Rozdział Szósty

290 26 2
                                    

Po jej szlabanie życie w Hogwarcie wróciło do normy i cała sprawa zdawała się być dziwnym snem. Zajęcia były kontynuowane- całkiem podobały jej się starożytne runy i numerologia, a nawet OPCM szło gładko. Razem ze Snapem powrócili do warczenia na siebie w klasie, a ona była coraz lepsza w zaklęciach niewerbalnych. Oczywiście starała się unikać Rona i była bardziej wdzięczna niż zwykle, że? ee? pomogła mu? dostać się do drużyny Quidditcha, jako że on i Harry spędzali dużo czasu na treningach.
Profesor Slughorn również zapewniał jej schronienie, i chociaż często myślała, że umrze jeśli zje jeszcze jednego ananasa w cukrze, cieszyła się z czasu spędzonego z Harrym i Ginny bez konieczności unikania dotyku Rona. Właściwie jedyna myśl związana z jej sytuacją, jaka pojawiała się ostatnio, to nadzieja, że Lavender pośpieszy się i reszta jej życia powróci do normalności. Tęskniła za prostym koleżeństwem, które łączyło ją z chłopcami.
Pewnej piątkowej nocy, kiedy Hermiona po astronomii wracała z kuchni, gdzie byli razem na wieczornej przekąsce, poczuła, że jej pierścień staje się ciepły aż w końcu zaczął ją parzyć. Zacisnęła lewą rękę w pięść i zaczęła rozglądać się za miejscem w którym mogłaby zniknąć.
-Nie wiem- mówił Harry- Jest dobry, to prawda, ale nie chciałem pytać go zanim nie porozmawiałem z tobą? wiesz, on jest chłopakiem Ginny i tak dalej?
Ron skrzywił się i włożył dłonie do kieszeni szaty.
-To chyba nie ma znaczenia- odparł ponuro.- To znaczy, chodzi o to, żeby pokonać Slytherin? Więc jeśli musisz? Ale ciągle mam nadzieję, że pozwolisz mi opuścić drużynę.
Nagle zobaczyła przed sobą odpowiedź.
-Idźcie, ja muszę szybko skoczyć do łazienki- powiedziała, pragnąc zdjąć pierścionek z palca. Zastanawiała się, czy magiczne oparzenia mogą zostawiać blizny.
-Do zobaczenia w wierzy- powiedział Harry i odwrócił się do Rona.- Wiem, ale, chłopie, pokażemy Malfoyowi nawet jeśli?- jego głos ucichł, gdy drzwi zamknęły się za nią. Szarpnięciem zdjęła pierścionek z palca i uniosła go do światła.
Gabinet dyrektora. Sama. Szybko.
Chłodny dreszcz przebiegł przez nią. Ani razu przez ostatnie cztery tygodnie Snape nie użył pierścionka żeby się z nią skontaktować. A kiedy się nad tym zastanowiła, nie było go na posiłkach w Wielkiej Sali od? Od poniedziałku? Zaczęła panikować. Gdzie on był? Wsunęła pierścień z powrotem na palec i pobiegła w kierunku gabinetu dyrektora, wybierając drogę przez korytarz obok klasy zaklęć, żeby nie spotkać Harry'ego i Rona.
Kiedy zatrzymała się przed gargulcem, uświadomiła sobie, że nie zna hasła.
-Musy świstusy?- zapytała z nadzieją. Gargulec nie poruszył się. ? Cholera- syknęła, wyciągając różdżkę z kieszeni. Dotknęła nią pierścionka, myśląc ?hasło?" całą mocą. Sekundę później, obrączka ogrzała się, więc przyjrzała się jej. Kąciki jej ust uniosły się, mimo przerażenia.
-Lodowa mysz- powiedziała, a gargulec usunął się jej z drogi. Wbiegła na górę, pokonując po dwa schodki na raz i wpadła do gabinetu bez pukania. Zobaczyła Dumbledore'a stojącego nad profesorem Snapem, który nieprzytomny zwisał z wyściełanego krzesła. Jego szaty były pokryte krwią, jednak nie mogła zobaczyć jej źródła. Dumbledore trzymał w jednej ręce pierścień Snape'a a w drugiej różdżkę. Uświadomiła sobie, że musiał użyć pierścienia do wezwania jej bo Snape był wyraźnie ciężko ranny, ale mimo tego czuła ulgę kiedy włożył go z powrotem na palec Snape'a.
-Profesorze? Co??
-Dziękuję, że przyszłaś tak szybko, Hermiono- powiedział Dumbledore przechodząc obok niej, żeby zamknąć drzwi. ? Jak widzisz, profesor Snape został ranny.
