Jak to się zaczęło, czyli różowe dildo w kufrze

4.4K 318 281
                                    

Krótkie info na początek. Opowiadanie było pisane pod koniec roku 2016, więc część faktów lub postaci może być już nieaktualna.

Zbliżał się koniec sierpnia. Mateusz usiadł na dużym kufrze, bezskutecznie próbując go zamknąć.

- Dobra, może Foxy'iego wsadzę do torby, a klatkę z Łapkiem wezmę w pociągu na kolana? - zastanawiał się głośno, a następnie spojrzał na siedzącą w kącie pokoju suczkę - Przepraszam Lady, nie mogę cię wziąć ze sobą. Pręt napisał wyraźnie: Jedno małe zwierzę.

Psina tylko położyła smutno pyszczek na łapach i wodziła wzrokiem za panem, który usiłował wyjąć z kufra klatkę z koszatniczką, nie wywalając przy okazji połowy pozostałej zawartości bagażu. Jego starania okazały się jednak daremne i już po chwili po podłodze walały się nieposkładane ubrania, podręczniki i różnorakie urządzenia elektryczne, a wśród nich różowe dildo.

- Ej, co to tu robi? Zniszczu, prosiłem żebyś nie wrzucał mi dziwnych rzeczy do kufra! - zawołał Gajewski w głąb mieszkania, by usłyszał go urzędujący w kuchni wraz z Zhalią przyjaciel - I zostawcie mi coś na drogę! Jak już pojadę, to wtedy będziecie mi czyścili wszystkie szafki i lodówkę!

- Dobra, dobra. Spokojnie, bo jeszcze chleb ci sam ucieknie, jak będziesz tak krzyczał - nadeszła odpowiedź.

Zasadniczo... Już parę razy zdarzało się Mateuszowi znajdować chleb w dziwnych miejscach, typu piec, grzejnik, żelazko lub okolice tych miejsc. Czasem czymś posmarowane kromki bywały nawet lekko podpieczone, ponadto sytuacjom tym zawsze towarzyszyła jakaś cicha, denerwująca muzyka. Chłopakowi do tej pory nie udało się rozwiązać zagadki.

- A tak w ogóle to gdzie jest ta twoja szkoła? - zapytała Zhalia wchodząc do pokoju i pomagając gospodarzowi zamknąć kufer.

- Właściwie to nie wiem. Zobaczę jutro na peronie.

- A nie boisz się, że wywiozą cię przykładowo na Syberię?

- Zahlia, proszę cię nie dramatyzuj, bo zaczyna ci się udzielać to co mi: myślisz, ale ci nie wychodzi!

- Ja tylko ostrzegam. - broniła się dziewczyna.

- Ej, Mateusz! Tak jakby, skończyło ci się masło. - wpadł Zhalii w słowo drugi z gości.

- Samo się skończyło Zniszczu?

- Dobra, ja skończyłem. I jajka, i chleb, i ser, i dżem, i musztardę, iii...

- ZNISZCZU! O coś cię chyba prosiłem?!

- Oj, przepraszam no! Chodźmy do sklepu i kupmy co na jutro potrzebujesz, ok?

- Dobra, niech ci będzie - westchnął zrezygnowany i wciąż troszkę wkurzony dwudziestolatek.

***

Następnego dnia Mateusz udał się na Peron 11/11/11 w Katowicach, gdzie miał oczekiwać na pociąg do Jogfartu, nie miał jednak pojęcia, w jaki sposób na owy peron się dostać. Tracił już nadzieję, był niemal pewny, że się spóźni, kiedy nagle potrącił go jakiś czarnowłosy chłopak, ciągnący za sobą kufer. Chłopak przeprosił i już miał odchodzić, gdy nagle zauważył na kufrze Gajewskiego logo szkoły.

- Zaraz, zaraz, ty też do Jogfartu?

- No, tak jakby... Ale nie wiem jak dojść na peron. Przecież nie ma takiego jak 11/11/11!

- Chodź za mną. - powiedział czarnowłosy i poprowadził naszego bohatera do męskiej łazienki.

- O, nie, nie wejdę tam z tobą - powiedział Mateusz, gdy jego nowy znajomy otworzył jedną z kabin, wszedł do niej i zachęcił go do tego samego.

- Daj spokój! To przejście. Inaczej to ty się na peron nie dostaniesz.

- Niech ci będzie. - zrezygnowany wykonał polecenie i...

