Rozdział 1

8 0 0
                                    

-Musisz to zrobić! Odnaleść innych! Pomóc całemu światu! Musisz - słyszę kobiecy głos w mojej głowie,nagle budzę się.

Wrodzonym odruchem łapie się za głowę siadają na brzegu łóżka. Zwalniam oddech,podstawa to zwolić oddech. Czasem sama boje się siebie,gdy jestem pełna nadzieji,szczęśliwa albo podekscytowana czuje coś w środku,coś jak ciepło. Właśnie wtedy dzieją się dziwaczne rzeczy takie jak światło wydobywające się z moich dłoni,nagłe pęknięcie wszystkich żarówek w pomieszczeniu,czasem nawet szkła.
Ostatnio nauczyłam się bez żadnych emocji tak zobić,próbuje zapanować na czymś takim.
Szybko zasypiam zwolniając oddech. Myśle tylko o oddechu.

W szkole na pierwszej lekcji jest jak zwykle okropnie nudno.

- Hej.- mówie do Marry gdy siada po dwudziestu minatach rozmowy z nauczycielką w osobej klasie. - Co jest dlaczego kazała ci tam iść?

- Norshy,błagam przesań - warczy , patrzę w jej oczy. Nic nie widzę tylko pustkę.Zero emocji. Wzdrygam się i odwracam wzrok.

Po około dwunastu minutach słychać otwierające się drzwi. Jako jedyna patrzę w ich stronę. Delikatnie się uchylają a do klasy wchodzi jakiś męźczyzna ubrany w czarny strój niczym z jakiegoś zakonu. Znów czuje zbyt wiele emocji naraz,próbuje je ujażmić chodz delikatnie. Słyszę różne szepty innych znajomych. Czuje ich strach.

- Przepraszam, kim pan jest? - pyta nasz nowy wychowawca. Męźczyna nie reaguje ,tylko rozgląda się po klasie. - Musi pan opuścić klasę,prowadzę lekcje.- rozkazuje wychowawca, ten patrzy na niego i wyciąga dłoń przed siebie z której wydobywa się światło a następnie nasz wychowawca krzyczy a jego ciało wylatuje z impetem przez okno wybijając szybe.

Wszyscy krzyczą robiąc ogromny zament. Pośrót tego zamieszania kożystając że nasze lekcje odbywają się od 16 a teraz mamy zime czyli na dworzu jest ciemno staram się użyć tego czego tak się bałam. Muszę użyć tego czegoś.

Kucam chowając się za przewróconym stołem i zaczynam się skupiać. Po chwili wszystkie żarówki się tłuczą, prawdopodobnie w całej szkole sądząc po hałasie tłuczonego w jednej chwili szkła. Męźczyzna zagląda szybko pod stoliki szukając czegoś,ja za to szybko wybiegam słysząc jak innych również wyżuca przez okna. Biegnę świecąc sobie światłem telefonu.
Gdy wybiegam ze szkoły jest kompletnie ciemno,wzdrygam się. Wbiegam na ulicę nie zważając na nic innego,myślę tylko o ucieczce. Odwracam się żeby spojżeć na szkołe i zauważam samochód pędzący prosto na mnie. Automatycznienie wciągakam przed siebie ręcę z których szybko błyska światło a auto staje,krzyczę gdy wychodzi niego podobn

- Spokojnie - szepcze - Nie jestem jak oni. - mówi podnosząc ręce do góry. Delikatnie opuszcza jedną z nich i odsłania twarz. Jest dużo młodszaniż się spodziewałam. - Wsiądz zawiozę ciebie w bezpieczne miejsce.
- Nie! - krzyczę silnym głosem podnosząc jedną z rąk celując prosto w niego. Wydobywa się z niej wiązka mocnego białego światła. - Nie ufam ci!

- Ejej rozumiem. Też takabyłam zrozum to. Musisz ze mną jechać.- oznajmia.

- Nic nie muszę- warczę.

- Po prostu mi zaufaj. - mówi kręcąc głową- Nie panujesz nad sobą. Tu jest niebezpiecznie. Wolisz zostać z tymi szaleńcami czy jechać ze mną? - pyta.

Opuszczam rękę i idę w jego stronę wsiadając do samochodu. Wydaje mi się to najbardziej rozsądne.

Po chwili ruszamy a on przyśpiesza ile tylko się da.

- Zwolnij. - mówię bojąc się o wypadek.

- Nie bój się wiem co robię. - odrywa prawą rękę od kierownicy i składa ją w pięść po czym szybko rozkłada. Przed nami pojawia się coś w rodzaju portalu. Wjeźdza w niego.- Zdziwiona prawda? - pyta a ja kiwam głową cały czas w gotowości do obrony.

Jesteśmy przed jakimś budynkiem, przed którym się zatrzymuje.

- Wysiadamy. - oznajmia. Wysiadam szybko z samochodu oglądając się za siebie-Nawet nie myśl o ucieczce.

- A czy myśle. - burczę.

- Wchodzimy tu. - mówi i otwiera drzwi. Stoję w miejscu podczas gdy gdziekolwiek jestem zaczyna padać deszcz.

Już mam powiedzieć że nie mam zamiaru nigdzie iść ale nagle błyskawica udeża około stu dwudziestu metrów. Wzdrygam się i wbiegam do budynku, w środku jest dużo większy niż się wydaje na zewnątrz. Wygląda an coś w rodzaju starożytnej świątyni.

- Co to za miejsce - pytam zachrypiałym głosem odkaszlując.

- Jedyne miejsce dla takich jak ty. - odpowiada szybko.

- Czyli?Dla takich jak ja? Co to ma znaczyć? - pytam. O co może jej chodzić mówiąc dla takich jak ja? Nie mam pojęcia.

- Czyli dla Wetneri. Kogoś takiego jak ty. Kogoś ze światłem w rękach. To wielki dar,przyznawany nie byle komu.

Cdn.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 14, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Niedokończona HistoriaWhere stories live. Discover now