-Czy on? Czy to był? Voldemort?
-Tak. Profesor Snape został wezwany we wtorek rano. Dopiero teraz wrócił do zamku. Całe szczęście zdołał to zrobić.
-Dlaczego on nie jest w skrzydle szpitalnym? Powinnam wezwać panią Pomfrey?
-Raczej nie- odparł Dumbledore.- Pani Pomfrey jest doskonałą uzdrowicielką, ale nie ma doświadczenia w radzeniu sobie z czarną magią? a efekt Cruciatusa jest raczej nie do pomylenia z innym czarem. Byłaby zaniepokojona i zadawała ogromne ilości pytań. Nie, zwykle sam zajmuję się profesorem Snapem.
Wydało jej się, że jej ciało drętwieje kiedy powiedział ?cruciatus".
-Więc o co chodzi? Potrzebuje pan pomocy?
-Obawiam się, że potrzebuję dużo pomocy. Zostałem wezwany w pewnych? Sprawach Harry'ego.- odparł, patrząc na nią znacząco.- Nie mogę czekać. Muszę prosić cię o zajęcie się profesorem.
-Zająć się nim? Ale skoro Madame Pomfrey nie może?
-Mam do pani duże zaufanie- powiedział, ignorując jej protest. ? Zostawiłem wszystko czego może pani potrzebować: niektóre zaklęcia uzdrawiające, chociaż jestem pewien, że już je pani zna, esencję z dyptamu i szczuroszczeta, żeby go uspokoić i uzdrowić rany, jednak uważaj żeby nie przedawkować żadnej, i eliksir słodkiego snu. Już podałem mu dawkę, jak widzisz. Musisz zwracać uwagę na chłód lub gorączkę. Chłód oznacza szok-ogrzej go, poruszając kończynami. Gorączka zwykle wskazuje na infekcje. Wtedy przerwij podawanie wyciągu ze szczuroszczeta i zwiększ dawkę dyptamu. A chłodne okłady nie zaszkodzą.
-Ale, sir?
-Hermiono, nie prosiłbym cię o to, gdyby to nie było konieczne.- powiedział cicho.- Cruciatus zwykle powoduje koszmary senne i skurcze mięśni. Opiekuj się nim i masuj go, kiedy pojawią się jakieś skurcze.
-Ale, proszę pana? Jego rany? Skąd się wzięły?
-Chłosta. Różne, okropne rodzaje. Voldemort opanował klątwy, które torturują przez godziny po zakończeniu. Będzie czuł każde uderzenie ponownie, tym razem, jakby robiono to ogniem. Dlatego dałem mu eliksir słodkiego snu. Jeszcze nie znalazłem lekarstwa na ten ból. Będzie krzyczał, więc pamiętaj o rzuceniu zaklęcia wyciszającego na jego komnaty.
-Jego komnaty?
-Musi odpocząć w łóżku. A jeśli znajdzie się we własnym pokoju, oboje znikniecie z mapy Harry'ego. Pomogę ci przenieść go przez kominek, ale później muszę znikać.
Hermiona była prawie sparaliżowana ze strachu, ale nie mogła być nieposłuszna dyrektorowi, ani zostawić Snape'a w agonii, więc zarzuciła sobie jego lewą rękę na ramiona, tak jak postąpił Dumbledore z prawą. Prawie ugięła się pod jego ciężarem, ale zmusiła się do wysiłku, przesuwając się do kominka. Popatrzyła na Dumbledore'a czekając aż aktywuje sieć fiuu, ale on pokręcił głową.
-Jesteś jedyną osobą, która może to zrobić.
Ach tak. Jej drugi dom. Czy to dlatego ją wezwał? Bo nie mógł wejść do komnat Snape'a bez niej? Odepchnęła te dziwną myśl. Bez względu na powód, Snape bardzo potrzebował opieki.
Kiedy ułożyli go w łóżku, Dumbledore odwrócił się i rzucił do niej:
-Musisz wyczyścić i zamknąć rany zanim zaczną się drgawki. Mam nadzieję, że wrócę do rana. Jeśli się obudzi, Hermiono, może być ślepy. Postaraj się nie panikować, to zawsze mija.
-Profesorze, ale? Co z Harrym i Ronem? Na pewno będą mnie szukać!
-Zajmę się tym, panno Granger- powiedział krótko.- Teraz? Profesor Snape potrzebuje pani.- mówiąc to wszedł w płomienie. Zniknął, a Hermiona, ponownie została sama ze Snapem w jego sypialni. Nie myśl-powiedziała sobie. Po prostu działaj.
