Rozdział 1

144 11 8
                                    

TOMMY'S POV

Tej nocy w ogóle nie mogłem spać, budziłem się co godzine i patrzyłem się tępym wzrokiem w cień na ścianie na przeciwko naszego łóżka. Myślę, że Liz tego nie zauważyła bo sama spała jak dziecko. W sumie to dobrze, niepotrzebnie by się martwiła. Nie mogłem już dłużej znieść tego dziwnego uczucia pustki i zamyślenia więc wstałem z łóżka gdy tylko zegarek wskazał 5 rano. Zrobiłem to najdelikatniej jak umiałem ponieważ nie chciałem obudzić Lizzie. Łóżko jednak dosyć głośno zaskrzypiało, ale na szczęście Liz tylko obróciła się na drugi bok. Na palcach poszedłem w kierunku schodów i zszedłem cicho do kuchni. W całym mieszkaniu wciąż było niesamowicie dużo kartonowych pudeł z naszymi rzeczami. Lizzie rozpakowywała je poprzedniego wieczoru ale jeszcze sporo zostało - wiadomo - kiedy wyprowadzaliśmy się ze swoich domów w Burbank zabraliśmy ze sobą wszystko. Z jednego z pudeł z napisem "KUCHNIA" wygrzebałem mini radio i słoik z kawą. Ustawiłem radio najciszej jak się dało - ledwie coś brzęczało - potem zabrałem się za parzenie kawy. Zrezygnowałem z ekspresu ponieważ wydaje on zbyt dużo niepotrzebnych dzwięków, które mogłyby obudzić Lizzie. Zupełnie nie potrzebnie. Zwykły czajnik w zupełności wystarczy. Dolałem troche mleka i dosypałem dwie łyżeczki cukru. Pociągnąłem duży łyk z kubka. O tak, to było to czego mi było potrzeba. Następne dwadzieścia minut spędziłem na patrzeniu w się w okno. Średni widok. Same budynki i troche krzaków ale jednak było w nich coś co przyciągało moją uwagę. Nadal nie wiem co to było. Chwilę później usłyszałem kroki, a potem delikatny głos mojej przyszłej żony.
- Tommy ? Tommy jesteś tutaj ?
- Tak kochanie, na dole, w kuchni.
Lizzie szybko pojawiła się i stanęła obok mnie.
- Chcesz troche kawy ? - zapytałem
- Nie, jest 5:30 a ty już pijesz kawę... Nie przesadzasz już troche ? - powiedziała z zatroskaniem
- Nie sądzę, po prostu lubię kawę. - rzuciłem szybko i dopiłem resztkę.
Liz usiadła mi na kolanach i splotła ramiona na mojej szyi. Nawet nie wywołało to u mnie żadnych emocji, normalnie zawsze gdy Lizzie była obok mnie czułem coś niezwykłego. Chyba po prostu wkradła się do nas rutyna i wszystko przestaje mnie tak zachwycać na każdym kroku. Może to i lepiej ? To było nawet troche męczące.
- Chyba powinienem dzisiaj zacząć szukać pracy.
- Już dziś ? Może zostań jeszcze w domu, jutro możesz to zrobić.
- Nie, nie ma sensu siedzieć w domu, im szybciej zacznę szukać pracy, tym szybciej ją znajdę.
- No dobrze, to jedź... Tylko wróć przed 14 bo musimy poszukać ci garnituru.
- Postaram się.
Liz wstała i ja też wstałem. Od razu odwróciłem się w kierunku schodów. Na górze szukałem jakiś stosownych ubrań, zajęło mi to trochę czasu, ale po 15 minutach byłem już gotowy. Z mniejszego pudełka wygrzebałem teczkę z moim CV i innymi papierami, a potem od razu poszedłem do wyjścia. Kiedy się szykowałem Lizzie zamówiła taksówkę. Zszedłem na dół po schodach i wyszedłem przed kamienicę, taksówka już tam na mnie czekała.
- Dzień dobry
- Dzień dobry, to gdzie jedziemy?
- W sumie to... Sam nie wiem, szukam pracy ale nie wiem od czego zacząć.
- A jakiej pracy pan szuka ?
- Myślę... że... chyba w jakiejś korporacji... albo może jakieś wydawnictwo czy coś ? Jest tu w ogóle coś takiego ?
- Coś się znajdzie.
Taksówkarz uśmiechnął się do lusterka wstecznego. Odwzajemniłem ten uśmiech, człowiek serio wydawał się być bardzo miły. Jednak intrygował mnie. Był młody, na moje oko, koło trzydziestki. Miał ciemne włosy i jasne oczy i... chyba miał makijaż... miał nawet pomalowane na czarno paznokcie. Chyba zauważył że mu się przyglądam bo zaczął dialog.
- Jestem Adam
- A ja Thomas
- Tommy... Ładnie. Pasuje do nazwiska, Tommy Ratliff. Idealnie.
- Skąd wiesz jak mam na nazwisko ?
- Tak strzelałem, przed tobą mieszkała tu pani Ratliff, ale trzy miesiące temu zmarła. Widać że jesteś jej krewnym, jesteś do niej bardzo podobny.
- Oh, no tak... Ona... Była moją babcią. Znałeś ją ?
- Tak, pewnie. Dwa razy w tygodniu zawoziłem ją na zakupy i do kościoła..
Nagle samochód stanął.
- To tu.
- Okej, dziękuję bardzo. Ile się należy?
- Niech będzie gratis. Jeszcze się napewno spotkamy.
Adam znowu uśmiechnął się do lusterka, a ja wysiadłem szybko i poszedłem w kierunku ogromnego wejścia do Greenfinch Publishing.

Taxi Driver [Adommy Fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz