Rozdział trzeci

1.3K 128 44
                                    


Aurora

Była bardzo wczesna godzina, a dokładniej piąta siedemnaście. Postanowiłam w końcu zsunąć koc ze swojego ciała i wstać z łóżka. Przez całą noc nie mogłam zmrużyć oka. Czekał na mnie ogromny stres, spowodowany Justinem Bieberem. Byłam głupia, że się do niego odzywałam. Powinnam siedzieć cicho. Zamknąć buzie na kłódkę. Możliwe, że wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej, a ja nie miałam z nim żadnego problemu. Wszystko skończyłoby się dobrze. Miałabym znowu normalne życie. Bez zmartwień. Zastanawiania się czy przeżyje kolejny dzień. Przez Justina będę świrować. A nigdy tego nie robiłam. Co się ze mną teraz stanie? Z  Bieberem nie można zadzierać i już nie jedna osoba się o tym przekonała. Na uczelni co jakiś czas spotykam ludzi, którzy - jak to oni ujmują - mieli problemy z niejakim "pogromcą olbrzymów". Jak to działa? Tak, jak zawsze. Pożyczają pieniądze, kupują narkotyki lub alkohol i później płacą ogromne odsetki. Bieber nie daje sobą pomiatać, więc bez wahania uderza ich, albo jego ludzie, w twarz, brzuch lub inną ważną część ciała. I nie ma z tego żadnych wyrzutów sumienia. Robi co ma zrobić i idzie dalej przed siebie. Tak, jakby nigdy nic. To jest straszne! Jak można krzywdzić inne osoby i nic sobie z tego nie robić? Żadnych zahamować? Żadnego głosu w głowie, który mówiłby mu, żeby przestał; żeby odpuścił? Nic a nic? Tak po prostu natura pozwala mu robić to co robi? Nie ponosić za to, żadnej kary?

Pamiętacie jego słowa? Wyglądasz bardzo znajomo, laseczko. Groziłem ci już kiedyś? - powiedział to tak bardzo pewny siebie. I nie mylił się. Niestety się nie mylił. Nie ważne jak bardzo chciałabym o nim zapomnieć. To się nie wydarzy. Takiej twarzy się nie zapomina. Szczególnie jeśli jest to ktoś zbyt pewny siebie. Myślący, że wszystko może i wszystko do niego należy. Takich ludzi powinno omijać się szerokim łukiem.


Siedziałam w parku, czytając pierwszą lepszą książkę, którą znalazłam w bibliotece. Nie mogłam wrócić do domu, ponieważ nie czułam się tam tak dobrze jak kiedyś. Odkąd moja mama odeszła, a ojciec cały czas traktuje mnie jak powietrze nie mam chęci tam wracać. Prawdopodobnie nikt nawet nie zauważył, że zniknęłam i było mi to jak najbardziej na rękę. Potrzebowałam usiąść w samotności i poczytać. Nawet jeśli niczego z tej książki nie wiedziałam, bo moje myśli były skupione przy całkiem innym wątku. Głównym wątku mojego życia.

Byłam, więc w parku i powoli kończyłam czytać książkę. Słońce już powoli zachodziło i zapadał zmrok. Latarnie świeciły się już od dobrych kilku minut, a ludzie wracali do swoich rodzin. Szczęśliwych. Ciepłych. Ja takiej nie miałam. Mój dom był zaniedbany. Tak samo jak mój ojciec. Pełno kurzu. Smród. I pustka. Od lat nie doświadczyłam tam ciepła rodzinnego. Zazdrościłam każdemu, kto przekraczał próg swojego mieszkania i wchodził tam z uśmiechem na twarzy. Też bym tak chciała. A tymczasem przekraczam go z ponurą miną. Wolałabym, żeby ktoś mnie zabił.

Nagle usłyszałam jak ktoś przeklina. Nigdy nie lubiłam tego kiedy ktoś mówi różnego rodzaju przekleństwa w miejscu publicznym. Jeśli już chcesz się wyżyć to rób to w samotności. Nie torturuj uszu innych osób. Rozumiem, że czasami nie da się wytrzymać i aż się ciśnie na język kilka okropnych słów. Jednak po co mówić to tak głośno? Tym bardziej kiedy zbliża się noc?

Postanowiłam wyciągnąć ze swojej kieszeni papierosa i odpaliłam go. Nie byłam pełnoletnia, ale podkradanie fajek ojcu wcale nie było takie trudne. Szczególnie kiedy myśli on, że nie istniejesz. Miał on w domu swój nie mały zapas i założę się, że nie zauważył jednej fajki mniej. Lub kilku. Co to dla niego za różnica? I tak pali je teraz coraz rzadziej, bo szkoda mu na to pieniędzy. Woli wydać je na jakiś lepszy alkohol.

I Love The Way You Hurt MeWhere stories live. Discover now