W kilka sekund później stał na peronie 11/11/11. "Wow!" pomyślał rozglądając się po nietypowym miejscu. Czarnowłosy odszedł w sobie tylko znanym kierunku, odbierając telefon i pozostawiając Gajewskiego samemu sobie. Dzwonek, który dotarł do uszu okularnika, był creepy muzyczką, kojarzącą się Mateuszowi z czymś innym creepy. Konkretnie z pewnym niebieskim pojazdem.Szybko spojrzał na zegarek, żeby upewnić się, że na pewno zdążył, a ujrzawszy, że ma jeszcze pięć minut usiadł na ławce pod ścianą.

Pół godziny później...

Pociąg dalej się spóźniał, ale czemu tu się dziwić? To Polska. Mateusz miał właśnie poraz pierwszy od dawna zrobić jedną z najniebezpieczniejszych rzeczy na świecie, mianowicie sięgnąć po... książkę, gdy gdzieś z przodu peronu usłyszał radosne okrzyki. Pociąg się zbliżał. Dwudziestolatek podszedł bliżej torów, by zobaczyć co wyjedzie zza rogu. I ujrzał go. Najwspanialszy, najnowszy, i jeszcze inne naj też by pasowały, czerwony i lśniący Jogfart Express. Tsa...

A tak na serio?

Spełniły się właśnie najgorsze przypuszczenia chłopaka. Zza zakrętu wyłonił się niebieski Pociąg Tomek, z tym swoim creepy uśmiechem. Od razu było wiadomo, gdzie mieści się Jogfart, bowiem ten konkretny pociąg jeździł tylko w jedno miejsce - na Syberię.

- Trzeba było posłuchać Zhalii... - jęknął chłopak, poprawiając okulary.

Powolnym krokiem skierował się do jednego z licznych wagonów. Nie chciał się przepychać, więc wsiadł jako jeden z ostatnich. I dość szybko zrozumiał jaki błąd popełnił. Każdy z przedziałów był już zajęty. Sprawdzał każdy po kolei, ale wszędzie był komplet.

Zapukał do ostatniego, który planował sprawdzić, postanowił dalej nie szukać i w razie braku miejsca spokojnie ukończyć podróż siedząc na kufrze. Drzwi przedziału otworzył jakiś rudzielec.

- Co? Brak miejsc? - zapytał rozbawiony - Dawaj do nas, mamy jeszcze jedno wolne.

Mateusz niepewnie wszedł do środka i usiadł na wolnym miejscu przy oknie. Kufer umieścił na półce, a klatkę z Łapkiem postawił na podłodze, koło swoich nóg. Po wygodnym klapnięciu na siedzenie, rozejrzał się po towarzyszach podróży i dopiero teraz zauważył, że znajduje się tu też ten sam czarnowłosy chłopak, który pomógł mu dostać się na peron.

- O, hej! - zawołał - Fajnie, że wpadłeś... Em... Nie przedstawiłeś mi się wcześniej, w sumie ja też tego nie zrobiłem... Jestem Serek TheYoghurt.

- Wiśnia - powiedział siedzący również pod oknem, podejrzanie wyglądający chłopak.

- Neskot - przedstawił się rudy. - A ty?

- Jestem Ma... - zaczął okularnik, ale nagle przypominał sobie co napisał Dyrektor Pręt, że naprawdę nazywa się inaczej. Chłopak doszedł do wniosku, że wsiadając do pociągu porzucił dawną tożsamość, pozostawił za sobą Mateusza Gajewskiego. - Nazywam się Eleven Potter.

***

Podróż minęła szybko. Czwórka przyjaciół wysiadła na peronie, gdzieś głęboko w syberyjskim lesie. Roześmiani przekomarzali się między sobą. Ruszyli razem do sań, którymi mieli dojechać do budynku ich nowej placówki edukacyjnej, a pozostali uczniowie patrzyli na nich jak na idiotów, którymi w gruncie rzeczy byli. Nikt jeszcze wtedy nie podejrzewał, że tę czwórkę będzie znał każdy osobnik znajdujący się na terenie Jogfartu. Zbliżał się rok pełen wrażeń, które mieli zapewnić wszystkim Jedenastek, Nespłot, Rodzyna i Ser...


Słówko wyjaśnienia:

Dyrektor początkowo nazywać miał się Trzmielec, ale Izuuu siedząca ze mną na polskim i również będąca fanką Elevena, podsunęła mi pomysł, by nazwać go Pręt. Po poprawieniu nazwiska zrozumiałyśmy jakie zło zrobiłyśmy - wyrażenie "rozgrzewać pręta" nabrało nowego znaczenia, co skrzętnie wykorzystam w późniejszych rozdziałach.

Pozdrawiam

Kasiencjusz

Eleven Potter i Szczęście WiśniWhere stories live. Discover now