10. Jest okej

724 76 20
                                    

*Clary*

 Nie wiedziała co się stało, ale Jocelyn zaczęła zachowywać się dziwnie. Właściwie to bardzo dziwnie. Tak momentalnie. W jednej chwili wydawało się, że wszystko pójdzie dobrze, a zaraz jej matka dostała jakiegoś bzika. Stała się bardziej podejrzliwa nie tyko w stosunku do Sebastiana, jednak również do Clary. Zupełnie jakby to, co miało miejsce z Maią sprawiło, że straciła do niej zaufanie. Dlaczego? Anioł jeden wie.

 Sebastian... Cóż, znowu zachowywał się tak jak dawniej. Nie wracali w rozmowach do tamtego dnia, nie zachowywali się inaczej. A Clary się z tego cieszyła. Miała już dość niezręczności. Tak było dobrze. A przynajmniej na razie.

 Luke pojechał do Nowego Jorku załatwić sprawy pomiędzy wilkołakami a wampirami, zabrał ze sobą Simona, żeby mieć lepszy posłuch wśród obu ras. Kolejny powód dla którego Jocelyn świrowała. Clary nie wiedziała o co dokładnie chodzi, jednak podejrzewała, że matka nie czuje się bezpiecznie przebywając w jednym domu z Sebastianem. Przy Luke'u było jakoś łatwiej.

 [...]

 Akurat kiedy Clary zaczęła zmywać naczynia, zadzwonił dzwonek do drzwi. Wytarła dłonie i poszła otworzyć.

– Jace. – Uśmiechnęła się widząc chłopaka.

– Cześć. – Cmoknęła go w usta. – Przeszkadzam?

– Ty? Nigdy. – Uśmiechnął się łobuzersko.

– To świetnie, bo właśnie chciałem cię zabrać na wycieczkę.

– Wycieczkę? Gdzie?

– Pomyślałem, że moglibyśmy się przejść gdzieś w okolice. Ostatnio nie miałem w ogóle dla ciebie czasu, Maryse kiedyś mnie wykończy. Nawet nie wiem co się u ciebie dzieje.

– To świetny pomysł, jednak na razie jestem zajęta. Muszę dokończyć zmywać. Może mi pomożesz? – Zapytała otwierając szerzej drzwi i zapraszając go tym samym do środka.

– To nie jest godne zajęcie dla nocnego łowcy. – Mruknął, a kącik jego ust drgnął w uśmiechu. Droczył się z nią.

– Ach tak? – Przejechała dłonią po jego ramieniu, obchodząc go przy tym dookoła i udając, że przygląda mu się krytycznym wzrokiem. – Wiesz, uważam, że byłoby ci całkiem do twarzy w różowym fartuchu... z rękawiczkami w kwiatki... albo lepiej, w małe, urocze, żółciutkie kaczuszki...

Jego wzrok zmienił się z rozbawionego w autentycznie przestraszony. Nie mogła nic na to poradzić i parsknęła śmiechem.

– Zapamiętaj to sobie - nie ma czegoś takiego, jak urocza kaczka. Kaczki to zło wcielone. Założę się, że tylko czekają by przejąć władzę nad światem.

Nie mogła powstrzymać śmiechu. Jace wyglądał na urażonego, ale nie powiedział nic więcej. Czasami zupełnie nie rozumiała tego chłopaka. No bo przecież gdzie tu logika? Zabijać demony i bać się kaczek... Ale to Jace i Jace'a nie ogarniesz.

[...]

– No, to skończyliśmy. – Oznajmiła Clary, odkładając ostatni talerz do szafki. Odwróciła się przodem do Jace'a i pisnęła zaskoczona, kiedy w jednej chwili ją podniósł i posadził na blacie. – Zwariowałeś? – Zaśmiała się.

– Nie. Po prostu mam dość schylania się kiedy chcę cię pocałować. – Zanim zdążyła odpowiedzieć przycisnął swoje usta do jej ust. Uśmiechnęła się i oddała pocałunek przyciągając go do siebie bliżej za szlufki dżinsów i oplatając go nogami w pasie.

[...]

– Stało się coś? – Zapytała Jace'a widząc, że coś jest nie w porządku.

Chłopiec, który nigdy nie płakałDove le storie prendono vita. Scoprilo ora