Przełamanie niezręcznych momentów.

3.2K 308 112
                                    

Tina wpadła na pomysł by  zabrać całą grupę do swojego domu, jednakże wydawało się, że wahała się, bo to oznaczało zabranie mężczyzn do jej siostry - Queenie. Właściwie Tegwen podziwiała Queenie lub może po prostu podziwiała obie siostry Goldstein. Głownie przez to, że były silnymi kobietami, które wiedziały jak być pewnymi siebie i opanowanymi. Podczas gdy Tegwen była przykładem niezdarności i czyniła to oczywistym przy wielu sytuacjach w towarzystwie płci przeciwnej. Queenie była tą milszą z sióstr Goldstein, miała słodki ton głosu i zawsze uśmiechała się zapraszająco. Ona zawsze powalała mężczyzn na kolana i sprawiała, że wykonywali każde jej życzenie.

Jedyna osoba, którą Tegwen mogła powalić na kolana była ona sama i to zwykle przez potknięcie się o własne dwie nogi.

Gdy przybyli na Brownsone Street naturalny wdzięk Tegwen się ukazał, a krawężnik w końcu się na kabiecie zemścił. Straciła równowagę i puściła ramię Tiny zanim by ją pociągnęła za sobą w dół. Upadając na pustą ulicę Tegwen wydała z siebie bolesny jęk gdy otarła swoje dłonie o nawierzchnię.

Jej twarz rozpaliła się i stała jasno-czerwona przez upokorzenie się przed wszystkimi. Zbliżyły się kroki i ręka została wyciągnięta by mogła ją wziąć. W połowie spodziewała się, że to Tina, ale zamiast tego, gdy zerknęła w górę, zobaczyła Newta, który patrzył na nią.

Trzymał rękę wyciągniętą, czekając aż ją weźmie.

- No dalej, weź. - nalegał prawie błagalnym tonem.

-Nie, dziękuję. - bąknęła Tegwen podnosząc się. - Jestem w stanie wstać sama...

Ciało Tegwen zdawało się nie zgadzać z jej stwierdzeniem, gdy jej kostka skrzywiła się ściągając ją ponownie na ziemię.

-Słodko. - westchnęła po czym zdmuchnęła pasmo włosów z twarzy.

-W porządku, Tegwen. - zawołała Tina.

-Świetnie. - powiedziała Tegwen ostrożnie się podnosząc rozkładając ciężar ciała tak by pozwoliło jej zachować równowagę. Stanęła prosto z triumfującą miną po czym poprawiła swój sweter. - Widzisz? Daję radę.

-Nie wątpiłem w to ani przez moment. - powiedział Newt cofając powoli rękę. Tegwen zaczekała aż reszta przejdzie przez ulicę, zanim jej twarz wykrzywiła się by ukazać ból, z którym się zmagała. Wyrzuciła z siebie kilka przekleństw pod nosem wskazując rękoma w kierunku swojej kostki.

Newt zorientował się, że kogoś brakuje gdy dotarli do budynku, pomagał Tinie trzymać Jacoba, a gdy się odwrócił złapał trochę z tego co mówiła i robiła Tegwen, a jego oczy otworzyły się szeroko.

-Mugoler...

Odchrząknął głośno by powstrzymać ją od dalszych przekleństw co sprawiło, że spojrzała na niego.

-Idziesz Twiggy? - zawołał.

Jej oczy zwężyły się.

-To Tegwen.

-Tak? - powiedział Newt z udawanym zmieszaniem na twarzy. - Przykro mi, nie znam nikogo o takim imieniu. Znamy się?

Tegwen przygryzła policzek od środka i zmusiła siebie by iść na swojej uszkodzonej kostce by uciec od niego.

-Nie, nie znamy, panie Salamander.

-Scamander. - poprawił ją.

-Przepraszam, nie słyszę cię z tak daleka, panie Salamander!

Skrzywił się, bo była tylko kilka stóp dalej i twierdziła, że nie jest w stanie go usłyszeć.

-Możesz zatem rozważyć wyczyszczenie uszu.

Acrimony {Newt Scamander} - Tłumaczenie PLWhere stories live. Discover now