4. Bez ciebie byłoby nudno

228 13 24
                                    

Z dedykacją dla Ani, za cierpliwość i bycie inspiracją ;)

***

Budzę się z ogromnym kacem, jestem cholernie niewyspana i jedyne o czym marzę, to żeby się nie ruszać. Ale budzik dzwoni jak szalony. Z niemałym wysiłkiem sięgam po telefon, który nie wiadomo kiedy znalazł się na podłodze. Na wyświetlaczu świeci się na czerwono tytuł alarmu: "DZIECI". Impuls bardzo powoli biegnie przez moje zwoje mózgowe, i zanim jeszcze wszystkie synapsy wykonają swoją robotę, trybiki w mojej głowie zagrzewają się do czerwoności. 

"Jakie, kurwa, dzieci?"

Spoglądam jednym okiem na leżącego obok Włodarczyka, bo przy obu otwartych oczach jest za jasno, i zastanawiam się, czy nie przespałam ostatnich dziesięciu lat. Może mamy już razem dzieci, mieszkanie, kredyt, psa? Boże, nie. Tylko nie Włodarczyk.

Nina, nie wydurniaj się. Nie masz dzieci, bo jakbyś je miała, to byś ich już nie miała.  Na pewno chodzi o cudze dzieci. Dzieci, dzieci... O kurwa, miałam przygotować układ dla mini-cheerleaderek. Nie nadaję się do tej roboty. 

Całą siłą naparłam na łóżko i udało mi się podnieść. Nie było to jednak mądre posunięcie. Trzeba było się sczołgać. Głowa pękała tak jakby uszami miał wypłynąć mózg. Włodarczyk natomiast nadal smacznie spał, jednak i jego sen nie miał trwać długo. Zanim zdążyłam zaparzyć kawę, z jego telefonu dobiegły bliżej niezidentyfikowane dźwięki, po których zaczęła grać jakaś piosenka discopolo. 

- Wojtek, obudź się. - Szturchnęłam go, gdy niewzruszony nawet nie przestał chrapać. - No, ej! Wstawaj! WŁODARCZYK!

- Jeeeeezu, zawału serca dostanę. Co się stało, kochanie?

Policzyłam do trzech, zanim odpowiedziałam i podałam mu telefon, na którym widniało nieodebrane połączenie.

- To się stało. Dzwonią po ciebie. Pewnie już wracacie.

- Co, gdzie? Ale... Ku... motyla noga! 

Nigdy nie widziałam człowieka, który tak szybko zebrałby się do wyjścia. Zanim jednak opuścił moje mieszkanie, wrócił się do mnie, stojącej w osłupieniu nad kanapą i pocałował mnie siarczyście w policzek.

- Żegnaj, pani mego serca.

Nim zdążyłam ułożyć w głowie całą wiązankę, zamknęły się za nim drzwi. 

Na sali znalazłam się pięć minut przed czasem. Szczegół, że żeby tam dotrzeć musiałam się przedrzeć przez dziki tłum krasnali i ich matek. Ojciec zorganizował przesłuchania do nowego zespołu cheerleaderek, który miał się składać z dziewczynek w wieku od 4 do 9 lat. Spodziewałam się kilku osób, paru znajomych żon siatkarzy i może tyle samo zagorzałych kibicek, nic więcej. Tutaj, miałam wrażenie, znalazły się wszystkie kobiety z Bełchatowa w wieku rozrodczym, ze wszystkimi swoimi dziećmi. Nie sprawdzałam aktualnej średniej liczby dzieci przypadających na jedną rodzinę, ale podejrzewam, że liczba ta oscylowała wokół czwórki. Z czego połowa to dziewczynki. A gdy zaczęłam mnożyć liczbę mijanych kobiet razy dwa znowu rozbolała mnie głowa.

Nie potrafiłam ogarnąć tej masy ludzi wzrokiem, a co dopiero robić jakieś przesłuchanie i wybierać zespół. Czułam, że zaraz zacznę panikować, jąkać się i pewnie na koniec zemdleję. Dwoiło mi się i troiło w oczach, a typowa dla mnie złośliwość i pewność siebie zniknęły. Wzięły i poszły. 

- Co? Nie spodziewałaś się takich tłumów?

Głos pierwszego trenera bełchatowskiej drużyny tuż za moim uchem wystraszył mnie prawie śmiertelnie i aż podskoczyłam. Nawet zazwyczaj zabawny, hiszpański akcent, nie poprawił mi humoru. Nic nie rozumiejącym wzrokiem spojrzałam na czterdziestoletniego Hiszpana z młodzieńczym wąsem nad górną wargą i ciemnymi loczkami na głowie. Wyraźnie "zrobiłam mu dzień".

Kolce pod stopamiWhere stories live. Discover now