-1-

121 16 5
                                    

Elvis grał cicho w tle. Nie był to dźwięk najwyższych lotów, ale tylko tyle umiał wyciągnąć laptop po przejściach, stojący wgłębi wynajętego na tydzień mieszkania. Pomimo godziny szesnastej, słońce już chyliło się ku zachodowi. Rzucało tylko tęskne, długie promienie, którym udawało się przebić przez zasłony.

Jeden z nich padł na szklankę z wodą.

- Jest w połowie pełna, czy pusta? - Spytała się dziewczyna, przyglądając się ciemnoskórej kobiecie na fotelu. Burza czarnych włosów podobnych do sprężynek z długopisów, zasłaniała większość smutnej twarzy. Czekoladowe oczy były na wpół przymknięte i nie odrywały spojrzenia od wody.
- Pusta.
- W połowie pełna, czy pusta? - Powtórzyła pytanie.
- Pusta - ciężkie westchnięcie rozległo się w pokoju.
- Dlaczego tak sądzisz, Margot? - Szurnęło krzesło. Zadająca pytanie usiadła okrakiem, podbródek opierając na wysokim oparciu. Duże przyciemniane gogle zsunęły jej się na czoło.
- Jedną połówkę wypiję, ale powietrza już nie.
- Ale będziesz miała całą połówkę.
- A gdybym chciała całość?

Elizabeth - bo tak miała na imię prowadząca tego spotkania - sięgnęła po butelkę. Dolała wody prawie po same brzegi.
- A teraz? Co powiesz o stanie wody w stosunku do szklanki, Margot?
- Jest ledwie pełna. To smutne, że tak mało jej zabrakło. A z drugiej strony ciężko jest się z niej teraz napić, co też nie jest dobre.
Zapanowała cisza. Pacjentka podniosła spojrzenie na młodszą od niej dziewczynę. Kiwała się na krześle, gryząc wargę i sama wpatrując się w szklankę.
- Jeśli dzisiaj nie da pani rady... do kiedy pani tu jest? Mogę przyjść innego dnia...
- Niestety nie będzie to raczej możliwe. Musimy to załatwić dzisiaj, Margot. Czwartek i piątek mam już zapełniony, a w sobotę wracam do siebie.

Płyta skończyła się, wracając do pierwszego utworu. W końcu Elizabeth podniosła się i skinęła głową na pacjentkę. Przeszły do pokoju z laptopem. Obok była rozłożona prosta leżanka, którą cudem udało się pożyczyć z pobliskiego szpitala.
- Miałaś wcześniej jakieś naprawy?
- Nie, proszę pani.
- Nie mów mi per pani, jestem młodsza od ciebie - uśmiechnęła się w jej stronę. - Połóż się, zaraz sprawdzę twoje oczy. - Dlaczego dopiero teraz zdecydowałaś się na naprawę?
- Jest pani przejazdem, a wiele osób chwali sobie pani naprawy.
- O, miło wiedzieć. Ktoś konkretny? Z niektórymi pacjentami nawiązuję dość długie kontakty.
Nie było to jednak żadne z pamiętanych przez nią imion.

Cicho kliknęło, gdy zasłoniła zasłony. Słońce na zewnątrz zostało odcięte, samemu już znikając za budynkami. W tym samym momencie włączyła małą latarkę wielkości długopisu. Podeszła do kobiety nachylając się nad nią. Gogle znowu zsunęły jej się na czoło.
- Proszę podążać wzrokiem za moim światłem - jak okulista przesuwała latarką, drugą dłonią w miękkiej rękawiczce, naciągając skórę dookoła oka oraz podnosząc bardziej powieki. - Dobrze, widzę ubytek... jedno ze złotek jest uszkodzone i czarnieje.
- Nie rozumiem.
„Jak zwykle", mruknęła do siebie w myślach, ale uśmiechnęła się.
- Proszę tak na mnie nie patrzeć, to nic groźnego ani śmiertelnego. Na dodatek za jakieś... - zerknęła na czerwony zegarek na nadgarstku - dwadzieścia minut, będziesz znowu widzieć szklankę w połowie pełną, a nie pustą. Chcesz znieczulenie?
- Tak, proszę.
Odwróciła się na chwilę i z małej skrzyneczki wyciągnęła zabezpieczoną igłę z już przygotowanym roztworem.
- A teraz oddychaj głęboko i spójrz w prawy róg sufitu. I nigdzie indziej do końca naprawy, dobrze?
Ledwo widoczne skinięcie głowy.
- I nie denerwuj się tak, Margot. Wszystko będzie dobrze - uśmiechnęła się do niej. Wsunęła sobie latarkę do ust, chwytając ją w zęby. Palcem znowu naciągnęła skórę w okolicy kącika oka. Pacjentka drgnęła, gdy igła wbiła się w skórę. - Teraz nie ruszaj się i nie patrz nigdzie indziej. Za jakieś pół minuty zaczniesz czuć, jakby rosła ci śliwa pod okiem. To zupełnie normalne.

Naprawa od zarazWhere stories live. Discover now