Rzuciła zaklęcie wyciszające na apartament i za pomocą różdżki zdjęła jego ubrania, jęcząc na widok rozmiaru ran. Niemal każdy cal jego ciała był pokryty napuchniętymi, zaczerwienionymi pręgami, z których większość wciąż krwawiła. Wygląda jak mugolska mapa drogowa pomyślała i zacisnęła na chwilę oczy, nie mogąc patrzeć na porozdzieraną ohydę, która powinna być skórą jej profesora? jej męża.
Hermiona zebrała się w sobie i wyczarowała miskę z wodą i najbardziej miękkie szmatki, jakie zdołała. Rzuciła ogólne zaklęcie czyszczące a później delikatnie zajęła się oczyszczaniem każdej rany osobno. Snape rzucał się lekko i jęczał cicho kiedy dotykała jego wrażliwego ciała. On nie powinien odczuwać bólu, powinien sobie z nim radzić! Spojrzała na notatki, które Dumbledore zostawił na stoliku nocnym i, zadowolona że doskonale radzi sobie z zaklęciami, zaczęła łączyć różdżką jego skórę. Pracowała starannie, wiedząc że kończy jej się czas. Musiała zaleczyć rany zanim zaczną się konwulsje- nie tylko dlatego, że trudniej pracowałoby się, gdyby on się poruszał, ale ze względu na ryzyko, że rany otworzą się ponownie i pogorszą. Starała się pracować szybko, trzymając w lewej ręce słoik wyciągu ze szczuroszczeta, podczas uzdrawiania prawą. Wolała zachować dyptam dopóki nie będzie niezbędny. Bez kogoś, kto mógłby jej pomóc, obawiała się spowodować reakcję. Delikatnymi ruchami rozprowadzała esencję po całej, świeżo wyleczonej skórze. Kilka razy syknął, ale Hermiona nie potrafiła określić czy był to wyraz bólu czy ulgi. Tak delikatnie jak tylko potrafiła, złapała go za ramię i biodro i przewróciła na brzuch. Zapłakał, a ona wymamrotała przeprosiny. Zauważyła, że mówienie do niego ją uspokaja, więc paplała cicho lecząc jego plecy, gdzie rany były głębsze i dłuższe.
-Tak mi przykro profesorze Snape. Przyrzekam, że nie chcę pana skrzywdzić. Profesor Dumbledore musiał wyjechać; wiem, że zwykle on to robi dla pana. Jestem pewna, że byłoby to dla pana dużo bardziej komfortowe, gdyby on tu był zamiast mnie- przerwała i zaśmiała się nerwowo.- Chociaż i tak wszystko widziałam wcześniej. To znaczy pańskie ciało, nie rany. Nigdy nie widziałam czegoś takiego jak te rany. Profesor Dumbledore powiedział, że był pan chłostany. Nie mogę uwierzyć, że ktokolwiek? Ktokolwiek? Może być tak okrutny żeby zrobić to innej osobie. Nie zasłużył pan na to, profesorze. Mogę mieć tylko nadzieję, że trochę panu pomagam.
Gadała, pozwalając głosowi uspokajać myśli. Była tak przerażona, że wiedziała, że jeśli rozważy sytuacje zbyt dokładnie, nie będzie mogła działać. Co jeśli sprawiała mu więcej bólu? Co jeśli on umrze przed powrotem Dumbledore'a? Co jeśli...-i to zabolało tak głęboko, że nie mogła nawet myśleć o tym wprost, ale wciąż krążyło to po zakamarkach jej umysłu.- Co jeśli to się stało, bo Voldemort w jakiś sposób dowiedział się o niej?
Ledwie zamknęła ostatnie rozdarcie na skórze, gdy jego ręce zaczęły drżeć. Szybko przewróciła go z powrotem na plecy i przyłożyła policzek do jego czoła, żeby sprawdzić temperaturę, tak jak robiła to jej mama, kiedy była małym dzieckiem. Ciepłe i wilgotne, dzięki Merlinowi. Gdyby miał gorączkę, byłoby gorące i mokre. Więc mogła podać mu więcej eliksiru słodkiego snu i esencji ze szczuroszczeta. Odmierzyła dawkę eliksiru i wlała powoli do jego ust, pozwalając żeby spłynął do gardła. Kaszlnął lekko, ale przełknął, kiedy pomasowała jego szyję.
-Wszystko jest w porządku- szepnęła.- Jestem tu i nie zostawię cię.
Jego prawa ręka wciąż drżała, więc wzięła ją w swoje dłonie i głaskała kciukiem, próbując rozluźnić mięśnie. Delikatnie poruszała jego palcami, prostując i zginając każdy z nich, a następnie ogrzewając je dłonią. Chociaż widziała, że dwa palce są złamane, niektóre z twardych linii na jego twarzy rozluźniły się. Masaż działał. Mogła poskładać kości później.
