1.

346 48 19
                                    

Wtedy kosmici oddali mnie moim ziemskim rodzicom i odlecieli machając karmelowymi naleśnikami w zielonych łapkach (...)



2 lata później...

- Słyszysz ten harmider na dole? - zapytała wysoka, rudowłosa dziewczyna, upinając ostatnią wsuwkę w swojej ślubnej fryzurze.

- Ciężko nie zwracać na niego uwagi - odparłam, uśmiechając się do jej odbicia w lustrze. - Zastanawiam się tylko czy to firma cateringowa, która ma tylu pracowników, co liczba gości w tym hotelu, czy to tylko nasze matki robią we dwie tyle hałasu. - Jej perlisty śmiech potoczył się echem po całym pomieszczeniu. Trzeba było przyznać, że nasza mama i rodzicielka pana młodego tworzyły bardzo zgrany duet, głównie w dziedzinie robienia zamieszania. Były jak para zawodowców, lub też jak dwa huragany, jak lubił nazywać je pieszczotliwie nasz tata.

- Co o tym myślisz? - Pytanie dziewczyny zaskoczyło mnie bardziej, niż się tego widocznie spodziewała.

- Myślę o czym? - Oparłam się o szeroki parapet i zmierzyłam ją wzrokiem od góry do dołu.

- O tym wszystkim... - odpowiedziała szybko, obracając się wokoło, a ja zaśmiałam się cicho, widząc jak stara się za wszelką cenę utrzymać równowagę w niewygodnych butach.

- Nie jestem dobra w tych sprawach, ale chyba nie powinnaś mnie pytać o takie rzeczy na pół godziny przed ślubem. - Uniosłam brwi, nie spuszczając z niej wzroku. Przygryzła wargę niczym małe dziecko, które usilnie próbuje zataić przed rodzicami jakiś niecny występek. - Kochasz go? - zapytałam, mimo że doskonale znałam odpowiedź. Abby i James to była od zawsze para idealna, historia jak z komedii romantycznej i nadzieja dla wszystkich beznadziejnych romantyków, włączając w to mnie.

- Najbardziej na świecie - odpowiedziała skwapliwie panna młoda. Nie zawahała się ani na moment, a to potwierdziło tylko moje podejrzenia o stresie, który zżera ją od środka.
Stresie przed huczną ceremonią, fleszami aparatów z każdej możliwej strony i ponad setką par oczu, która czeka na chociażby małe potknięcie, żeby mieć o czym plotkować przez resztę nocy. Osobiście doradzałabym im szybką ucieczkę przez okno na parterze, albo wyjście dla personelu na tyłach hotelu, ale moja siostra była całkiem inną osobą niż ja. Bez zająknięcia dała zamknąć się w tej złotej klatce, mimo że ten dzień powinien należeć do niej. Ten cały cyrk, który miał miejsce na dole, wcale nie był jej marzeniem, ale mimo to stała przede mną w białej sukni, z nienagannym uśmiechem na twarzy.
W pewnym sensie podziwiałam ich za to.
Abby i James byli tak w siebie zapatrzeni, że ci wszyscy ludzie nie robili na nich wrażenia. Równie dobrze mogliby pobrać się w rynsztoku, a i tak byliby szczęśliwi.

- W takim razie odpowiedziałaś sobie na pytanie - mrugnęłam do niej z najszczerszym uśmiechem, na jaki tylko potrafiłam się zdobyć po tylu miesiącach zgorzknienia. Zauważyłam świeczki w jej ogromnych, jasnych oczach, więc szybko rozwiałam rzewną atmosferę, machając niedbale dłonią. - Dobra koniec tego okazywania uczuć, bo ten makijaż nie może się rozmazać. Zapewne kosztował więcej niż moja miesięczna wypłata. - Zaśmiałyśmy się obydwie, a ja podniosłam aparat i zrobiłam kilka szybkich zdjęć.

- Czuje się jak celebrytka. - Abby nadęła policzki i zmrużyła oczy, doskonale parodiując pseudo-gwiazdki z Instagrama, które są sławne chyba głównie z robienia sobie seflie.

- Nie, za poważnie wyglądasz, poczekaj aż narzucę na to zdjęcie masę filtrów i przykleję ci psie uszy. Wtedy będziesz mogła tak mówić - powiedziałam z miną eksperta, analizując zdjęcie na ekranie mojej lustrzanki. Donośne pukanie do drzwi przerwało nasze napoleońskie plany pod wdzięcznym tytułem: Jak tu zaistnieć w świecie show-biznesu?

Ostatni flesz [ W TRAKCIE KOREKTY]Where stories live. Discover now