.1.

1.5K 30 5
                                    

Obudziłaś się około godziny 11. Byłaś wymęczona wczorajszym dniem, spędziłaś go na przygotowaniach do wstąpienia do wojska. Po wyszykowaniu postanowiłaś zjeść śniadanie lecz po otwarciu lodówki ujrzałaś jej puste wnętrze. Westchnęłaś i zakładając na siebie płaszcz wyruszyłaś do sklepu. Droga była długa i monotonna, lecz udało ci się dostać do sklepu i wybrać potrzebne Ci rzeczy. W drodze powrotnej zaczęło padać, było Ci bardzo zimno, więc postanowiłaś podbiec do domu. Gdy biegłaś zauważyłaś umięśnionego mężczyznę wgapiającego się w Ciebie wzrokiem pragnącym mordu. Podszedł i chciał zrobić już pierwszy cios leczy Ty zrobiłaś unik i kopnęłaś go w piszczel. Byłaś dość dobra w walce, lecz nie na tyle aby pokonać tak silnego mężczyznę. Zadawał on cios za ciosem a Ty bezskutecznie usiłowałaś się bronić. W końcu rzucił Tobą o ścianę a ty upadłaś w wielką kałużę. Podniosłaś wzrok i zobaczyłaś jak jakiś wysoki brunet z zielono-niebieskimi oczami, ubrany w mundur podchodzi i wyciąga do Ciebie dłoń. Zziębnięta, przemoczona, obolała i brudna podałaś mu rękę a ten podciągnął Cię do góry, lecz ty byłaś na tyle słaba, że straciłaś równowagę i musiałaś wesprzeć się o jego tors aby nie upaść. Spojrzał na Ciebie przenikliwie a ty się zarumieniłaś i przeprosiłaś, ponieważ dość długo tkwiłaś wsparta o jego tors. Nie miałaś siły wrócić sama do domu, więc brunet postanowił Cię odprowadzić. Podczas drogi dużo rozmawialiście dowiedziałaś się, że jest sierżantem. -James Buchanan Barnes, ale mów mi Bucky- powiedział po chwili a Ty właśnie zorientowałaś się, że nie znacie nawet swoich imion. -[T/I], dziękuję za wszystko- rzekłaś. Wtem dotarliście pod twój dom. Bucky miał już odchodzić lecz zawołałaś...- zobaczymy się jeszcze kiedyś? [B]-myślę, że tak. A teraz wybacz, obowiązki czekają- powiedział i poszedł.

Przez długi czas już nie widziałaś Jamesa. Od owego incydentu minął miesiąc a Ty wciąż zastanawiałaś się gdzie trafisz w wojsku. Może pod oddział Barnesa? Ehh... Gdyby tylko wiedział, może mógł by mi powiedzieć? Rozmyślałaś tak leżąc na łóżku i wgapiając się w sufit. Minęła godzina 10 a ty zwlekłaś się z łóżka jak oparzona. -Miałam dzisiaj iść do Steva!! Na szczęście mieszka niedaleko- pomyślałaś i podeszłaś pod jego dom. Chłopak uśmiechnął się na twój widok i zaprosił Cię do środka. Był to niebieskooki chłopak z blond włosami. Był chudy, niezdrowo chudy. Tak jak ty miał wielkie ambicje aby wstąpić do wojska, lecz jemu się nie udaje a ty ruszasz ze szkoleniem kadetów za miesiąc. Zaczęliście rozmowę, było widać iż Steve jest lekki zazdrosny, że dostałaś się do wojska a on mimo licznych prób nie, więc postanowiłaś zmienić temat. Po chwili do domu Steva wkroczył pewien mężczyzna, skądś już go znałaś... -Steve... Czy Ty znowu próbowałeś dostać się do wojska mój kumplu? Bo pełno Twoich papierów wala się tu i ówdzie.- rzekł i przeniósł wzrok na Ciebie. Źrenice mu się rozszerzyły ze zdziwienia... -[T/I]?!-zapytał zdziwiony. -B...Bucky?-odpowiedziałaś tym samym na co Steve zaniemówił. Po chwili niezręcznej ciszy i wgapiania się w siebie nawzajem Steve postanowił się odezwać. -T..to wy się znacie? [B]- można powiedzieć... Opowiedziałaś Bucky'emu, że za miesiąc masz szkolenie kadetów i nie wiesz gdzie trafisz, kto prowadzi szkolenie... Bucku ewidentnie zainteresował się ty tematem i rzekł- Wiesz... Szkolenie prowadzi nijaka Peggy Carter, na pewno sobie poradzisz, więc miło będzie mieś taką ładną dziewczynę w oddziale. Po tych słowach mocno się zarumieniłaś i spuściłaś wzrok na podłogę.... -Dziękuję Buck. - wyjąkałaś nadal nie podnosząc wzroku. Wtem do pokoju wszedł Steve, nawet nie zauważyłaś kiedy wychodził. [S]- jak widzę interesującą mam podłogę, conie [T/I]? -powiedział pi czym zaśmiał się wraz z Jamesem a Ty ponownie się zarumieniłaś tym razem patrząc to na jednego chłopaka, to na drugiego.