Zaczął ruszać nogami i zobaczyła jak mięśnie jego łydek tworzą ciasne wiązki. Z jego ust wydobył się przeszywający, błagalny dźwięk. Użyła całych resztek woli, żeby zatrzymać to, łapiąc jego lewą stopę i przytrzymując jego nogę mimo oporu. Nachyliła dłonią jego palce, zmuszając stopę do wyprostowania się. Wiedziała, że to musi boleć, ale to był jedyny sposób żeby pokonać skurcze mięśni- musiała je utrzymać naciągnięte. Powoli ustawiła jego prawą nogę w tej samej pozycji. Usztywniła stopy, opierając się o nie żebrami, kiedy pocierała jego nogi dłońmi, żeby zachować ciepło. Kiedy przesuwała ręce po świeżych bliznach, które sama zrobiła, pomyślała o tamtej nocy? O ich nocy poślubnej i bliznach, które wyczuła na jego plecach. Od jak dawna przeżywał takie cierpienie? Było jej wstyd, że nigdy nie pomyślała, jakie naprawdę jest życie Śmierciożercy. Och, wiedziała, że ochrania ją i innych uczniów, ale tak naprawdę nigdy nie zastanawiała się nad tym, przed czym ich ochrania. Jak często był w takim stanie u Dumbledore'a? Jak często ledwie zauważała, że nie ma go na posiłkach, kiedy tak naprawdę był tutaj, krzycząc z bólu, torturowany przez niewidzialnego pana, który nigdy nie popuszczał więzów?
Siedząc z brzegu łóżka, Hermiona zajęła się ponownie jego rękami, które zaciskały pięści, powoli zginając je w łokciach. Jego głowa kiwała się niespokojnie na poduszce. Wiedziała, że musi okropnie boleć. Przerwała swoje działania, żeby odświeżyć wodę w misce i zamoczyć w niej jeden ze świeżych ręczników. Zwinęła go i położyła na jego czole, odsuwając jego włosy z twarzy. Och, Boże, nos też miał złamany. To naprawiła szybko, słysząc jak jego kości się składają. Pomyślała, że w przeciwieństwie do palców, jest małe prawdopodobieństwo, żeby złamał się ponownie podczas spazmów.
W końcu nie mogła dłużej powstrzymać skurczy. Kolana Snape'a unosiły się, podczas kiedy ona wciąż próbowała poradzić sobie z mięśniami jego karku. Jego ramiona spinały się i krzyżowały, podczas gdy mięśnie brzucha zgięły go wpół. Dyszał z wysiłku i bólu. Nie miała pojęcia co robić. Nagle krzyknął a jego całe ciało zesztywniało, jakby radząc sobie z ciosem, którego nie mogła zobaczyć. Nie, pomyślała. Nie ciosy następcze. Nie jestem na nie przygotowana.
Łzy płynęły z jego oczu, chociaż nie szlochał. Jej ręce poruszały się bezsensownie po jego nogach; widziała, że jego ręce macały po omacku pościel, zredukowane do bezużytecznych kleszczy. Sfrustrowana, zrzuciła buty i wyciągnęła się obok niego, usztywniając jego stopy swoimi, używając swojej długości, do utrzymania go bez ruchu. Jego ciało, pod jej dotykiem, było zimne. Zimno- szok! Pomyślała i odwróciła się, łapiąc różdżkę i rzuciła zaklęcie ogrzewające na łóżko, jego ciało, nawet na siebie. Nie mogła ruszać jego kończynami kiedy był w taki stanie, ale mogła spróbować ochronić go przed zamarznięciem.
Szlochy wydostawały się z jego ust, tak niedaleko jej uszu, ale nie śmiała ich stłumić. Musiała wiedzieć co on czuje, żeby próbować pomóc. Owijając ramiona dookoła niego zaczęła masować mu plecy. Czuła każde uderzenie, kiedy wtulał się w jej ciało. Czasami jego palce wbijały się w jej skórę; czasami kopał i machał nogami, uderzając ją z zadziwiającą siłą, jak na człowieka w takim stanie.
-Ciii-szepnęła bezsensu do jego ucha.- Już po wszystkim. Jesteś w swoim łóżku. To tylko ciosy następcze. Nikt cię już nie krzywdzi.
To brzmiało jak kłamstwo. Ktoś stanowczo go krzywdził, a mimo uderzeń, które otrzymywała przypadkiem, chciała stanąć pomiędzy nim a tym niematerialnym katem, żeby przejąć chociaż część jego bólu.
