dix-huit

680 94 31
                                    

Luke cicho syknął pod nosem, kiedy jego plecy zderzyły się z ostrą korą drzewa. Klatka piersiowa blondyna, szybko się unosiła, a jego ciało od razu uwolniło się od zimna, które wcześniej je opanowało. Luke wbił swoje zdezorientowane spojrzenie w kolorowowłosego, którego bladą twarz, zdobiły czerwone rumieńce. Swoją drżącą dłoń położył na jego torsie, kiedy ujrzał przybliżającego się w jego stronę Clifforda. Odległość po między nimi gwałtownie się zmniejszyła, a oddech Hemmingsa stał się jeszcze bardziej nierówny. Bez zbędnego czekania, Michael wpił się w jego usta, powodując tym iż Luke przymknął oczy i początkowo z wahaniem, oddał pocałunek. Jedna z dłoni Clifforda zatrzymała się na jego talii, natomiast druga, delikatnie gładziła jego policzek. Luke mruknął cicho, przez kolejne muśnięcie miękkich ust Michaela, po czym rozchylił swoje wargi, co kolorowowłosy od razu wykorzystał, czyniąc pocałunek jeszcze bardziej namiętnym. Luke czuł się jak by był płótnem, na którym Michael tworzył swoją sztukę. Każde muśnięci było niczym ostrożne pociągnięcie pędzla.

Kiedy zabrakło im tchu, w końcu odsunęli się od siebie, podziwiając wzajemnie swoje błyszczące oczy i opuchnięte usta. Luke nie potrafił opisać szczęścia jakim aktualnie emanował. Od ostatniego razu, kiedy Michael ucałował jego policzek, blondyn nie pragnął niczego bardziej niż w końcu tego właściwego pocałunku. Z każdym dniem jego uczucia względem Michaela jeszcze bardziej się posilały, jednak po tym zdarzeniu sięgnęły już szczytu.

Kolorowowłosy szeroko się uśmiechnął, zdmuchując z jego czoła blond pasemka włosów, po czym ponownie zbliżył się do jego twarzy i złączył ich usta, jednak prędko zostało im to przerwane przez pewne, niepokojące krzyki. Michael rozejrzał się niespokojnie wokół własnej osi, za to Luke z paniką w oczach, uczepił się jego zimnej dłoni.

-Co to było? -zapytał, zachrypniętym głosem, a Michael starał się odpowiedzieć, próbując odwrócić uwagę od jego ust, które znacznie go rozpraszały. W niedługim odstępie czasowym, nastąpił kolejny krzyk, a za tym parę przekleństw.

Michael zrobił krok w przód, intensywnie wytężając swój wzrok w głąb lasu.

-Michael, nie -szepnął blondyn, szybko chwytając go za nadgarstek. -Nie idź tam -wyjąkał, a jego warga zadrżała. Michael cicho westchnął, dotykając knykciami, jego rozgrzanego polika, po czym złożył delikatny pocałunek na jego ustach, przez co serce Hemmingsa znowu zakołatało. Ciągle nie potrafił uwierzyć w to co chwilę temu się wydarzyło.

Zostawiając za sobą niespokojnego chłopaka, Michael wszedł w głąb lasu, nie słysząc już żadnego niepokojącego odgłosu. Liście oraz gałęzie wytwarzały niepotrzebny hałas, który łatwo mógłby go zdemaskować i wpakować w kłopoty. 

Michael przystanął przy jednym z drzew, wychylając się lekko za jego pień. Jego oczom ukazała się zakapturzona postać, która właśnie wsiadała do czarnego samochodu. Jego grube brwi lekko się zmarszczyły, kiedy po chwili pojazd odjechał, pozostawiając za sobą tylko smugę dymu. Dopiero po chwili, do jego uszu dotarł dźwięk kaszlu oraz ciche pojękiwanie. Clifford niepewnie wyszedł zza drzewa, robiąc parę kroków do przodu, aż w końcu ujrzał pod jednym z drzew krzywiącego się z bólu chłopaka. Jego twarz oświetlało światło księżyca, przez co Michael mógłby dać głowę iż skądś go kojarzył. W mgnieniu oka, znalazł się przy nim, zauważając zakrwawioną dłoń, którą miał zaciśniętą na brzuchu. Oddech chłopaka był bardzo nierówny, a z jego oczu wypływały pojedyncze łzy. Michael go znał.

