8# Łamaga

488 68 3
                                    

Obudziłem się w stosie przeróżnych koców i kołder. W towarzystwie przeróżnych poduch i wszelakiej maści jaśków. Przetarłem oko zesztywniałą ręką, rozejrzałem się i zakaszlałem. Przez chwilę nie mogłem ustalić, gdzie się znalazłem. Moją całą uwagę przyciągał przyjemny ogień, tlący się w ozdobnym kominku. Dopiero później zorientowałem się, że jestem w swojej rezydencji. Jakoś nie mogłem się skupić. Głowa mi wręcz sama leciała w dół. Z korytarza dobiegły mnie damskie głosy. Musiałem dobrze się im przysłuchać, aby ustalić, czy były mi znane. Należały do Lizzy i ciotki Francis. Chyba się kłóciły. Przynajmniej to mogłem stwierdzić na podstawie ich tonu. Ze strzępek zdań wywnioskowałem, iż chodziło o mnie i mój powrót do domu. Moje przedstawienie przyniosło profity, gdyż Elizabeth nie chciała wysyłać mnie z powrotem do Whittingham. Ciotka natomiast była zupełnie innego zdania. Starałem się nie przejmować, bo i tak niewiele mogłem w tamtej chwili zrobić. Przewróciłem się na drugi bok, skąd miałem dobry widok na okno. Śnieg nadal nie przestawał padać, ale świat nie wydawał się już taki straszny, jak wczoraj. Może dlatego, że po prostu było wtedy ciemno. Ile bym dał za kalendarz, abym mógł sprawdzić datę. Westchnąłem cicho, a w tym samym momencie, drzwi do mojej sypialni się otworzyły. Uniosłem wzrok. Z czystej ciekawości, aby dowiedzieć się, kto przyszedł.
- Znowu ty? - mruknąłem, kiedy moim oczom ukazał się mój bliźniak. Jego obecność naprawdę zaczynała mnie drażnić. Szczególnie teraz, gdy czułem się mocno niewyraźnie i co jakiś czas pokasływałem. - Zostaw mnie w spokoju.
- Zaczynasz się - przewrócił oczami, siadając na skraju łóżka. Chwilę później położył mi swoją dłoń na czole. - Nieźle się załatwiłeś. Jesteś rozpalony - skomentował z zaniepokojonym wyrazem twarzy.
- To nic. Liczy się, że mój plan zrealizował się w całości. Uciekłem i prawdopodobnie tam nie wrócę - odparłem z zadowoloną miną, przykrywając się bardziej jednym z koców. Nagle dostałem dreszczy.
- Leż i odpoczywaj. Może ktoś niedługo do ciebie przyjdzie i ci potowarzyszy... Na razie ja z tobą posiedzę - powiedział cicho, poprawiając koc, aby było mi ciepło.
Może faktycznie nie powinienem tak na niego naskakiwać? Po prostu myślałem, że jest wytworem mojej wyobraźni. Mało kto uwierzyłby w to, że zmarłe rodzeństwo przyszło do niego z zaświatów, chociaż... Jakby dłużej się nad tym zastanowić, on nie przyszedł z zaświatów, a od mojego kamerdynera. Jako zależna lalka demona.
- Sebastian dostał nas obu. Tylko dlaczego jego duszę wziął, a moją nie? Ile jeszcze powinienem cierpieć, aby wreszcie skrócił moje męki? - dokończyłem na głos moje myśli.
- Mówisz do siebie - zauważył. - Chociaż przy takiej temperaturze to zrozumiałe. Wyglądasz jak siedem nieszczęść. Od tego twojego durnego planu, możesz nawet umrzeć!
Zamyśliłem się chwilę nad jego słowami. Spojrzałem na brata i wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem, który zakończył się kaszlem. Założyłem, że jeżeli Sebastian mnie nie zabije, dopilnuję, że zrobi to choroba. O to mi właśnie chodziło, więc jego troska była kompletnie zbyteczna. Nie dbałem już o siebie. Nic mnie nie trzymało na ziemi. Zupełnie nic. Bliźniak zmarszczył swoje brwi i popatrzył na mnie z wyrzutem. Pewnie zastanawiał się, dlaczego było mi tak do śmiechu lub po prostu znał przyczynę i właśnie ona mu się nie spodobała. Cóż, nie mój problem. Chciałem umrzeć. Łaknąłem śmierci, która powinna przyjść z momentem zakończenia kontraktu.
- Gdzie jest Sebastian? Powinien być gdzieś blisko.
- Za bardzo się nim przejmujesz. Nawet jeżeli ci powiem, cóż z tego? Nie wolno ci wychodzić z łóżka. Może prześpij się jeszcze?
- Chętnie bym zasnął - uśmiechnąłem się słabo. Widziałem, że to samo zrobił mój brat. - Na wieki.
- Przestań! - krzyknął i natychmiast zerwał się z łóżka. - Śmierć wcale nie jest miła! Ani dobra! Zrozum to i szanuj, że Sebastian dał ci jeszcze... kilka chwil...  

The Evil One || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz