Epilog

618 40 16
                                    

Daniel Ricciardo z ociąganiem wstał. Ktoś dobijał się do niego już od kilku minut, a biorąc pod uwagę godzinę, mógł to być tylko listonosz. Australijczyk narzucił na siebie bluzę, która spędziła kilka ostatnich dni na krześle i poszedł w końcu otworzyć.

– Pan Ricciardo? – upewnił się czterdziestolatek, nim wręczył mu niezbyt duże pudełko, podobne do tego po butach. Kierowca Red Bull Racing podpisał tam, gdzie mu kazano, po czym zamknął drzwi i postawił paczkę na oparciu nowoczesnej kanapy. Nie spieszyło mu się z otwarciem; spodziewał się, że to kolejna przesyłka od fanów. Zaniepokoił się tylko, że jego adres wyciekł.

Nie było mu dane nawet dojść do kuchni, by przygotować sobie jakieś śniadanie (postawiłby na tosty), jego telefon miał inne plany. A raczej nie telefon, a mama Daniela.

– Cześć! – przywitał się wesoło. Zamiast jakichkolwiek słów, usłyszał gorzki, pełen cierpienia płacz. – Co się stało?

– Przyszła wiadomość z Melbourne... Laura kilka dni temu popełniła samobójstwo.

Ricciardo rozłączył się, nie chciał słyszeć ani słowa więcej. Słowa wypowiedziane przez matkę niemal go ogłuszyły tak, że stracił równowagę. Usiadł ciężko na kanapie i, ukrywając twarz w dłoniach, zaczął rozmyślać. Wiele razy już się zbierał, by odwiedzić swoją starszą siostrę, ale jakoś nie mógł sfinalizować swojej wyprawy. A teraz już za późno.
Jego wzrok ponownie padł na pudełko. Jakaś siła zmusiła go do rozerwania folii ochronnej i rozcięcia taśmy. W środku znajdowało się kilka kopert, starannie ponumerowanych. Daniel sięgnął po tą oznaczoną jedynką.

„Mój mały braciszku,
Zbyt prędko nie odczytasz tych słów, dostaniesz wszystkie listy w odpowiednim czasie."...

Koniec

Mój mały braciszku |F1|Donde viven las historias. Descúbrelo ahora