Szamotał się godzinami. Były rzadkie okresy, kiedy paląca chłosta kończyła się, a ona mogła wrócić do rozluźniania mięśni jego karku czy ud, kiedy nagle wszystko ponownie się zaczynało z nową siłą a ona chciałaby zachować się jak ludzka kamizelka kuloodporna. W pewnej chwili zauważyła nowe stróżki krwi, cieknące na poduszkę, chociaż nie widziała ran, aż zorientowała się, że to była jej krew. Uderzył jej łuk brwiowy podbródkiem, wystarczająco mocno, żeby ją skaleczyć. Nie odważyła się rzucić na siebie zaklęcia leczącego, szczególnie, kiedy nie mogła zobaczyć rany. Otarła krew z twarzy i przycisnęła do niej jedną ze szmatek. Powinno pomóc.
Sprawdziła czas. Czwarta rano. Gdzie, do cholery, był Dumbledore? Hermiona była tak wyczerpana, że jej własne mięśnie drżały. Jej skóra była sucha i napięta przez zmęczenie, a jej łuk brwiowy piekł w miejscu skaleczenia. Płacz Snape'a ustał na chwilę. Popatrzyła na jego twarz i zobaczyła że jego oczy są otwarte.
-Profesorze- szepnęła.- jest pan przytomny?
Nie odpowiedział, jedynie ścisnął ją mocno i ponownie zacisnął oczy. Światło! Pomyślała, przypominając sobie jego ból głowy. Szybko przygasiła lampy, co spowodowało, że leżała w ciemności, słuchając jego oddechu, aż jej oczy się przyzwyczaiły.
Wydawało się, że w końcu się zrelaksował. Przesunął się, jak sądziła, żeby zmniejszyć nacisk na swoje sponiewierane plecy i jęknął lekko. Jego oddech był płytki, ale regularny.
Hermiona zaczęła szlochać, zwolniona z obowiązku przez fakt, że wydawał się zapaść w bardziej naturalną drzemkę. Płakała, aż poczuła się pusta. Wtedy zwaliła się nieporadnie obok niego i zasnęła.
***
Kiedy się obudził, nie miał pojęcia gdzie jest albo która może być godzina. Było ciemno, ale to o niczym nie świadczyło, biorąc pod uwagę, że wiele razy budził się, żeby odkryć, że cierpi na tymczasową ślepotę w następstwie cruciatusa.
Cruciatus, tak. Powoli wszystko wracało. Wyszedł we wtorek rano, wezwany przez okropne pieczenie Mrocznego Znaku. Nie miał pojęcia przez całe trzy dni, że coś było nie tak. Voldemort często wzywał Śmierciożerców do siebie tylko po to żeby sprawić im kłopot. Podobało mu się, że muszą rzucić wszystko, żeby zdążyć na jego spotkanie. Spędzał czas warząc eliksiry, sądząc że Voldemort pragnie i bawi się wspomnieniem styranizowanego młodego Pottera. Ale w piątek Voldemort stał się ponury i Snape zaczął podejrzewać, że w jakiś sposób podpadł ohydnemu czarodziejowi.
-Myślałem o usunięciu cię z Hogwartu- powiedział, obserwując go czerwonymi, gadzimi oczami, oczekując odpowiedzi.
-Naprawdę?- odparł Snape znudzonym tonem.- Jeśli nie potrzebujesz dłużej szpiega w Hogwarcie, nie powiem, że będę płakał. Tegoroczni nowi uczniowie są po prostu beznadziejni.
-Nie chodzi o to, że nie potrzebuję szpiega w Hogwarcie, Severusie- syknął Voldemort.- Po prostu zaczynam się zastanawiać czy ty w ogóle szpiegujesz.
-Jesteś niezadowolony z mojej pracy, Panie?
-Dlaczego nie ma nowych wieści? Co planują zrobić z Potterem? Dlaczego nie dowiaduję się niczego po za miejscem w którym przebywa wilkołak, albo o działaniach tego starego głupca Moody'ego?
-Ponieważ oni są głupcami, mój panie. Nic nie planują; starają się myśleć tak jak ty, tymi ich marnymi, dziecinnymi móżdżkami. Myślą tylko o bezpieczeństwie członków- gdzie ukryć takich jak Lupin czy Moody- i nie poświęcają uwagi wojnie. Nie doceniają twojego talentu władzy i dominacji.
Voldemort wyglądał na udobruchanego, ale nagle pochylił się w stronę Snape'a i ujął jego twarz w swoje trupie ręce. Czerwone oczy zajrzały w czarne i syknął ?Legilimens!"
