3.

136 16 11
                                    


***

Była zadowolona i w zasadzie miała do tego pełne prawo. Jak na razie wszystko szło dokładnie tak, jak to sobie zaplanowała, dlatego tylko ostatkiem woli powstrzymała się od zanucenia pod nosem refrenu zasłyszanej niedawno melodii. Zamiast tego uśmiechnęła się pod nosem, poprawiając ciasny kucyk, w który ściągnęła swoje czarne włosy.

– Zadanie wykonane, kolejny punkt dla nas, Abarai – mruknęła z zadowoleniem, kątem oka spoglądając na Renjiego. Mężczyzna ściągał właśnie przesiąknięte krwią rękawiczki, spokojnie wyglądając przy tym za okno.

– Kuchiki będzie zadowolony.

Rukia zmrużyła oczy na tę lakoniczną odpowiedź, świadoma, że Abarai miał rację. Byakuya bez wątpienia będzie zadowolony, nie dali mu przecież żadnego powodu do innej reakcji, wykonując swoje zadanie na sto procent. Szczerze – nie pamiętała dnia, w którym mógłby za cokolwiek ich zganić; praca, jaką wykonywali dawała mu tylko powód do szczerej satysfakcji, ciągnącej za sobą nic innego od wielkich zarobków. Razem z Renjim silili się bowiem na sumienność i dokładali wszelkich starań, by zlecenie zrealizowane zostało w sposób dyskretny, a każdy element dograny, jak w założeniach planu.

Byli przecież perfekcjonistami.

– Hej, Renji – zawołała, omijając leżące na ziemi krzesło, które torowało jej drogę do bezwładnego ciała. Nie traciła przy tym swojego dobrego humoru nawet ze świadomością, że właśnie pozbyli się dawnego znajomego. Nie miało to aktualnie większego znaczenia. Rukia już dawno przyzwyczaiła się przecież do tego, że ludzie przychodzili i odchodzili; tak wyglądała niezmienna kolej rzeczy, której nie potrafiło zmienić żadne z nich. I kiedy tylko to zrozumiała, nauczyła się, że do żadnej z mijanych osób nie należało się przywiązywać, nie budować relacji trwalszych niż chwila i nie zostawać w ich życiu, jeśli nie było to absolutnie konieczne. Nie powinna tworzyć niepotrzebnych przeszkód, które w przyszłości mogłyby stanąć na jej drodze. By zapewnić sobie bezpieczeństwo, musiała pozostać nieuchwytna.

– Co jest? – Abarai spojrzał na nią przelotnie.

– Szybko poszło, nie sądzisz?

– Oczekiwałaś jakichś trudności? – odpowiedział pytaniem na pytanie, wsuwając przy tym jedną dłoń do kieszeni ciemnych spodni. Jego brew uniosła się do góry w ironicznym grymasie, gdy na nią spojrzał. – To przykre, że się zawiodłaś.

Rukia pokręciła głową, krzywiąc się teatralnie, a następnie podniosła z ziemi nóż, który szybko wytarła, by zaraz potem wsunąć go do kieszeni. Nie mogła zostawić tu równie istotnego narzędzia, istniało zbyt wielkie ryzyko znalezienia go i powiązania z nimi, nawet jeśli morderstwo wynikło z rany postrzałowej.

Kiedy na powrót odwróciła wzrok, Renjiego nie było już w pokoju. Usłyszała za to kroki w przeciwległym pomieszczeniu.

– Jasne. Nigdy nie obchodziły cię drobiazgi. Jakbyś nie wiedział, że w nich tkwi sens naszych zleceń. Kretyn – mruknęła sama do siebie, świadoma, że odpowie jej tylko cisza. Nie miała jednak zamiaru czekać na reakcję Abaraia, wiedziała, że nawet jeśli zlecenie pozornie wyglądało na wykonanie, należało sprawdzić każdą alternatywę, którą tylko podsuwała jej własna wyobraźnia. Z tą myślą podeszła do ogromnego łoża, omijając sporą kałużę krwi, jaka zdążyła już wsiąknąć w kremowy dywan, a następnie zrzuciła na ziemię jedwabną, pokrytą ręcznymi haftami narzutę. Wystarczyło wbić nóż w materac, by jego ostrze zapadło się w plątaninę sprężyn i specjalistycznej grubej gąbki.

World of liesWhere stories live. Discover now