Nadszedł ten dzień, dzień w którym zaczynałaś szkolenie. Byłaś podekscytowana i jednocześnie szczęśliwa, ponieważ twój przyjaciel wracał z frontu na kilka dni. Podczas tego pracowitego dnia poznałaś Peggy Carter i nawet się z nią zaprzyjaźniłaś. Po szkoleniu razem z Peggy udałyście się do namiotu. -Jest coś czego nienawidzisz w wojsku?-zapytałam [P]- Tak, jest wiele rzeczy ale chyba najbardziej ból i smutek po utracie przyjaciół z którymi miało się tyle planów... Oraz widok ich przerażonych oczu podczas walki, to jest coś czego nie da się zapomnieć- powiedziała cicho a z jej oczu poleciało kilka łez. Lekko zaniepokojona tą wiadomością usiadłam obok Peggy i ją przytuliłam. Ona oznajmiła jednak, że musi już iść, nie chciałaś jej zatrzymywać na siłę, więc zajęłaś się swoimi sprawami i poszłaś spać. Następnego dnia na szkoleniu dostałaś szoku. Obok Ciebie stał Steve... Ale już nie taki chudy, ba, był umięśniony i wysoki. -Steve co się stało, jak ty to wszystko zrobiłeś w takim tempie?-wyszeptałaś do niego. Tysiące myśli przewijało ci się przez głowę. [S]- Gdy byłaś u mnie w domu i przyszedł Buck byłem smutny, że i ja nie mogę do wojska, zgłosiłem się do programu Super Żołnierz i wstrzyknięto mi serum- odparł [T/I]- Steve, ja nie wiem co powiedzieć, tak się cieszę, że możesz być tu z nami. A właśnie, nie widziałeś gdzieś Bucky'ego? Miał wrócić wczoraj a nigdzie go nie widziałam. [S]- Nie widziałem, może zapytamy majora? [T/I]- Dobry pomysł.- odpowiedziałaś. Razem ze Stevem poszliście do majora lecz nie otrzymaliście odpowiedzi na jaką czekaliście.-Buck nie wrócił.- odrzekł major. Z całym oddziałem zostali porwani w drodze powrotnej przez HYDRĘ, nie wiadomo czy żyją Ta wiadomość mną wstrząsnęła. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, roznosiła mnie wiadomość, że mój przyjaciel może nie żyć, już wiem o czym mówiła Peggy. -Nie możecie wysłać jakiegoś oddziału?- zapytałam z nadzieją. [M]-niestety nie panno [T/N]. [S]- gdzie oni są przetrzymywani?- zapytał Steve z tą samą nadzieją co ja. [M]- W siedzibie HYDRY. Na południowym zachodzie. [T/I]-Poproszę o teczkę z danymi Barnesa, całego oddziału oraz wszelkie informacje o porwaniu.- rzekłam [M]- proszę bardzo, lecz nie rozumiem po co ci one. I tak nie wyślę tam oddziału. [T/I]- Wiem, dlatego pójdę tam sama. [S]- Idę z Tobą.- powiedział stanowczo Steve. Wzięłam teczkę z aktami i ruszyłam we wskazane przez majora miejsce pobytu oddziału Barnesa.

