Beatrice

597 6 1
                                    


Na pełnym gazie pokonałem dziurawe torowisko, po czym zarzucając mocno tyłem samochodu, wpadłem na małą uliczkę osiedlową. Spłoszone stadko wróbli odfrunęło w kierunku śmietnika. Ich poirytowane ćwierkania nie dotarły do moich uszu. Głośna muzyka w samochodzie, likwidowała wszelkie hałasy z zewnątrz. Nie była jednak w stanie stłumić mojego gniewu. W zasadzie to na samego siebie. No bo jak tu nie być złym, gdy zamiast spotkania z Krewetką, musiałem stawić się w mieszkaniu. O siódmej rano! Kto to myślał tak wcześnie ściągać człowieka, w dodatku w sobotę. Już nie wspominając o kolejnym spotkaniu z Pasikonikiem za dwa tygodnie, które musiałem odbębnić, zupełnie nie mając na to ochoty.

Z piskiem umęczonych opon zahamowałem tuż przed blokiem, zajmując półtora miejsca parkingowego. W nosie mam. Wysiadłem pospiesznie, z bagażnika wyciągnąłem wszelkie potrzebne, może potrzebne i zapewne ni cholery potrzebne narzędzia i pomknąłem w kierunku mieszkania. Spóźniony. Jak zwykle.

Przez chwilę mocowałem się z kluczami, górny zamek w drzwiach nosił już ślady wysoce niehumanitarnego traktowania. Tak to jest gdy wynajmujesz mieszkanie studentom. Obiecałem sobie już nigdy więcej. Wpadłem do środka, po czym raźno zabrałem się do roboty. Wyremontowane po ostatnich lokatorach mieszkanie, wymagało ostatniego szlifu, by skusić przychodzących dziś chętnych. Środkami czystości doprowadziłem do ładu blaty i meble w kuchni, przetarłem też wszystkie szafy, wielkie lustro w przedpokoju, ciągnące się od podłogi po sufit. Podokręcałem kontakty, gniazdka i wszelkie możliwe śrubki, po czym zamierzałem się zabrać za rzecz, której zapomniałem ostatnio, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Szlag by to. Zabrakło właśnie tej cholernej pół godziny, spędzonej w korku na Roździeńskiego.

- Dzień dobry – uścisnąłem podaną mi rękę. Z przyklejonym do ust uśmiechem powitałem pana Marcina a zaraz potem panią Annę.

Małżeństwo weszło ostrożnie do mieszkania.

- No chodź – mężczyzna nachylił się w kierunku wyjścia, wyraźnie oczekując.

Nie zawracając sobie nim głowy, szybko nawiązałem kontakt z jego żoną, prowadząc powoli w kierunku kuchni. Serce domu każdej gospodyni. Otrząsnęła się, wchodząc do środka.

- Chłodno tu – stwierdziła, rozcierając ręce.

- Termostaty są skręcone. Wie pani, nikogo nie ma, to bez sensu by się grzało. Ale wkrótce powinno być ciepło – dla potwierdzenia słów dotknąłem grzejnika. Był już ciepły i promieniał przyjemnie na otoczenie – to ogrzewanie elektryczne, w zasadzie tuż po włączeniu robią się gorące, oczywiście w zależności od ustawienia, tylko że nie było grzane więc trzeba trochę poczekać, nim ciepło się rozejdzie.

Pokiwała głową, przyjmując moje tłumaczenie jako rozsądne, po czym wyglądnęła przez okno. Chwilę kontemplowała ogródek.

Choć zimową porą zawalony śniegiem, gdzieniegdzie wystawały gałęzie jałowców, kuliste krzaki, które na wiosnę miały pysznić się soczystą zielenią a latem zmienić w żółte kule oraz rododendrony, zabezpieczone przed mrozem specjalnym do tego celu płótnem. Strzelista tuja stanowiła akcent założenia, kończącego się zaledwie trzy metry od domu wysokim drewnianym płotem.

Kobieta odłożyła torebkę, po czym nachyliła się w kierunku szafek. Metodycznie sprawdzała jedną za drugą, od czasu do czasu, przeciągając palcem po półkach. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Tu też przetarłem. Tak łatwo mnie nie złapiesz. Lustracja kuchni trwała na tyle długo, że zdążyłem wymienić też kilka słów z jej mężem, wyjaśnić, że muszę jeszcze uzupełnić fugę między płytkami łazienki – spokojnie, to szybkoschnący materiał, Nim wyjadę, będzie można już korzystać – dodałem widząc jego powątpiewanie. W międzyczasie też poznałem córkę państwa Z. W zasadzie to trudno tak to nazwać. Ujrzałem ją w przelocie, gdy wchodziła do pokoju. Średniego wzrostu nastolatka w nieco przykrótkiej jak na tę porę roku mini, oraz cienkim narzuconym na ramiona bordowym sweterku. Tego samego koloru niewysokie botki, zdobione szarym zamkiem błyskawicznym z boku. Równie ciemną, wpadająca w grafit szarfę przewiązała sobie w pasie, podkreślając szczupła talię. Długie ciemnoblond włosy przysłaniały jej twarz, a nim zamknęła drzwi, zdążyłem dojrzeć jeszcze tylko zadarty nieco nosek.

Krakowska 6/1Where stories live. Discover now