Ściana była zbudowana dopiero w połowie. Snape nie był jakimś pokręconym idiotą, bez elementarnej wiedzy o oklumencji, jednak Voldemort wziął go z zaskoczenia i kiedy ochraniał myśli przed intruzem, wiedział, że niektóre sekrety się wymknęły.
-Co to za dziewczyna?
Snape wiedział, że nie ma sensu maskować się. Jeśli Voldemort był zaciekawiony, zobaczył więcej niż twarz w klasie.
-Przyjaciółka Pottera- powiedział swobodnie.
-Co ona robiła w twoich komnatach?
-Miałem wrażenie, że chcesz, żebym szpiegował- odparł gładko.- Więc szpiegowałem.
-Crucio!- syknął Voldemort.- Nie będę tolerował impertynencji! Wyjaśnij się.
Kiedy Snape znów mógł mówić, wymamrotał:
-Ona jest przyjaciółką Pottera, mój Panie, i wierzy, że jestem godny zaufania. Pozwoliłem jej, żeby zobaczyła jak gram członka zakonu. Zapewni informacje, te, których pragniesz, zapewne więcej niż ci, którzy boją się mówić w mojej obecności. Staram się ocieplić nasze stosunki i wkupić się w jej łaski.
-Ocieplić stosunki, mówisz? Od jak dawna, Severusie?
-Od początku roku szkolnego, mój Panie.
-Więc dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?
-Myślałem? Chciałem zorientować się, czego mogę się od niej dowiedzieć i przynieść to tobie, jako prezent.
-Szpiegowanie jest twoją pracą. To, co robisz nie jest prezentem tylko obowiązkiem.
-Tak, mój panie.
-Muszę cię ukarać, Severusie. Nie mogę pozwolić, żebyś niszczył moje plany swoim idiotycznym podlizywaniem się.
-Tak, mój panie.
-Ale możesz zająć się dziewczyną, tak długo jak nie będzie to kolidowało z twoimi obowiązkami. Oczekuję szczegółowego? i natychmiastowego? raportu o czymkolwiek co może wiedzieć w związku z naszą sprawą.
Ostatnie ?tak, mój panie" przeszło w krzyk, kiedy Voldemort rzucił cruciatus jeszcze raz.
Był już ledwie przytomny gdy Voldemort usunął ubrania z jego drżącego ciała i zaczął go chłostać klątwą.
Po tym nie było nic. Ale fakt, że był w łóżku i mógł się delikatnie poruszać bez krzyku, powiedział mu, że musiało mu się udać wrócić do Hogwartu. Słyszał cichy oddech po prawej stronie. Musiał być w fatalnym stanie, skoro Dumbledore został na noc.
Nagle był pożerany przez ogień. Okropny, gryzący płomień wił się po jego plecach aż do pośladków. Westchnął i zwinął się z bólu kopiąc w przestrzeń, chcąc trafić w jego źródło. To chłosta pomyślał, oszczędzaj siły. Ale to zabolało ponownie, tym razem w prawym ramieniu i nie mógł powstrzymać uderzania powietrza, chciał wyrzucić atakującego. Jego pięść trafiła w coś miękkiego i podatnego, coś, co krzyknęło, a jego opanował triumf- tam coś było! Pokona to, zabije to!
Poczuł, że miękka rzecz się odsuwa, ale pieczenie nie ustawało. Teraz przeszło na jego nogi, podeszwy stóp. Teraz na klatkę piersiową i kark. Rozrywał skórę, próbując pozbyć się ognia, uderzał pięściami w łóżko. Ból! Skąd on się wziął? Dlaczego nie przestawał? Pokój rozpłynął się, przejęty przez płomienie i mękę. Machnął rękami beznadziejnie, jakby poddał się majakom.
***
Po godzinach?... Minutach?... nie mógł powiedzieć dokładnie, poczuł kostki lodu wsuwane delikatnie do jego ust i wilgotne palce obrysowujące jego wargi. Woda. Tak. Woda. Ssał chciwie, aż zakrztusił się.
-Cii- usłyszał kobiecy głos.- Powoli. Chcę dać ci trochę tego zanim to się znowu zacznie. Odwodniłeś się.
-Lily?- wychrypiał, ale świat znowu zniknął, zasłonięty dźwiękiem jego własnych ochrypłych szlochów. Ogień powrócił z pełną siłą, chociaż miał wrażenie że czuje delikatne dłonie gładzące jego skórę, odpychające malutkie fragmenty bólu.
Następnym razem kiedy się obudził, ktoś tam był. Nie widział dobrze, ale zobaczył ciemny kształt pochylający się nad nim.
-Albus?- ale to nie mógł być on. Wyczuwał pergamin i miód ponad potem i strachem. To było dziwnie znajome.
-Nie? To ja? Hermiona.
