Rozdział 1.

229 24 16
                                    

Poranne blaski wdarły się przez stare, zniszczone okno. Cudem trzymało się na swoim miejscu. Betonowa podłoga ogrzewała się z minuty na minutę coraz bardziej. Blade i wychudzone ciało poruszyło się nieznacznie. Twarz wykrzywiła się w niezadowoleniu, nie chcąc budzić się ze snu, który pozwalał jej odpocząć od samej siebie. Westchnęła głęboko przez sen, próbując się poruszyć. Na próżno. Ponowiła próbę, chcąc zmienić swoją pozycję, lecz ponownie- nie udało się. Przez to, zmuszona była otworzyć swoje powieki, aby sprawdzić, co nie pozwala jej na swobodne ruszanie się. Otwierając oczy zobaczyła ten sam, przyprawiający ją o mdłości, sufit, który w każdej sekundzie mógł się zawalić i pozbawić ją życia. Tego chyba chciała. Nie miała już siły na walkę z samą sobą. Któż by miał na to chęci?

Podniosła się na łokciach, niechętnie oczywiście. Do jej ciała przyklejona była, niegdyś biała, piżama sięgająca za kolana. Dość charakterystyczna, czyż nie? Materiał był okrutnie wybrudzony i zniszczony, lecz nie miała niczego innego. Wolała już to, niż biegać po tych ruinach nago. Nawet jeśli nikt nie znalazłby jej tu, obrzydzało ją patrzenie na własne ciało. Nie, nie były to nastoletnie kompleksy. Ciało miała pod tym względem wręcz idealne. Gdzieś, głęboko w jej podświadomości, zapisane było, że nagość jest zła, surowo karana, a ciało powinno odrzucać każdego, kto na nie patrzy. Bez różnicy, czy jest ono obce, czy samego posiadacza. Jakikolwiek kontakt fizyczny z płcią przeciwną sprawiał, że chciała wymiotować. Nigdy nie pozwalała się komukolwiek dotknąć. Sama niechętnie to robiła. Najlepiej porzuciłaby wszystko (niewiele jednak miała, a właściwie to chyba już nic) i uciekła. Czułaby się dobrze sama ze swoją duszą, bo po co jej ciało? Jedynie sprawiało niepotrzebne problemy i ból. Jakby mało cierpiała psychicznie.

Usiadła pod ścianą, dopiero po chwili zauważając łańcuchy na około jej nadgarstków. Zaschnięta krew na jej dłoniach niebezpiecznie kontrastowała z odcieniem skóry. Uśmiechnęła się szaleńczo, uważając to za piękny widok. Krew niesamowicie ją podniecała, a momentami nawet wysyłała na granice jej świadomości. Czerwona ciecz znalazła ujście z ran, które wytworzyły się w nocy, kiedy Taylor spała. Ewidentnie szarpała się, walcząc o wolność. Łańcuchy, które zawiązała na swoich nadgarstkach, kiedy była w pełni świadomości, miały chronić ją przed pójściem tam, gdzie ktoś mógłby ją znaleźć. Teoretycznie, w tym miejscu również mogliby ją złapać, ale od kilku tygodni nie było tutaj żywej duszy, dlatego mogła przeżywać swoje katusze w samotności. Nie chciała, by ktoś ją oglądał w stanie kompletnie przerażającym czasem i ją. Tak, Taylor momentami była w pełni świadomości i totalnie wolna od swojego umysłu. Nie zdarzało się to bowiem często, dlatego kiedy tylko miała okazję myśleć racjonalnie, robiła wszystko, aby zapobiec nieprzyjemnym zdarzeniom.

Rozwiązała łańcuchy, które znalazła tutaj, po ucieczce z ośrodka "dla osób myślących inaczej", jak to ona mawiała. Nie wiedziała, jak się tu znalazły, lecz z pewnością były już stare i nikt przy zdrowych umysłach nie trzymałby ich. Były pokryte rdzą i jej krwią oraz oczywiście brudem. Mimo, że przez tak częstą styczność z nimi, na pewno złapała jakiegoś wirusa, nie mogła się ich pozbyć. Tylko one nocami trzymały ją na wodzy.

Podniosła się, po czym wytarła dłonie w brudny materiał, który okrywał jej ciało. Oparła się o ścianę, będąc wygłodzoną, spragnioną, nie mającą siły, aby wykonać kolejny krok. Samo podniesienie się wymagało zbyt wiele energii od niej. Przełknęła ślinę, której w praktyce w ogóle nie było. Polizała suchym językiem spierzchnięte usta, które pokrywały w dodatku kropelki zaschniętej krwi. Często gryzła je, choćby przez sen, doprowadzając do dosłownej ruiny. Zamrugała kilka razy, kiedy obraz stał się niewyraźny i rozmazywał się. Nie wiedziała, czy to przez wycieńczenie, czy rzeczywiście miała problemy ze wzrokiem. Zaczynało jej być duszno, a nogi ugięły się pod nią, sprawiając, że nie była w stanie utrzymać równowagi i upadła na podłogę. Jęknęła cicho, kiedy jej ramię zderzyło się z twardą powierzchnią, po czym zapłakała, nie mogąc nawet usiąść. Po kilku próbach, które totalnie ją wykończyły, udało jej się to dokonać.

WonderlandDonde viven las historias. Descúbrelo ahora