narzeka. Nie, nie, nie. Nigdy się nie skarżę, a właściwie cicho wysłuchuję skarg innych. W głównej mierze mojej młodszej siostry, Helenki.

         Może jest tylko jedno odstępstwo... Jedzenie w stołówce jest ohydne. Ja nie wiem kogo oni tam do kuchni zatrudniają- niedoświadczone, świeżo upieczone po zawodówce kucharki czy schorowane babuszki, które mylą sól z pieprzem?

          Kogo ja nazywam schorowanym... Sam przecież zdrowy nie jestem. A przynajmniej zdaniem moich rodziców i przełożonych. Twierdzą, że mam problem z alkoholem.

          Prawdą jest, że raz prawie zapiłem się na śmierć, ale kiedy to było... I w jakich okolicznościach!

          O ile mnie mózg nie myli, oblewałem wtedy z przyjaciółmi prawko. Miałem wytłumaczenie, ale i tak nie słuchali. Dla nich pijący siedemnastolatek (za niedługo osiemnastolatek!) to stanowcza przesada.

         Wybór był przejrzysty- ''albo młody panie lecisz do psychiatryka na odwyk, albo zostajesz na Prezydenckiej. ,,

         Pierw serce skoczyło mi do gardła, zaś puls przyspieszył dwukrotnie. Brzmiało to jak najgorszy wyrok śmierci. Przed mymi szarymi oczyma błysnął cały świat. W końcu jednak przemogłem się i wybrałem to miejsce. Miejsce, w które zaledwie kilka miesięcy temu trafiła tu prawie cała moja rodzina.

         Chyba nietuzinkowość mamy uwarunkowaną genetycznie. Jesteśmy inni od ludzi chodzących po ulicy. Mamy jakąś małą usterkę, która nie pozwala nam spokojnie chodzić wśród normalnych.

         Ja osobiście zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Powiem więcej- obrobiłem się z zaakceptowaniem tego!

         W końcu nie talenty ani idealność, a wady czynią nas rozmaitymi i jednymi w swoim rodzaju. Czyżbym się mylił? Nie? To świetnie, jedziemy dalej.

         Z całej tej ferajny dzieciaków ja i Yakaterina jesteśmy najstarsi. Czasem czujemy się jak rodzice pomiędzy tą zgrają. Ale nam to w ogóle nie przeszkadza. Mało tego, lubimy to.

         Uwielbiam rozmawiać z innymi oraz poznawać ich lęki, przeżycia, ambicje. Może zabrzmi to przykro, ale zawsze taka rozmowa mnie dowartościowywuje. Oprócz mojego zamiłowania do upijania się, jestem niespełnionym romantykiem. W moim starym pokoju, u rodziców całe me biurko obwieszone było tekstami piosenek czy wierszami mojego autorstwa. Kiedyś nauczyciel od języka polskiego wyśmiał mnie i powiedział, że z takim ''talentem'' to tylko ulice mogę zamiatać.

         Jednak się nie załamałem. O nie, ja nie z tych. Na złość wszystkiemu zacząłem pisać dalej. Całe dnie i całe noce. Brakowało mi papieru pod ręką? Nic nie szkodzi, pisałem na ścianie. Stało się to chorobą, a dokładnie nałogiem. Pracoholizm i alkoholizm. Obydwa zabójcze, obydwa dające dużą satysfakcję.

         Teraz niestety jestem sumiennie pilnowany. Nie mogę siedzieć po nocach i spełniać się wieszczowsko, a po każdym powrocie ze szkoły badają mnie alkomatem. Czuję się jak wybryk laboratoryjny. Czym jest człowiek bez pasji? Wrakiem człowieka, bo kim inny.

         Tak właśnie się ostatnio czuję. Moja ogromna kolekcja książek poszła na stos razem z większością moich wypocin. Siedziałem nad nimi wystarczająco długo. Niemniej jednak kuriozalnie patrzyłem na gromki płomień unoszący białe strzępki papieru. Byłem dziwnie spokojny. I sam nie wiem czy przez to, że nie były wystarczająco dobre, czy może przez fakt, że pod poduszką trzymam niedokończoną powieść własnego pióra, a w piwnicy leży stara maszyna do pisania.

        Widok za oknem w moim pokoju nie jest bynajmniej taki piękny- szara, kwadratowa metropolia Warszawska z nudnymi mieszkańcami. I żeby nie było- nie chcę tutaj obrażać nikogo, przecież halo, halo. Również chwilowo, bo chwilowo ale tu mieszkam.

          Po prostu chodzi mi o styl poruszania się.

          Po prostu o styl bycia.

          O monotonność, która zalewa coraz większy obszar ludzkości.

          Szczególnie dorosłych. Zawsze jest tak samo- o równiutkiej siódmej malutkie grupki zbierają się przed kawiarenkami, aby wypić poranną dawkę kofeiny. Później spoglądają na zegarek, otwierają szeroko oczy i wybiegają z pomieszczenia, w pośpiechu płacąc i dając napiwek. Następnie wbiegają cali zdyszani na przystanek, czekając na autobus który i tak zawsze się spóźnia. Chociaż dorośli wiedzą, że będę w porę i tak się zamartwiają punktualnością.

         Dorosłe życie wcale nie jest proste ani kolorowe.

         I to mówię ja, za trzy tygodnie osiemnastolatek.

        Gdzie właściwie moje maniery, zapomniałem się  wam przedstawić.

        Jestem Augustín Baláž, potocznie tutaj zwany ''Starszym braciszkiem'' .



Przyjaciele z ulicy Prezydenckiej ⭐hetaliaKde žijí příběhy. Začni objevovat