Rozdział 1

23 1 2
                                    

Charlotte zawsze uważała, że prawdziwa miłość nigdy nie jest idealna. Nie żeby kiedykolwiek jej doświadczyła. Po prostu nie spotkała nikogo, kto by ją zrozumiał. Wszyscy, gdy tylko zobaczyli jej blizny, uciekali z krzykiem. Ślady po dawnej chorobie, zarówno na ciele jak i duszy, zbladły na tyle, aby dziewczyna wróciła do szkoły. Właśnie wrzucała książki do plecaka, gdy usłyszała krzyk swojej matki.
-Charlotte! Jesteś gotowa? Zaraz musisz wyjść!
Dziewczyna usłyszawszy to, westchnęła teatralnie i zasunęła czarny plecak. Zarzuciła go sobie na ramię i bez patrzenia w lustro wybiegła na korytarz. Przez zasłony przebijało się poranne światło, które raziły Charlotte. Każdy krok rozbrzmiewał na marmurowej podłodze. Bycie bogatym nie ma samych plusów. Jej rodzice kazali jej sprzątać cały dom, nie chcąc wydawać pieniędzy na sprzątaczki, które zdaniem jej ojca; żerują tylko na lepszych od siebie. Matka Charlotte, Edith, nie miała czasu się z nim kłócić. Była zajęta testowaniem tych pieprzonych kremów odmładzających.
Charlotte zeszła już na dolne piętro i wciągała buty na stopy, gdy jej matka powiedziała:
-Jak ty wyglądasz? Jest pierwszy dzień szkoły, a ty się nawet nie umalowałaś!-powiedziała z wyrzutem.
Dziewczyna obrzuciła ją nienawistnym spojrzeniem i wybiegła z domu, trzaskając drzwiami. Przebierała nogami jak najszybciej, chcąc uciec z tego przeklętego miejsca. Gdy dotarła do garażu, otworzyła go specjalnym kodem i wyciągnęła z niego rower. Nigdy nie lubiła jeździć samochodem. Nie po tym co stało się z Channon. Wskoczyła na rower i wyjechała na drogę. Na chodniku pod domem jej sąsiadki siedział chłopak z papierosem w ustach. Był ubrany w zniszczoną skórzaną kurtkę i dżinsy. W sumie normalnie. Ale jego oczy... Były jakieś inne. Było w nich pełno zrozumienia. To strasznie dziwne. Przecież go nie zna. Odwróciła się, przestraszona i wskoczył na rower. Gdzieś w połowie drogi z włosów spadła jej gumka. Te nudne, brązowe, proste włosy rozsypały się po całej twarzy zasłaniając jej drogę. Próbowała się zatrzymać, ale za cholerę nie mogła znaleść ręką hamulca. Jest największą szczęściarą na świecie, więc oczywiście spadła z roweru i starła sobie skórę z kolan. Przeklnęła i usiadła na chodniku. Rower leżał metr dalej. Ukryła twarz w dłoniach. Wspomnienia uderzyły w nią ze zdwojoną siłą.
Odbieram telefon, usłyszałam jak ktoś powiedział:
Channon nie żyje. Ktoś przeciął jej hamulce. Przykro mi.
Rzuciłam telefonem w lustro. Rozbiło się w tysiące maleńkich kawałeczków. Tak jak moje życie.
***
Charlotte nie wiedziała ile czasu siedziała na tym chodniku. Nie wiedziała, dlaczego nie była w stanie z niego wstać. Wiedziała tylko, że była spóźniona. Bardzo. Nic nie mogło popsuć tego dnia. Oprócz...
Oczywiście. Tamten chłopak musiał się pojawić. Teraz zobaczy jej zaryczaną twarz. On nie wydawał się przejęty. Podszedł do niej i podał chusteczkę.
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.
-Masz krew na kolanach. Jeszcze wda ci zakażenie- powiedział i usiadł obok mnie.
Bez słowa wzięła chusteczkę od niego i zaczęła pocierać ranę. Skrzywił się.
-To nie tak się robi- westchnął i sięgnął do jej plecaka. Widziała jak skórzana kurtka rozciąga się na jego barkach. Wyciągnął wodę, polał nią chusteczkę i delikatnie oczyścił jej kolana.
-Dzięki- powiedziała zaskoczona.
-O! Umiesz mówić!- uśmiechnął się.
Gdyby stała, napewno ugięłyby się pod nią nogi.
Ten uśmiech... Odkaszlnęła.
-Szpiegujesz mnie?
-Za kogo ty mnie masz?- znowu się uśmiechnął.
Skrzywiła się i powiedziała:
-Rano siedziałeś prawie pod moim domem a teraz przyszedłeś tu za mną...
-Wiesz ile tu siedziałaś?- przerwał jej.
-Słucham?
Usiadł obok niej i wyciągnął nogi na ulicę. Musiał mieć z metr dziewięćdziesiąt.
-Jest dziesiąta. Siedzisz tu dwie godziny.
Opadła jej szczęka. Charlotte skoczyła na równe nogi i gorączkowo zaczęła wrzucać rzeczy do torby.
-Nie, nie, nie! Jak ja mogłam się spóźnić?! Ojciec mnie zabije!
-Uspokój się, i tak nie zdążysz. Posiedź tu ze mną- odpowiedział i pociągnął dziewczynę  na chodnik. Wyciągnął z kieszeni papierosy i zapalił jednego. Spojrzała na niego pytająco. Wydawał się zdziwiony. Zaciągnął się, powoli wypuścił dym i podał jej paczkę.
-Chcesz jednego?
Nic nie odpowiedziała. Wzięła papierosa i zapaliła.
-Po co palisz?- zapytała chłopaka.
-Żeby zapomnieć- obrzucił ją spojrzeniem.
-To działa?
-Nie.
-Więc po co się trujesz?- Charlotte wydawała się zaskoczona.
-Bo ciągle myślę, że zapomnę.
Nikt już się nie odzywał.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 25, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

NiesprawiedliwośćWhere stories live. Discover now