Rozdział 4

3.2K 275 60
                                    

Hey
Slow it down
What do you want from me
Whataya want from me
Yeah
I'm afraid
What do you want from me
Whataya want from me

"Whataya Want from Me" Adam Lambert

31 stycznia

Ktoś od pięciu minut wali w moje drzwi, a ja nie mam najmniejszej ochoty ich otwierać. Patałach zaczyna ujadać i drapać drewno, okazując swoje zniecierpliwienie. Oba dźwięki powodują u mnie ból głowy. Mając ich dość, zostawiam książkę, którą czytam i podchodzę do drzwi. Po drodze zastanawiam się, kto może chcieć coś ode mnie w poniedziałek o trzeciej po południu.

Otwieram bez patrzenia, kto stoi za drzwiami. Do mieszkania wpada Brad. Mija mnie i rusza przed siebie korytarzem.

— Musimy pogadać — rzuca i znika w salonie.

Stoję otępiały. Musiało się coś stać, bo Brad nigdy nie wpada do mojego mieszkania, nie przywitawszy się najpierw z psem, który teraz siedzi zdziwiony na progu. Widocznie nie tylko ja nie rozumiem tej sytuacji. Otrząsam się ze zdziwienia i zamykam drzwi. Nie wiedząc, czego mam się spodziewać, idę do salonu.

Brad leży rozwalony na mojej kanapie i przegląda programy w telewizorze. Ten widok mnie nie zaskakuje. Dobrze wiem, że mój przyjaciel czuje się tutaj jak w domu.

— Czego chcesz? — pytam.

Spogląda na mnie i przez chwilę milczy, zastanawiając się nad słowami.

— Co się dzieje między tobą a Cassie? — Unosi lewą brew.

Kręcę głową. To pytanie jest absurdalne i niepotrzebne, a Brad zaczyna zachowywać się jak typowa nastolatka, która usłyszała świeżutką ploteczkę i musi się nią z kimś podzielić.

— Nic. A co ma być?

Idę do kuchni po puszki z piwem. Muszę się odstresować, a to jedyny niezawodny i znany mi sposób. Poza paleniem oczywiście. Wracam i podaję jedno Bradowi, po czym zrzucam jego nogi z kanapy i siadam. Otwieram piwo i biorę łyka.

— Całowaliście się — oświadcza z szerokim uśmiechem, a ja krztuszę się napojem.

— Że co, kurwa?! — warczę.

Bard zanosi się śmiechem. Łapie się za brzuch. Ledwo udaje mu się odstawić puszkę, kiedy traci równowagę i spada na podłogę.

— Znacie się od tygodnia i już do siebie zarywacie? — rechocze. — A już myślałem, że Mały Jami więcej nie będzie zarywać! Bałem się, że po tym wszystkim już nikogo do siebie nie dopuścisz, a tu takie coś!

Unoszę oczy do nieba, modląc się o cierpliwość. W tej chwili naprawdę mi się przyda. Bradowi rzadko udaje się wytrącić mnie z równowagi, ale tym oświadczeniem zbija mnie z tropu.

— Po pierwsze to, że znamy się tydzień, nie ma nic do rzeczy — prostuję po chwili ciszy. — A po drugie – nie całowaliśmy się.

Marszczy brwi i spogląda na mnie z podłogi.

— Nie? — Nie dowierza, a ja powstrzymuję chęć uderzenia go.

— Nie — ucinam.

— Mam źródło, które dowodzi czemuś innemu.

Prycham.

— Niby kto jest tym źródłem?

— Cassie — oznajmia z zadowoleniem wymalowanym na twarzy.

— A powiedziała ci, że to ona mnie pocałowała? W policzek? — pytam dobitnie.

— Ha! — wykrzykuje uradowany, a ja mam ochotę zatłuc go pilotem do telewizora. Wpadłem. — Mówiłem, że się całowaliście! O kurwa! A to dobra wiadomość! Muszę dać znać chłopakom, żeby się szykowali. — Wyciąga telefon.

Na krawędzi✔Where stories live. Discover now