Rozdział I

1.1K 35 11
                                    

Hej! Mam nadzieję, że komuś się to choć trochę spodoba. ;__; 

Miłego czytania, życzę! 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

To wydarzyło się pewnego słonecznego dnia. Skończyliśmy wcześniej zajęcia i praktycznie zaczynał się weekend. Jak to zwykle, po szkole szedłem do jednego z moich ulubionych sklepów. Późne popołudnie. Nikogo nie dziwiło to, że w całym mieście dokładnie wtedy roiło się od innych przechodniów. Jedni wracali do domów po całym dniu pracy, a inni wręcz przeciwnie – szli na drugą zmianę.

Będąc w sklepie pogawędziłem z zaufanym kolegą tam pracującym. To też przynosiło pewne korzyści w postaci rabatów. Ba! Znałem też właściciela, ale nie utrzymywałem takiego samego kontaktu jak ze swoim prawie rówieśnikiem. Pożegnałem się z nimi po długim czasie pobytu. Wychodząc z budynku nieumyślnie wpadłem na nieznajomego. Tak, przynajmniej mi się wydawało.

Usłyszałem tylko jak przeklnął pod nosem, szybko przeprosiłem. Przyjrzałem mu się uważniej. Taki sam mundurek jak mój. Mogłem przysiąc, że chodził do mojej szkoły! Jego naszywka na marynarce sugerowała, że jest on w starszej klasie. Przełknąłem ślinę. Nie miałem zamiaru podpaść żadnemu trzecioklasiście. Wyminąłem go i ruszyłem w swoją stronę.

Założyłem słuchawki na uszy ustawiając muzykę. Uśmiechnąłem się lekko zerkając w niebo. Było piękne. Błękit bez żadnej chmurki. Zatrzymałem się chcąc nacieszyć się tym widokiem. Przymrużyłem nieco oczy zastanawiając się nad powrotem do domu. Znów będę sam, bo przecież matka znów pracuję do późna. Ojciec? Zginął w wypadku. Jednak nie darzyłem go żadnym uczuciem. Ba! Ja nawet cieszyłem się jak umarł! Był kawałem drania!

Westchnąłem cicho i zacisnąłem dłoń w pięść. Starałem się odpłynąć myślami gdzie indziej. Byle nie być w tym świecie. Gdybym mógł to wręcz wymazałbym swoje istnienie. Czemu? Mało rzeczy mi wychodziło. A jak już coś mi wyszło tak nawet nie usłyszałem od nikogo zachęty, motywacji która zadziałałaby na mnie pozytywnie.

Otóż to! Nie liczę na wiele! Chcę tylko by ktoś w końcu zwrócił na mnie swą uwagę. Chcę poczuć się dla kogoś ważny. Czy to tak wiele? Biłem się ze swoimi myślami idąc w kierunku jednego z zaułków. Stare bloki mieszkalne. Z jakiegoś powodu nikt tu nie mieszkał. Nie dziwiłem się. Zlatywały się tu różne nieprzyjemne typy.

Uliczny gang yakuzy. Mimo, że należą tam tylko licealiści to i tak zdarzają się różne sytuację. Handel prochami. Tak! To jest na porządku dziennym. Nigdy jakoś szczególnie się nie interesowałem tym kto ze szkoły jest w mafii. Chociaż chodziły pogłoski, że znajdują się tam osoby ze starszego roku.

Spuściłem głowę na dół i zwolniłem tempo. Ściszyłem muzykę tak by w razie czego wyłapać podejrzane hałasy. Było pusto i cicho. Jednak do czasu. Usłyszałem czyjąś rozmowę w jednej z części nie będącej ślepym zaułkiem. Wzdrygnąłem się lekko i schowałem za jednym z kontenerów na śmieci. Tym samym bezpiecznie obserwowałem ich z daleka.

- Ej, ale ta laska ma cycki! Nic tylko macać! Szczerze mówiąc jeśli miałbym wybierać między Reą a Mią to na pewno wygrałaby Mia! Mówię wam... ona może dawać mi korki z matmy. Ja za darmo odwdzięczę się jej z anatomii! - odezwał się ktoś przerywając ciszę.

- A gdzie tam Mia i Rea... Ja tam wolę Nefrę. Ona jest stanowcza, a krągłości też ma niezłe. – mruknął ktoś inny.

- Sranie w banie. – warknął czyjś głos.

Siedzieli na sporej kanapie. Z pewnością było ich dość sporo jak na gang przystało. Mieli także przy sobie kije bejsbolowe jednak pewnie nie tylko one były ich własnością. Pistolety, noże, kastety. Yakuza miała wszystko! Miała też własne metody zabijania... Cholera! Miałem pecha wybierając tą drogę! Czemu akurat teraz musieli tu być?

(18+) [YAOI] Czas nie leczy ran. On je tylko pogłębia.Where stories live. Discover now