Po długiej wędrówce po obcym nam terenie ujrzeliśmy bazę hydry. Była bardzo dobrze strzeżona, ciężko dostać się do środka. [S]- a więc tak... Ja rozpraszam uwagę ochrony a ty idziesz po Bucka. [T/I]- Steve ale oni cię zabiją! [S]- może i zabiją, ale będę umierał w słusznej sprawie. Idź, i nie patrz na mnie.- powiedział i ruszył biegiem w stronę ochrony i dalej nie widziałaś co się z nim działo. Ty natomiast ruszyłaś po oddział. Szłaś przez długie, ciemne korytarze w podziemiach HYDRY. Natrafiłaś na kilka cel były zamknięte, ale i puste. Szłaś dalej przez cele ostrożnie rozwalając zamki, aby w razie czego nikt cię w nich nie zamknął. Po kilkunastu minutach ujrzałaś celę z oddziałem, lecz martwym oddziałem. Przeszukałaś w roztrzęsieniu czy wśród ciał nie było ciała Barnesa, lecz go tam nie zastałaś. Zdziwiłaś się, lecz delikatnie się uśmiechnęłaś zdając sobie sprawę, że Barnes może jeszcze żyć. Przechadzałaś się dalej korytarzami HYDRY i natknęłaś się na pokój ze stołem na środku, leżał ktoś na nim, był przywiązany... I żywy! Nadzieja znów wstąpiła w Ciebie i postanowiłaś podejść bliżej... Czy to... Tak, tak to James Buchanan Barnes! Podbiegłaś do niego, zaczęłaś go rozwiązywać, Buck patrzył na Ciebie prawie nieprzytomny jedyne słowa które wymamrotał to T/I ... Przyglądał się Tobie cały czas z nutką nadziei ratunku w oczach. Był wykończony, musieli go torturować, popłakałaś się na jego widok. Gdy wstał, a bynajmniej usiłował, ponieważ sprawiało mu to ogromną trudność, mocno się przytuliliście. Po odklejeniu się od siebie ruszyliście na pomoc Stevowi który nadal odwracał uwagę strażników. -Wszystko poszło po naszej myśli- powiedziałam po powrocie do naszej siedziby. Poszłaś razem z Peggy, Stevem i Buckym do swojego namiotu. Po godzinie opowieści twojej i twojego przyjaciela jak wyruszyliście po Buckyego wszyscy poczuli się bardzo zmęczeni i poszli do swoich namiotów, oprócz Bucka. Siedział na fotelu wgapiając się w Ciebie beztrosko z lekkim smutkiem i nadzieją w oczach. Podeszłaś do niego i przykucnęłaś obok patrząc mu w oczy. -Coś się stało Buck?- zapytałaś przejęta jego stanem. -N..nie, odparł spoglądając mi głęboko w oczy oraz lekko się uśmiechając. Wiedziałaś, że kłamie, było to po nim widać. -Wiesz że możesz mi mówić o wszystkim prawda? Proszę, powiedz co cię gnębi.- powiedziałaś z żalem i troską w głosie. [B]- Bo... Jak zostałem porwany myślałem, że to jest mój koniec, że nie zobaczę Ciebie ani Steva.-powiedział smutno a z jego oczu zaczęły kapać łzy. -i gdy leżałem na tym stole i podbiegłaś do mnie... Poczułem się taki szczęśliwy, że mogę Cię znów zobaczyć T/I. I właśnie wtedy poczułem taką ulgę na sercu. Zrozumiałem, że jedyna rzecz jaką pragnę, to być przy Tobie nie wyobrażam sobie, że mogło by cię przy mnie zabraknąć.- powiedział z lekkim zdenerwowaniem ale i ulgą. Wstał i podał ci rękę abyś poczyniła to samo. Przybliżył się do Ciebie i kładąc rękę na Twojej talii ponownie spojrzał ci w oczy. Położyłaś ręce na jego ramionach. Staliście tak i patrzyliście sobie w oczy dość długo. W końcu James uśmiechnął się mocno, przybliżył się i pocałował Cię. Całowaliście się długo i namiętnie a każda sekunda wydawała rozpływać się w powietrzu. Po pocałunku dalej staliście blisko siebie. A Ty wtuliłaś głowę w jego ramię i odetchnęłaś głęboko. Po jakimś czasie zrobiliście się zmęczeni. Poszłaś do łóżka a Bucku do swojego namiotu. Jednak przed wyjściem powiedział... -Nie mów Stevowi, zrobi się zazdrosny. [T/I]- chciałam cię prosić o to samo... Uśmiechnęliście się promiennie i dalej nic nie pamiętasz ponieważ pogrążyłaś się we śnie.

---

1549 słów :)

TEN gorszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz