his words stoped whole world for a while

71 5 0
                                    

— miałaś kiedyś sesję zdjęciową?

głos dochodzący z włączonej na tryb głośnomówiący komórki był okropnie zachrypnięty, a prawie co słowo wtargało się jakieś kichnięcie czy kaszlnięcie.

— na balu z okazji ukończenia szkoły, z tego co kojarzę. ale nie chcę o tym zdjęciu pamiętać - pomyliłam szampon przeciwłupieżowy z szamponem koloryzującym mojej mamy i moje włosy były brązowe, a do tego skóra cała czerwona. — urwała, by nasypać karmy do małej, różowej miseczki olivii. — dlaczego pytasz?

— kumpel potrzebuje parę ładnych zdjęć do projektu i obiecałem, że mu w tym pomogę. — głos westchnął, pociągając żałośnie nosem. — jesteś jedyną, w miarę urodziwą dziewczyną jaką znam, więc pomyślałem że się nadasz.

policzki taylor zaświeciły czerwienią, a usta wykrzywiły się w szerokim nie planowanym uśmiechu. pan swift spoglądał to na nią, to na gazetę, nie mogąc skupić się na lekturze. sam nieświadomie uśmiechał się, widząc swoją córkę promieniującą i szczęśliwą.

— „pomogę"? czyli odwalisz za niego całą robotę? — zachichotała jak czternastoletni chłopiec podczas mutacji, po czym zatykając szybko usta ze zdenerwowania. — czy to w ogóle zgodne z zasadami?

— o co ty mnie oskarżasz, dziewczyno, nie robiłbym nic co byłoby z nimi zgodne. - parsknął śmiechem, po chwili jednak tego żałując i chrypiąc jakieś przekleństwa. — a więc jak, pomożesz mi?

— przynajmniej zrobię ci jakiś dobry, ciepły posiłek, bo nie mogę znieść tego twojego dychania. — mruknęła, próbując udawać opanowaną i wręcz niezainteresowaną jego propozycją. — będę za dziesięć minut.

rozłączyła się jak najszybciej potrafiła, by nie usłyszeć jego odpowiedzi. już miała zarzucić na siebie długi płaszcz, kiedy znajome chrząknięcie wybudziło ją z transu.

— wybierasz się gdzieś? — mężczyzna, włączywszy tryb podejrzliwego ojca, zmarszczył brwi, by wyglądać stanowczo. — o dziesiątej?

— tato, skoro ty czytasz tygodnik o dziesiątej wieczorem, to i ja mogę o tej godzinie odwiedzić przyjaciela. — zacisnęła pięść. naprawdę chciała go zobaczyć, nawet całego osmarkanego i marudzącego.

— kochanie, pozwól jej, w końcu jest już dorosła. — do rozmowy wtrąciła się pani swift, przez co złagodniał, spojrzawszy na małżonkę pokornym wzrokiem. — zostaniesz u niego na noc?

— jeśli bym mogła... — ucichła, wytrzeszczając w jej stronę swoje błękitne oczy. — czekaj, skąd wiesz?!

— mamczynna intuicja. - kobieta uśmiechnęła się radośnie i założyła starannie córce czarny beret na głowę.

— nawet nie ma takiego słowa. — mruknęła, wywracając oczami i wyszła.

natura nie żałowała śniegu mieszkańcom nowego jorku, przez co wiele szkół na obrzeżach, gdzie pługi rzadko można było dostrzec w robieniu tego co powinny, zamknięto tego dnia, a więc młodsi mieszkańcy bez zadanej pracy domowej mogli spokojnie o tej porze bawić się poza domem. na zasypanych białym puchem ulicach co rusz przewijało się jakieś dziecko, grożące śnieżką drugiemu. liczne bałwany dekorowały podwórka, a beztroskie śmiechy zagłuszały nawet the unicorns grających w słuchawkach taylor.

ulica na której mieszkał harry, była cała oświetlona i tętniła życiem, jak przystało na dzielnicę rozpoczynającą centrum miasta. pod jednym z bloków stał wręcz wychudzony, z długimi jak patyki nogami mężczyzna, trzymający między palcami papierosa. był zarośnięty i ogółem mówiąc - niezadbany. taylor podeszła do niego z gniewnym spojrzeniem, a brunet ujrzawszy jej minę, szybko wyrzucił papieros na ziemię i zgniótł zamszowym botkiem. wyglądało na to, że to były jedyne jego buty. chciał objąć dziewczynę, lecz ta odepchnęła jego ramię.

You R In LoveWhere stories live. Discover now