Anioł bez skrzydeł...

25 5 0
                                    

Myśleliście kiedyś o śmierci? Ja nie myślałam, aż do pewnego wydarzenia,  które zmieniło moje życie... Jak zawsze jechałam autobusem szkolnym do pracy, a dookoła było pełno uczniów, którzy siedzieli poniekąd cicho zajmując się swoimi sprawami. Nagle pojazd się zatrzymał, a do środka wszedł chłopak. Był bardzo chudy. W pierwszym momencie pomyślałam, że to jakiś anorektyk. Drobny, chuderlawy, jakby głodzony...Miał delikatną bladą cerę jak u porcelanowej lalki, malinowe usta, śnieżnobiałe włosy i piękne niebieskie oczy, a na nosie znajdowały się okulary w czarnej oprawce, Ubrany był w koszule i czarne spodnie. Gdy tylko wsiadł wszyscy zaczęli się śmiać i rechotać jak nawiedzeni, niektórzy nawet popychali go i wyzywali od najgorszych. Chłopaczek popatrzył na mnie smutnym i przestraszonym wzrokiem po czym spytał nieśmiało ściskając rąbek koszuli.

- P...Przepraszam czy mógłbym tutaj usiąść?- jego głos był cichy i łagodny, mogłabym nawet powiedzieć, że  drżący. Uśmiechnęłam się lekko, by go nie wystraszyć i kiwnęłam głową.

-Proszę bardzo- odpowiedziałam spokojnie ściągając słuchawki.

-Dziękuję...- szepnął i przysiadł się odwzajemniając uśmiech.

- Jak ci na imię?- zapytałam po chwili.

-Aleksander, a pani?- powiedział. Zaśmiałam się.

-Żadna pani. Mów mi Judy. Miło mi.

-Mnie również- zachichotał uśmiechając się szeroko, a ja mogłabym stwierdzić, że ten uśmiech to najpiękniejsze, co w życiu widziałam. Taki niewinny i czysty jak u anioła.

- To gdzie się uczysz?

-W liceum na humanistyce.

-Ciekawie- zagaiłam z aprobatą 

- Tak jest...A ty? Gdzie pracujesz?

-Jestem fotografem.

-Interesujące zajęcie. Masz zakład?- zapytał zainteresowany.

-Tak, właśnie tam jadę- odpowiedziałam twierdząco wzruszając ramionami- Taka mała firma.

-Zawsze coś. Po za tym najważniejsze jest, by robić to, co się kocha.

-Masz rację- zaśmiałam się smutno. No cóż nie zarabiałam za dużo i ledwo, co wiązałam koniec z końcem, ale uwielbiałam to zajęcie i nie zamieniłabym go na nic innego. Nagle chłopiec popatrzył przez okno z niepokojem.

-P...Przepraszam Judy...Ja muszę już iść- rzekł i wstał pospiesznie wychodząc z pojazdu , biegnąc w stronę domu. Fajnie, nawet nie zdążyłam się pożegnać. Czemu tak szybko wybiegł? No cóż nie będę wścibska...Przez kolejne dni dużo rozmawiałam z nastolatkiem. Głównie o wszystkim. O polityce, nauce, życiu. Czasami nawet pomagałam mu w zadaniach. Zawsze mieliśmy o czym porozmawiać, jednak nie ważne jak interesująca była rozmowa Aleksander zawsze wybiegał z autobusu jak poparzony biegnąc do domu. Aż pewnego dnia, nie pobiegł...Wyszedł spokojnie z monotonnym wzrokiem utkwionym przed siebie. Następnego dnia nie pojawił się, kolejnego również, aż  wreszcie go zobaczyłam, Ubranego w czerń z obojętnym, a jednocześnie pełnym bólu spojrzeniem. Usiadł koło mnie milcząc przez całą drogę. Nie wytrzymałam, po prostu nie potrafiłam...Martwiłam się o niego!  Za nim zdążył chociaż wysiąść złapałam go za nadgarstek i zapytałam:

-Co się z tobą dzieję? Dlaczego codziennie biegłeś, a teraz nagle przestałeś?- on natomiast popatrzył na mnie pusto i spytał wyzutym z uczuć  głosem:

- Myślałeś kiedyś o śmierci?- zdziwiłam się. Tego się nie spodziewałam...Puściłam jego dłoń i to był największy błąd jaki kiedykolwiek popełniłam. Następnego dnia go nie ujrzałam, ani kolejnego...Znowu zniknął. Jednak po paru dniach dowiedziałam się gorzkiej prawdy o nim. Okazało się, że gdy codziennie wybiegał z autobusu to tak naprawdę biegł do matki, którą maltretował ojciec, a gdy ten stawał w jej obronię bił jego. Jednak pewnego dnia nie zdążył, a mężczyzna skatował kobietę na śmierć, lecz koszmaru nie było końca, ponieważ sadysta przerzucił się na niego, a biedny Aleksander w dniu gdy spytał mnie o śmierć popełnił samobójstwo podcinając sobie żyły...

Ta historia nie kończy się Happy endem o miłości czy też przyjaźni, nie ma szczęśliwego końca, bo życie jest okrutne...Wyniszcza nas od środka zostawiając wyzutą z uczuć powłokę. W końcu nie wszystko jest idealne i beztroskie. I tak też było w tym przypadku. Mój znajomy popełnił samobójstwo, a ja dalej jeździłam autobusem z smętnym spojrzeniem wbitym za okno i znanym mi już pytaniem:

"Czy myślałeś kiedyś o śmierci?..."

Szczęście odbite w krzywym zwierciadleWhere stories live. Discover now