-Panna Granger- szepnął, a ciemny kształt, który był Hermioną chwycił jego rękę w swoje i opadł na kolana obok łóżka.
-Profesor Snape, dzięki Bogu- powiedziała, podnosząc jego rękę do swojej twarzy.- Dzięki Bogu wszystko w porządku.
Ból był natychmiastowy i promieniujący? Powiedziałby jej, że dwa jego palce są złamane, ale był inny ból, coś co cięło i uderzało bardziej niż chłosta: jej łzy. Czuł jak spływają po jego ręce, a jej oddech przechodzi w krótkie westchnięcia, ochładzające wilgoć na jego skórze.
-Tak się bałam; myślałam, że się pan nigdy nie obudzi. Co mogę zrobić? Czego pan potrzebuje?
Nie mógł mówić. Wydawało się, że jego serce wyrwało się z klatki piersiowej i zakrztusi się. Jej obawa brzmiała tak szczerze i prawdziwie. Czy naprawdę bała się że on może umrzeć? Nie powinna być wdzięczna, że umarł, bo to by ją uwolniło?
-Proszę mi powiedzieć, profesorze; Zastanawiałam się od dawna i boję się, że sprawiam panu ból. Co powinnam zrobić?
Jakimś cudem dobył głosu, zachrypniętego od krzyku, i powiedział:
-Moje palce, panno Granger.
-Och!- krzyknęła, uwalniając jego dłoń i powodując, że nie chciał już nigdy nic powiedzieć.- Bardzo przepraszam, kiedy uderzenia następcze się zaczęły, całkowicie zapomniałam!- wstała i podniosła jego rękę ponownie, tym razem naciskając inaczej.- Nie chcę już pana bardziej krzywdzić, ale zamierzam nastawić pana palce, zanim połączę kość.
Potaknął, szepcząc:
-Bądź ostrożna, proszę. To moja ręka od różdżki.
-Wiem, i potrzebuje pan zręczności do robienia eliksirów. Obiecuję, że zrobię to tak szybko i dokładnie jak mogę- mówiąc to ostro szarpnęła, a on skrzywił się kiedy kości zajęły odpowiednie miejsce.
-Doskonale-powiedział, kiedy mamrotała inkantację żeby zasklepić pęknięcie.
-Co mogę dać panu na ból? Chce pan więcej eliksiru słodkiego snu?
-Tak. Ale najpierw, dlaczego tu jesteś? Gdzie Dumbledore?
-Został wezwany- powiedziała. ? Powiedział coś o sprawach Harry'ego.
Oczywiście, pomyślał gorzko.
-Jak długo tu pani była?
-Prawie dwa dni.
-Zostawił cię tu na dwa dni?- Dobry Boże, co ona musiała widzieć?
-Nie powiedział jak długo zostać? I nie mogłam pana zostawić w takim stanie. Chociaż nie wiedziałam co dobrego robię.
-Poradziłaś sobie nieźle, wciąż tu jestem- odparł prosto.
-Czy wyleczy się pan? Może pan widzieć?
-Wszystko będzie dobrze, panno Granger. Kiedy było ostatnie? uderzenie następcze, jak je nazwałaś?
-Godzinę temu. Myślę, że od tego czasu pan spał.
-To mogło być ostatnie. Mogę widzieć światło i mrok. Poczuję się lepiej jak odpocznę.
Usłyszał ruch i poczuł łyżkę przy ustach.
-Eliksir słodkiego snu, profesorze.
Zawahał się i ponownie pomyślał, o tym, jak bardzo jest teraz podobna do niego. Też wiodła osamotnione, sekretne życie, pełne horrorów jak ten, w którym była przez ostatnie dwa dni. Niedługo będzie mogła służyć jako szpieg i dostarczać wiadomości z drugiej strony. Tak bardzo chciał jej zaufać.
-Zostaniesz?- zapytał.
-Oczywiście.
Wypił i owładnęła go nieświadomość.
***
-Profesorze?- delikatna dłoń popychała jego ramię. Panna Granger.- Profesorze?
-Tak?- powiedział, czując się jakby wynurzał się z bardzo głębokiego jeziora. Słyszał jak wzdycha z ulgą.
-Profesor Dumbledore wrócił. Dał znać przez kominek. Pójdę po niego. Przepraszam, że pana obudziłam, ale nie chciałam, żeby się pan obudził sam.
-Dziękuję- odparł krótko. Jeszcze nie otworzył oczu. Słyszał jak przechodzi przez pokój, zanim ponownie zanurzył się pod wodę.
***
-Świetnie wygląda, Hermiono, dobrze się spisałaś- Snape usłyszał głos Dumbledore'a, jakby dochodził z daleka.
