Nieszczęście w... nieszczęściu

3 1 0
                                    

Dochodziła 5:00 rano. Mój złoty iPhone 6s zawibrował. Napisał do mnie mój crush, najlepszy chłopak na świecie, John.
„Hejka skarbie, pójdziemy dziś razem do szkoły? "
Szybko odpisałam, że pewnie. Poznałam go w pierwszej gimnazjum, na treningu jazdy konnej. Kochałam go.
Szybko zeszłam do kuchni. Rodzice byli już w pracy. Z dużego okna było widać naszą stajnie. Był to naprawdę piękny widok. Po chwili obudziłam się. Zrobiłam sobie kawę i siadłam na fotelu. Zbliżała się zima, którą kochamm. Postanowiłam zadzwonić do Johna. Odebrał prawie od razu.
- Witaj cukierku! Coś się stało?
- Coś ty. Chciałabym abyś przyszedł wcześniej... nie widziałam cię aż 24h!
- Haha. No dobrze. Za pięć minut będę.
I w tym momencie zdałam sobie sprawę, że jestem nieuczesana i nieubrana, ale wiedziałam że mu to nie będzie przeszkadzać. Chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi.
Zobaczyłam go. Nie mogłam się oprzeć jego kasztanowym oczom. Pocałował mnie i usiedliśmy na kanapie. Lecz na tym się nie skończyło. Zaczął mnie całować na kanapie. On jest taki uroczy i delikatny. Zawsze czułam się przy nim bezpiecznie. Wiedziałam, że jestem w koszuli nocnej, ale nie krępowało nas to. Całował mnie po ustach i szyi.
- Kocham Cię John.
- Ja też.
Nie chciałam go puścić. Siedziałam mu na kolanach.
- Chciałabym już mieć 18 lat...
- Hahaha.
Jeszcze dwa lata.
- Wiesz, że zaraz się spóźnimy do szkoły?
- Ahh, już 7:30. Ubieraj się!
Szybko wskoczyłam w moje ubrania. Czarne spodnie z dziurami i choker.
No i oczywiście bluzka, top.
- Czemu Ty zawsze jesteś taka piękna?
- Nie podlizuj się! Nie chcę mi się iść do szkoły.
Niestety. Ale zadzwoniłam do mamy, Lou.
- Możemy zostać w domu, ale musimy potrenować. Co powiesz na teren?
- Jasne! Ja biorę Galię, a Ty?
- Wiktora, tylko uważaj, wiesz jakie są te konie.
Nie wliczając tego, że Wiktor kopnął mnie dwa razy, było OK. Wsiedliśmy na konie i od razu się zaczęło. W Galię coś wstąpiło.
- John, spokojnie! Skróć wodze! - krzyczałam przez łzy.
Po krótkiej szarpaninie, Galia stanęła dęba, przewróciła się i przygniotła nogę chłopaka.
- Kochanie! John!
Widziałam w jego oczach łzy. Sama się rozpłakałam. Odsunęłam go na bezpieczną odległość i posadziłam na kolanach.
- Dzwonię po pomoc.
- Nie... jes-st w porządku.
Wiedziałam, że nie jest.
Słowa, które potem usłyszałam, brzmiały jakoś tak : "wstrząs mózgu, złamana noga, ogólne obrażenia".
Kazano mi wrócić do domu. Szłam i szłam i szłam.
Gdy wreszcie doszłam, zobaczyłam weterynarza. Wciąż w szoku powiedziałam :
- Ddzień dobry...
- Witam, byłem aby zbadać Galię.
Tyle słyszałam tego dnia... potem zasnęłam.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 27, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

OsamotnionaWhere stories live. Discover now