-Spokojnie, zaraz ci pomogę -wyjąkał, ściągając z siebie ciemną bluzę, po czym przycisnął ją do rany chłopaka, uprzednio sprawdzając jej stan. Ktoś wyraźnie zaatakował go nożem, ponieważ była raną kłutą. -Luke! -Michael krzyknął z desperacja w głosie, kiedy jego ręce stawały się równie czerwone, co jasny materiał, koszuli chłopaka, a on sam stawał się coraz słabszy, znowu z jego twarzy odpływały wszelkie kolory. Blondyn od razu znalazł ich dwójkę, upadając przy nich na kolana. Jego twarz pobladła, kiedy tylko ujrzał brązowe oczy i czarne loki.

-Calum -szepnął łapiąc go za ramię. Chociaż widział go tylko parę razy w życiu, czuł jak jego serce łamie się na drobne kawałki, a złość wypełnia całe jego ciało. -Musimy zadzwonić po pogotowie -wyjąkał nerwowo, a jego głos się załamał. Od razu wyciągnął z kieszeni komórkę, którą na szczęście zabrał z namiotu. -Cholera, nie ma zasięgu -warknął, cisnąc urządzeniem o liściaste podłoże. 

Michael bez zastanowienia, podniósł Caluma z ziemi, oplatając go swoim ramieniem. 

-Musimy jak najszybciej go zawieźć, bo inaczej się wykrwawi -zażądał, prowadząc rannego w stronę samochodu. Luke od razu stanął obok Caluma, również go podtrzymując.

-Kto ci to zrobił? -zapytał w między czasie, kiedy chłopak ledwo stawiał kroki.

-N-nie mogę... -zaczął, jednak przerwał mu kaszel, a z jego ust pociekła ślina zabawiona krwią.

-Cholera, szybciej -warknął Michael, po czym zbierając w sobie wszystkie siły podniósł Caluma niczym młodą pannę. -Idź do Ashtona, musi dać nam kluczyki do samochodu.

***

Nieszczęśliwym incydentem przejęła się cała czwórka, w tym nawet "kamienna" Marion. Przez całą drogę o szpitala, wraz z Luke'em opiekowali się Calumem na tylnych siedzeniach. Rudowłosa co chwilę, przebiegała palcami przez jego gęste włosy, szepcząc do niego słowa, aby utrzymywał z nią kontakt i nie odpłynął.

Po całym zdarzeniu, wszyscy odetchnęli, siadając na ziemi i krzesłach, znajdujących się na szpitalnym korytarzu. Marion oparła swoją głowę o ramię Ashtona, zawieszając swój wzrok na brudnych od krwi, dłoniach.

Caluma znała bardzo dobrze i nie potrafiła ukryć swojej sympatii jaką go darzyła. Hood był niewinnym i często wykorzystywanym chłopakiem. Przeżył bardzo wiele i nie mógł teraz tak po prostu umrzeć. Zasługuje na wszystko co najlepsze.

Ashton objął mocno Marion, kiedy ta niespodziewanie, cicho zaszlochała, nie potrafiąc powstrzymać wychodzących z niej emocji.

Luke za to tępo wpatrywał się w jasną ścianę, od której odwrócił swój wzrok w chwili, kiedy poczuł na swoim kolanie dotyk Michaela. Blondyn spojrzał na niego swoimi przekrwionymi i opuchniętymi oczami po czym pociągnął nosem. Michael pozwolił mu zatopić się w jego objęciach, co chłopak od razu zrobił, mocno wtulając się w jego tors. Michael ułożył swoją brodę na czubku jego głowy, delikatnie gładząc dłońmi jego plecy.

-Pamiętam Caluma za czasów, za nim wyrzucili mnie ze szkoły -mruknął, obejmując mocniej drobne ciało Luke'a, kiedy poczuł jak ten drży. -Zawsze był taki bezbronny, a w szkole nie miał życia przez co poniektóre osoby.

-Wiesz kto mógł mu to zrobić? -Luke wyswobodził się z jego objęć, zerkając na niego z dołu. Przez umysł Michaela przewinęła się jedna osoba, jednak chciał móc w  to nie wierzyć.

-Nie wiem -skłamał. Luke wykrzywił usta w grymasie, zawieszając wzrok na drzwiach, które po chwili się otwarły, a w ich progu stanął lekarz.

-Przykro mi, na razie nie mogę udzielać informacji, operacja nadal trwa -uprzedził ich, kiedy mieli zamiar zasypać go masą pytań.


Luke spodziewał się iż biwak będzie ciekawym doświadczeniem, jednak nie myślał iż wszystkie wydarzenia właśnie tak się potoczą. A to jeszcze nie koniec.


-----

Calum to taki biedaczek w tym ff? :(

Ktoś się domyśla kto za tym wszystkim stoi?

No i jak wrażenia po Muke kissie? (ja się jaram ok)

I jak ogólnie cały rozdział? :D

Artist | MukeWhere stories live. Discover now