Rozdział.5.

16.4K 891 119
                                    


- Moja!

Odwracam się gwałtownie i zamieram. Kiedyś sądziłam, że nie ma przystojniejszego mężczyzny od Johnnego Deppa. Nawet nie wiecie jak się myliłam. Stał przede mną prawdziwy bóg seksu z krwi i kości. Czarne gęste włosy, które aż proszą się o to aby zanurzyć w nich dłoń. Ostre rysy twarzy dodają mu tylko męskość. I te oczy, które w tym momencie pożerają mnie bez opamiętania. Nawet nie wiem, w którym momencie zaczęłam się trząść. Chłopak rusza w moją stronę żwawym krokiem a ja instynktownie się cofam. Warczy przeciągle i jednym płynnym ruchem podnosi mnie do góry aby przyszpilić do pobliskiej ściany. Rzucam się na wszystkie strony, lecz to nic nie daje.

- Nie kręć się laleczko.- szepcze do mojego ucha a po moim ciele przechodzi dreszcz, który wcale mi się nie podoba

- Puść mnie!- zaczynam krzyczeć

- Przestań.- karci mnie spojrzeniem

- Puść mnie.- powtarzam tym razem bardziej opanowanym głosem

- Nie!- wrzeszczy- Nigdy się ode mnie nie uwolnisz!

- Lukas przestań.- słyszę wściekły ton Mirandy

- Mamo to jest moja mate. Nie mogę pozwolić jej odejść.

To jego matka? Mate? Co?

Patrzę na chłopaka jak na idiotę. Jednak to co zamierza zrobić wprowadza mnie w histerię. Jego usta znajdują się niebezpiecznie blisko moich i kiedy już moją się zetknąć robię pierwsze co przyjdzie mi do głowy. Uderzam go z całych sił w krocze. Chłopak cofa się nieznacznie i poluzuje uścisk. Wykorzystuję jego dezorientacje i wyrywam się mu. Ruszam biegiem w stronę drzwi. Zauważam również, że spora grupka ludzi nam się przygląda. W tle słychać ryk i straszliwy huk. Gnana strachem wbiegam nie patrząc na jezdnie. Pech chciał aby właśnie jechał samochód. W momencie kiedy moje stopy dotykają asfaltu samochód stara się ze wszystkich sił zahamować. Mimo wszelkich starań kierowcy ląduje na zderzaku auta. Staczam się na ulicę czując rozrywający ból w czaszce. Podnoszę się ostrożnie do pozycji stojącej. Kierowca podbiega do mnie przerażony.

- Nic się pani nie stało?

- Nie. Ja...ja...przepraszam...

Patrzę na wielkich rozmiarów dom i widzę w nich wściekłe spojrzenie bodajże Luka. Mój instynkt samozachowawczy nakazuje mi uciekać. Tak więc to robię. Dosłownie wbiegłam do domu. Zamykam drzwi na klucz i idę na górę do sypialni. Kiedy tylko przekroczyłam jej próg kieruję się w stronę łazienki, ponieważ moja głowa boli niemiłosiernie. Stanęłam przed lusterkiem i krzyknęłam z wrażenia. Moja cała twarz jak i włosy były brudne od krwi. Spojrzałam na miejsce, z którego sączyła się ciemnoczerwona ciecz. Jest to dość głęboka rana. Wchodzę ledwo pod prysznic i obmywam się z jeszcze świeżej krwi kiedy kończę zabieram się za opatrzenie rany. Leje wodą utlenioną i zaklejam ją opatrunkiem. Nakłada bieliznę i szlafrok. Siadam przed lusterkiem i obserwuję jak szybko opatrunek przemaka krwią. Może powinnam pojechać do szpitala. To chyba trzeba zszyć. Myślę przez chwilę czy to dobry pomysł i stwierdzam, że nie mam zamiaru spotkać po drodze tego psychola, więc lepiej będzie przeczekać. Schodzę po schodach i z każdym kolejnym krokiem moja głowa zaczyna coraz bardziej boleć. Nagle słyszę dzwonek do drzwi. Schodzę niepewnie na dół bojąc się wykonać jakikolwiek gwałtowny ruch

- Charlotte otwórz to ja Miranda. Jest tu ze mną lekarz. Powinien sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku.

Nie pewnie podchodzę do drzwi i je otwieram. Na mój widok kobieta zasłania usta ręką.

- Boże.

Mówi to jedno słowo i nie wiem czy chodzi jej o stan w jakim się znalazłam czy o strój w jakim przed nią stoję.

W pogoni za szczęściemUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum