~13~

166 18 5
                                    



      Czasem żeby coś odnaleźć, trzeba wrócić do początku. Tak też zrobiłam. Wróciłam do początku, no może nie dosłownie, ale jako tako owszem. Gdy spotkałam Nicolasa w lesie, nie zastanawiałam się wtedy ani chwili co się stało i dlaczego morderca go wypuścił. W tamtej chwili liczyło się dla mnie tylko to, że mój przyjaciel jest cały.
      Teraz jednak, stojąc na cmentarzu zaczynałam się zastanawiać, dlaczego mój przyjaciel został wypuszczony. O co chodzi mordercy? Jakim cudem odnalazł mnie w lesie? I czego Jason chce od nas? Powinnam być skupiona teraz, na tym co mówi ksiądz, ale jakoś nie potrafiłam oderwać myśli od zabójcy. Cała ta sprawa zaczynała być bardziej pokręcona. Próbowałam sobie wszystko poukładać w głowie, ale im bardziej się w to zagłębiałam, tym bardziej wszystko było pomylone.
      Ksiądz zakończył mówić. Wszyscy zebrani udali się na stypę, specjalnie przygotowaną, by uczcić pamięć Emily. Rodzina i przyjaciele kobiety zebrali się przy jednym stole. Część zgromadzonych starała się nie okazywać smutku, jednak to wychodziło im z marnym skutkiem. Nikt nie mógł pogodzić się z tym, że tak młoda osoba odeszła, że już nigdy jej nie spotkają, a to co pozostało po niej, to tylko kilka wspomnień i zdjęcia.


     Do domu wróciliśmy późnym popołudniem. Wraz z Nicolasem nie mieliśmy nastrojów do rozmów. Od razu po powrocie udałam się do pokoju, załatwiłam wieczorną toaletę i rozsiadłam się wygodnie w na łóżku. Moje myśli znowu powędrowały do mordercy. Czy to rzeczywiście był Jason Anderson? A może był to Frank Cory? Coś było nie tak, a ja chciałam się dowiedzieć o co chodzi.
      Rozpaczliwie szukając pomysłów przypomniałam sobie o dzienniku mordercy (kimkolwiek on był), który chowałam w szafce obok łóżka. Wyjęłam szybko stary zeszyt w skórzanej okładce i otworzyłam na przypadkowej stronie. Zaczęłam czytać.


Frank postradał zmysły. Zaczynam mieć do przyjaciela mniej zaufania. Facet dziwnie się zachowuje w stosunku do mnie, jak i do innych. Prawdą jest, że to już nie jest ten sam człowiek, którego poznałem. Martwię się o niego. Przez te miesiące stał mi się bratem z celi w tym fantastycznym przybytku doktora Werdena... A co jeśli Werden naszprycował go lekami i teraz Frank się tak zachowuje? Krzyczy w nocy, rzuca się, robi o wszystko awantury i czasem, czasem zachowuje się jak nie on, jakby zapomniał jak się nazywa. Mówi do siebie... postaram się przyjrzeć temu bliżej, może coś uda mi się zaradzić, tylko najpierw muszę nas stąd wydostać.


      Przy wpisie nie było daty. Sam wpis był ciekawy. Jason zauważył zachodzące zmiany w zachowaniu Franka. Zaczynało mnie to coraz bardziej nurtować. Jak do tej pory miałam więcej pytań niż odpowiedzi.
Postanowiłam zejść na dół i porozmawiać z Nicolasem. Może on powie mi coś nowego? Na dole zastałam przyjaciela przed telewizorem. Przeglądał kanały, na moment zatrzymując się na wieczornych wiadomościach.
 

      -Czekaj, zostaw. – poprosiłam siadając obok niego na kanapie.


      -Z ostatniej chwili. Niezwykle niebezpieczny morderca, poszukiwany przez policję i agentów FBI został znaleziony. Znaleziono jego ciało w okolicach koryta rzeki Connecticut. Na razie nie wiemy kto zawiadomił policję, jednak będziemy informować państwa na bieżąco.


      Wiadomości skończyły się. A zarówno ja jak i Nick nie wiedzieliśmy co począć. Oto, tak po prostu, znaleziono ciało mordercy, którego szukaliśmy od tygodni. Spojrzałam na przyjaciela z pytaniem w oczach. On też nie wiedział co o tym myśleć.

     -Nick coś tu nie gra. – powiedziałam. – Jak to znaleźli jego ciało? To przecież niemożliwe.


     -Nie wiem Meghi, nie mam pojęcia o co chodzi. To robi się coraz dziwniejsze, a my nie przybliżamy się wcale do rozwiązania sprawy.


     -Ale przecież Jason nie żyje, czy to nie oznacza, że sprawa jest zakończona?


     -Nie wydaje mi się...


      W tym momencie usłyszeliśmy huk, jaki towarzyszy tłuczonemu szkłu. Szybko zerwaliśmy się z kanapy i ruszyliśmy za źródłem dźwięku. Okazało się, że ktoś postanowił wybić nam okno. Nicolas podszedł wolno do szczątków okna i wyjrzał za nie.


     -Nikogo nie ma. – powiedział. – Wezwę posiłki. – i jak powiedział tak zrobił. Wezwał kilku ludzi agenta Breckena, którzy po jakimś czasie przyjechali.
W oczekiwaniu na policję szukaliśmy z Nickiem śladów. Nie znaleźliśmy niczego, oprócz kamienia z dołączonym liścikiem. Nie był on zbyt długi.


rybki w wodzie pływają
bo chodzić nie umieją
w pułapki wpadają
a mili ludzie ich stamtąd wyciągają.


     Wierszyk nie mający większego sensu, ale potrafiący sprawić, że człowiek znowu zaczyna się bać.
     Podczas gdy ludzie Breckena badali ślady ja zastanawiałam się co autor wierszyka miał na myśli, gdy nagle zadzwonił do mnie telefon. Podniosłam słuchawkę.


     -Tak słucham? – powiedziałam do telefonu. 


     -Meghan? Pomóż mi... - usłyszałam w odpowiedzi lekko zachrypnięty głos mężczyzny. Na początku nie wiedziałam kto mówił, jednak po chwili rozpoznałam właściciela. Głos należał do agenta Breckena.


     -Tobias? Co się dzieje? – zapytałam przerażona.

     -On... on tu jest. W szpitalu. Pomóż mi. – mówił szybko, trochę niewyraźnie.

     -Kto jest? Co się dzieje? – dopytywałam.

     -Morderca – szepnął. Powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam. – Morderca tu jest, ściga mnie, pomóż mi... on... - I głucha cisza. Usłyszałam w słuchawce huk i przeraźliwy śmiech. Wystraszyłam się.

      -T-tobias? – powiedziałam przestraszona. – Tobias? Jesteś tam? – Nikt mi już nie odpowiedział. Wiedziałam co muszę zrobić, ale bałam się jechać sama do szpitala. – Nick!

      Szybko zawołałam przyjaciela i opowiedziałam mu w skrócie rozmowę. Szybka reakcja przyjaciela była bardzo pomocna. Wraz z Nicolasem wybiegliśmy z domu, zostawiając w nim kilku ludzi agenta Breckena i w raz z resztą pojechaliśmy do Massachusets General Hospital, gdzie przebywał Tobias, razem z Jimem. Teraz wiedziałam, że gra się jeszcze nie skończyła.


ZabójcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz