Rozdział 1

6.4K 318 221
                                    


Czasami małe wypadki prowadzą do bardzo skomplikowanych sytuacji, pomyślał Percy Jackson, opierając się o Nica di Angelo i Thalię Grace. Stali pośrodku pola namiotowego (a przynajmniej tego, co z niego zostało) i jakaś dwudziestka osób miała dziwne patyki wycelowane prosto w nich.

Jak się tam znaleźli? Głupia, głupia Hekate, to jest odpowiedzią. Ale może warto zacząć od początku. Więc, Percy Jackson spał. I śnił, oczywiście, bo jak inaczej mogłoby być? Życie półboga zawsze tak wyglądało.

Nawet niezbyt go to zdziwiło. Ostatnio często bogowie zapraszali go na swoje herbatki. Czasami wolałby po prostu mieć koszmary, bo z całym szacunkiem do Afrodyty, nie miał ochoty słuchać jej plotek o życiu miłośnym na Olimpie, ani o tym jak to Atena zamierza go zamordować gdyby skrzywdził Annabeth. Na prawdę, Percy był pewny, że spokojnie mógłby przeżyć bez tego w swoim życiu.

Jednak, nie każdy podzielał jego zdanie. Przez każdego miał na myśli, oczywiście, samych olimpijczyków. Po pokonaniu Gai stali się jeszcze bardziej... Żądni uwagi.

Lecz, tak czy siak, Percy śnił. Aktualnie rozmawiał na bardzo ciekawy temat ze swoim ojcem („Nie masz pojęcia jak cyklopy się śmiały! Myślałem, że rozpętają tajfun w okolicach Japonii...), kiedy nasz stolik z niebieskim ciastem wybuchnął.

Posejdon się oburzył, w jednym momencie w jego dłoni znalazł się Trójząb, a znikąd do pomieszczenia zaczęły przybywać fale. Percy myślał, dlaczego akurat on zasłużył sobie na taki los, kiedy spod jego butów zaczęła wyłaniać się Hekate. Miała na sobie białą sukienkę z wielkim czerwonym napisem „Hekate, twoja magiczna bogini" i przybrała postać dwunastoletniej dziewczynki. Białe włosy miała związane w dwa urocze kucyki, a jej oczy były czarne. Cóż, wyglądała jakby wybierała się na przyjęcie Halloween kilka miesięcy za wcześnie.

Percy odskoczył od niej momentalnie, wywracając krzesło, na którym siedział i opadając na jedną z kałuż, które były dziełem jego ojca. Rodziny się nie wybiera, prawda?

- Hekate... Czy to już czas? – zapytał się konspiracyjnie Posejdon. Percy nie miał ochoty wiedzieć na co czas. Och, bogowie, on chciał po prostu odpocząć. Hekate posłała mu przyjacielskie spojrzenie, klepiąc po ramieniu.

- Nie bój się, mój drogi. To będzie mnóstwo zabawy.

- Myśl o tym jak o wakacjach! Nawiązaniu nowych znajomości... – Posejdon zaśmiał się, jakby było to coś bardzo, bardzo zabawnego. Syn Posejdona uśmiechnął się słabo, nie chcąc ranić jego uczuć.

- Czyli wysyłacie mnie na... Wakacje? Czyli zero walk, przepowiedni, śmiertelnego niebezpieczeństwa, prawda? – zapytał się, znając odpowiedź. To na pewno nie były wakacje.

- Nie do końca, synu. Możesz zginąć! Ale pomyśl, jeśli ci się uda, staniesz się sławny na wieki! – zawahał się na moment. – Dobrze, jesteś już dosyć sławny... Wiedziałeś, że w Tartarze zostałeś wybrany jako najbardziej irytujący półbóg wszech czasów...? Tak czy siak uratujesz po raz kolejny świat!

Percy jęknął głośno. Nie rozumiał niczego, jeszcze nie tak dawno zakończyła się wojna z Gają, za dwa dni miał zacząć chodzić wraz z Annabeth do szkoły w Obozie Jupiter. Na miłość bogów, trzy dni temu Leo powrócił z Calypso z bogowie wiedzą skąd. Wciąż nie wszystko było w pełni sprawne, Apollo zaginął, a bogowie chcą go wysłać na kolejną misję? Nie, nie, nie. Percy był przeciwny.

Ale to nie było tak, że miał jakikolwiek wybór.

- Co takiego mam zrobić? – spytał się, wyczerpany.

Turniej CzwórmagicznyWhere stories live. Discover now