Nienawiść i krew z nieba

10 4 1
                                    


            Dokonaliśmy przegrupowania po ostatniej akcji desantowej. Świeży oddział, a mimo to Alan zawsze trafiał pod moje skrzydła, byliśmy połączeni niewidzialną nicią przeznaczenia. Oboje straciliśmy najdroższe osoby naszego życia w wieku szesnastu lat, kiedy to zaczęła się cała ta wojna. Teresa i Natalia były przeszłością, która żyła w naszych sercach. Szczerze mówiąc nie pamiętam nikogo innego z naszej szkoły, wspomnienia były zamazane nieustannym stresem, chwilami strachu, walką o przeżycie.

Był sierpień oboje kończyliśmy właśnie osiemnaście lat, a wojna nie zbliża się ku końcowi.
-Sylwek, to już jutro. – Alan praktycznie wyszeptał tych parę słów załamanym głosem.
Spojrzałem na niego tak, by wiedział, że rozumiem o co mu chodzi. Dziś wchodziliśmy w okres dorosłości, a jutro przeżyjemy drugą rocznicę śmierci Teresy i Natalii.
-To były długie dwa lata Alan.
-Myślisz, że wrócimy kiedyś do normalnego życia? Bez munduru, broni, wspomnień i śmierci?
Nie odpowiedziałem, bo szczerze mówiąc niczego nie byłem pewien. Alan zaprzestał dopytywania.
-Mam stare kadzidła z drzewa sandałowego. Spalimy je jutro z samego rana zanim ruszymy do Al-Khabira.
Wstaliśmy z koca, chroniącego nas przed piekącym piaskiem. W oddali usłyszeliśmy gwizdek pułkownika oznaczającego wymarsz. Dziś mieliśmy się dostać do Nintabu, skąd musieliśmy okrążyc następnego dnia jezioro Weroniki by dotrzeć do Al-Khabira.

Tereso. Czy kiedykolwiek wrócę do tego kim byłem?
Coraz słabiej pamiętam przeszłość.
Coraz gorzej przeżywam teraźniejszość.
Coraz mroczniej widzę przyszłość.

* *

Wybuch ciężkozbrojnego czołgu SV-130 postawił wszystkich w stan gotowości. Z drugiej strony pustyni zbliżały się do nas najemnicze jednostki lekkozbrojnych DG-25.
-Alan! – Krzyknąłem.
-Przeciwpancerny gotowy do strzału! – Nie trzeba było długo czekać na odzew.

Obłoki podniesionego piasku zasłaniały widoczność zarówno jednym jak i drugim. DG-25 skupiały się głównie na ilości, a nie sile ognia, dlatego też trzeba było uważać na flanki, ponieważ SV-130 dość ciężko manewrowały mając na sobie kilkadziesiąt ton opancerzenia. By wygrać musieliśmy jak najszybciej przeładowywać i pozbywać się kolejnych maszyn. Czterdzieści ciężkozbrojnych przeciwko stu pięćdziesięciu lekkim. Odległość między nami wciąż się zmniejszała, a wraz z nią liczebność przeciwnika, lecz niestety również i nasza.

-Wezwij wsparcie! - Krzyknąłem do niego
-Ale porucznik nie...
-Ale porucznik ma nas gdzieś!
-Ja graf 21. Ja graf 21. Jesteśmy pod ostrzałem! Ja graf 21, czy ktoś mnie słyszy? – Grzmiał Tomek do radia.
-Ja graf 21, tu baza z Al-Nasir. Wysyłamy TRAF-y. Wytrzymajcie dwie minuty.

Sto dwadzieścia sekund oczekiwania.
-Tomek, każ wszystkim się cofać.
-Stracimy na celności!
-Wolisz stracić życie?

Porucznik wrzeszczał na mnie przez radio zupełnie jak opętany, lecz jego czołg został zniszczony chwilę później i umilkł na wieki. Jako najwyższy stopniem pozostały przy życiu żołnierz musiałem objąć dowództwo nad resztą oddziału. Pozostałe trzydzieści jednostek SV-130 zaczęło się cofać nie przerywając ostrzału. W głowie odliczaliśmy sekundy na wsparcie lotnicze TRAF-ów. Kolejnych kilkanaście jednostek przeciwnika zamieniło się w płonący złom, kosztem naszych dwóch. Gorąca pustynia nabierała coraz wyższej temperatury, dymiące czołgi, płonąca na piasku ropa, spocone ciała ładowniczych, zmęczone oczy dowódców i celowniczych oraz rozkrzyczane gardła radiooperatorów. Czułem się jak w piekle, z którego nie było wyjścia. Kolejne trzy SV-ki stanęły w ogniu, kolejnych dwadzieścia DG-ków przypominało płonące pochodnie przy bramach Szeolu.
-Podporuczniku! Kończy się nam amunicja.
-Wytrzymajcie – grzmiałem. – Zostało trzydzieści sekund!

Zatracony bohaterWhere stories live. Discover now