Los Angeles, 4:17am

783 86 9
                                    

W nocy Louis nie może spać. Wierci się na łóżku tak długo aż wielkie ramię Stylesa puszcza go i może się wydostać. Idzie do łazienki i spogląda w lustro, przemywa twarz wodą i wraca do pokoju. Z kieszeni spodni wyjmuje paczkę papierosów, na piżamę ubiera bluzę, a na nogi buty i najciszej jak tylko potrafi wymyka się, by przed budynkiem mieszkalnym zapalić papierosa. Los Angeles szumi o tej porze, światła są jaskrawe i przesycone, ludzie wałęsają się po ulicach, część z nich wraca do imprezach do domów. Kilka aut sunie niezbyt szybko po drodze, jeszcze ospale i ciężko, to pierwsi pracownicy, którzy z samego świtu zerwali się z łóżek i popędzili do swoich prac. Jest głośno jak zwykle, choć przed mieszkaniem Tomlinsona nie czekali paparazzi, miła niespodziana. Jednak wszystko to go otaczało, ale zdawało się nie przenikać przez niego. Czuł zimno i trząsł się, ale jego mózg nie potrafił zarejestrować tego faktu. Widział odległe błyski, neonowe napisy ale nie docierało do niego w pełni co tak świeci. To po prostu były puste światełka, pusta energia potrzebna do ich zasilania. Louis tęsknił za Bay Horse. Tęsknił za świeżym wiatrem smagającym jego policzki, kiedy wyszedł na ganek i za przyjemną ciszą otaczającą go dookoła, za piękną Matką Naturą wyciągającą go za nogi z łóżka. Boże, w co ja się wkopałem, myśli i zaciąga się dymem, wypuszcza go po chwili i patrzy jak znika mieszając się w powietrzem. Wielka gula rośnie w jego gardle kiedy myśli o tym, że może nie wrócić nigdy na rancho z Harry'm, że jego nikły plan zbudowania małego hoteliku w Montanie stał się w jednej chwili widmem. Ma dziecko. Ma dziecko i chcą mu odebrać wszelkie prawa do tego dziecka, podczas gdy on nie zrobił nic złego w stosunku do Freddiego - nawet go nie poznał. Może miał coś zrobić? Może od razu po opuszczeniu sali sądowej miał podejść do grupki, która próbowała zedrzeć z niego miliony i przytulić wszystkich, bo od teraz są rodziną?

Ale powinien go kochać. Kochał go? Czy można kogoś kochać, jeśli się go w ogóle nie widziało? Po jego policzku spłynęła samotna łza tak nagle, że Louis kiedy ją starł był wstrząśnięty. Dlaczego płacze? I co teraz czuje? Cholera.

Papieros w jego dłoni prawie zgasł więc rzucił go na chodnik i przydeptał Adidasem, lekko pociągając nosem. Nie chciał wracać znów do środka, jakkolwiek kochał spać z Harry'm przyciśniętym do jego piersi. Więc został. Znalazł ławkę w pobliżu i usiadł z nogami po obu jej stronach obserwując jak niebo powoli, warstwa po warstwie stawało się najpierw trochę mniej granatowe, później pomarańczowe, a na końcu różowe. Nigdy tak naprawdę nie lubił wschodów słońca. Wschód to nowy dzień, a nowy dzień to jeden dzień więcej. Dzień, który składał się na wszystkie lata, które często uważał za zmarnowane. Oczywiście nie całe, nie bądźmy takimi pesymistami. Louis po prostu od dawna nie żył w sposób w jaki chciałby żyć.

Kiedy robiło się coraz jaśniej i jaśniej LA jakby cichło na chwilę. Na ulicy był tylko on, samotny, jedyny człowiek niczym Mark Watney na Marsie. Louis bardzo lubi ten film, prawdopodobnie to jeden z jego ulubionych razem z bajkami animowanymi. Lubił bajki animowane.
Przymknął oczy kiedy zerwał się mały podmuch wiatru. Ludzie tutaj żyli pomiędzy murami w ciasnocie i nawet nie zdawali sobie sprawy, że wszystkie te mury i budynki odcinały ich od wszystkiego, co stworzyła natura. Piękno miast polegało na tym, że wcale nie były piękne. Były satysfakcjonujące i praktyczne, gwarne, wiecznie tętniące życiem, dające nowe możliwości i nowe przygody, podstawiająca pod nos mieszkańców i przejezdnych nowe zagrożenia, ale na pewno nie były piękne.

Nie wie ile tam siedział na tej ławce niedaleko swojego domu i osoby, którą kochał, na pewno długo, bo kiedy wrócił Harry siedział na łóżku w ręce trzymając jego telefon. "Gdzie byłeś, Louis?" spytał cicho i sennie, ale wciąż ze zmartwieniem w głosie.

"Rozmawiałem." powiedział z niewyraźnym uśmiechem na ustach siadając obok i kładąc głowę na ramieniu zielonookiego ranczera. Pachniał proszkiem do prania i miłością, jeśli wiecie jak smakuje miłość.

If I Could Fly (Larry Stylinson)Where stories live. Discover now