-Nie wiem, profesorze. Boję się, że nie pomogłam wystarczająco.
-Nonsens. Wiem, że zrobiłaś wszystko co mogłaś. Teraz, jeśli zajmiesz się swoimi sprawami, jestem pewien że Harry i Ron z niecierpliwością na ciebie czekają.
-Co pan im powiedział, sir?
-Czas był po naszej stronie, chociaż raz. Nie musiałem mówić im dużo. Jak może pamiętasz, wczoraj był mecz quidditcha. Harry i Ron byli raczej zajęci. Gryffindor wygrał, rozumiesz. I zaplanowałem lekcję Harry'ego ze mną dziś rano, więc ma dużo do rozważania. Jestem pewien, że będzie miał ci dużo do opowiedzenia, kiedy wrócisz do wieży.
-Wrócił pan dziś rano?- to było wszystko co powiedziała.
-Raczej wczoraj, późną nocą.
-Rozumiem.
Snape otworzył oczy, tak, żeby spojrzeć na Dumbledore'a. Był w zamku od wczorajszej nocy i zostawił biedną dziewczynę tutaj, opiekującą się szaleńcem i funkcjonującą tylko dzięki nerwom? Dumbledore zdradzał zaufanie Panny Granger, przypominając mu, jak stary czarodziej kłócił się żeby ta sytuacja miała miejsce i jakie to było lekkomyślne zaufać komukolwiek
Jego oczy skupiły się powoli na Albusie i więdnącej, czarniejącej ręce, która zawsze go zdumiewała.
-Profesor Snape- powiedziała cicho Hermiona, zauważając go.
Słodki Merlinie, co się jej stało? Przeszukał dokładnie swoje wspomnienia. Czy zabrał ją ze sobą z jakiegoś powodu? Była torturowana? Kto się nią zajmował przez ten czas? Jego umysł był pusty. Nie mógł wymyślić powodu, dla którego krew oblepiała jej prawe oko, albo dlaczego miała ogromne siniaki na ramionach i twarzy. Włosy miała potargane, ale to nie było nic nowego. Nowy był śmieszny sposób w jaki stała, przytulając swoją lewą rękę i wyraźnie preferując prawą stopę. Co się tu działo?
-Panno Granger, co na Merlina się pani stało?- szepnął.
Zaczerwieniła się i przesunęła lekko, patrząc na nich z zakłopotaniem i determinacją.
-Nic, wszystko w porządku. Jestem pewna, że profesor Dumbledore zajmie się tym zanim wrócę do domu. Jak się pan czuje, profesorze?
Co ukrywała? Dlaczego miałaby mu nie powiedzieć? Nie powinna mieć sekretów po? tamtej nocy. Wtedy odpowiedź zaczęła się kształtować w jego umyśle. On to zrobił. W jakiś sposób on jej to zrobił. Była na tyle głupia że mu zaufała, że się o niego troszczyła. Niszczył każdego, kto kiedykolwiek się troszczył. Nawet nieprzytomny mógł ją rozedrzeć.
-Czy twoje obrażenia są wynikiem...?- zaczął sztywno.
-To była moja wina- powiedziała.- Majaczył pan; Wiem, że nie chciał mnie pan skrzywdzić. Próbowałam powstrzymać pana przed skrzywdzeniem siebie i? cóż? To się zdarzyło po drodze.
-Zdarzyło się po drodze? Ze wszystkich głupot? Panno Granger, myślałem, że ma pani lepsze poczucie?
-Przepraszam- powiedziała, a to zabolało bardziej niż świadomość, że zdradził ją wbrew swojej woli. Zranił ją a ona wciąż go przepraszała. Kiedy ona się nauczy? Kiedy zacznie się bronić przed bólem, który ludzie będą jej sprawiać raz za razem?
-Zabieraj swoje rzeczy- powiedział ostro.
-Profesorze?
-Wyjdź.
-Severusie- zaczął Dumbledore.
-Nie. Zostawiłeś mnie pod opieką kogoś, kto nawet nie potrafi zadbać o siebie. Chcę, żeby zeszła mi z oczu.
Popatrzyła na niego, nieosłonięta, a on prawie to odwołał.
-Przepraszam- powtórzyła. Odwrócił się w stronę ściany, nie mogąc dłużej patrzeć na tą otwartą twarz.
-Nikomu o tym nie powiesz!- krzyknął, słysząc jak się cofają.
-Nie powiem- potwierdziła.- Niech pan wraca do zdrowia, profesorze- dodała, jakby modląc się.
-Wynocha!
Jego głowa ponownie opadła na poduszkę. Ona już nigdy więcej mu nie zaufa.

Drugie życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz