Śnij o mnie

644 61 4
                                    

        Nie potrafiła odpędzić od siebie strachu, który kruszył jej odwagę. Serce łomotało w piersi, a czas, który spędzała błądząc po własnym umyśle sprawiał, że jej logika zaczęła z niej kpić. Ciało dziewczyny zanurzało się w koszmarach, budzących lęk. Młody Ślizgon zasiał w jej ciele tyle niewiadomych, mase bólu i cierpienia, iż nawet w jej snach czaił się strach. Starała się okiełznać własny lęk, lecz widok czarnych gałek ocznych wpatrzonych prosto w jej postać, wywoływał u niej ataki paniki. Śiła o nim. Jego postać nawiedzała ją w niekończoncych się koszmarach.

Hermiona odwiedzała codziennie Ginny w skrzydle szpitalnym. Nie mogła sobie wyobrazić jak wiele jej młodsza koleżanka musiała w tym momencie przezwyciężyć. Trzymała ją za dłoń, starając się uspokoić ją choć w tak niewielkiej mierze, jednak nie dawało to wiele. Ginny trzesła się, nie mogąc się wybudzić z własnych sideł podświadomości. Jak wiele czaiło się w jej głowie?

- Ginny? Proszę cię, obudź się.

- Panno Granger?- Hermiona odwróciła się w stronę pielengniarki szkolenej. Wzrok starszej kobiety ukazywał współczucie. To dziwne uczucie sprawiało, że Gryfonka poczuła żal do niej. Nie potrzebowała w tym momencie niczyjej litości. Chciała jedynie by jej przyjaciółka do niej wróciła - Hermiono, powinnaś iść do siebie. Siedzenie tutaj niczego nie zmieni. Powinnaś odpocząć - Hermiona westchnęła, wstając z krzesła, rzeczywiście odrobina snu by jej się przydała. Ostatni raz ścisnęła dłoń przyjaciółki, pozwalając pani Pomfrey by się nią zajeła. Pielengniarka spojrzała troskliwie na bladą postać uczennicy, zbadała ją po raz kolejny tego dnia, by nie zauważyć żadej oznaki zmian. Przykryła szczelniej kołdrą ciało dziewczyny, gdy tylko zakończyła u niej oględziny, drzwi skrzydła szpitalnego otworzyły się. 

- Pani Pomfrey?

- Panie Zabini, co pan tu robi? - spytała zdziwiona kobieta. Chłopak zaszczycił ją sporzeniem ciemnych oczu, uśmiechając się do niej przymilnie. 

- Przyszedłem się zobaczyć z koleżanką, z domu Lwa - Poppy spojrzała na niego sceptycznie, zapierając się swoimi pomaszczonymi dłońmi po bokach.

- Drogi chłopcze, to nie jest odpowiedznia pora na żarty.

- Nie musi mi pani wierzyć, jednak nie zmienia to powodu mojego przybycia - kobieta zmierzyła go poraz kolejny wzrokiem. Minęła dłuższa chwila, nim westchnęła i zrezywgnowana przepuściła chłopca w przejściu. 

- Tylko nie za długo! Musi odpoczywać. Jeśli się dowiem, że wpadłeś na jakiś głupi pomysł... - podniosła ostrzegawczo palec, grożąc mu nim.

- Spokojnie, pani Pomfrey. Nie będę długo. - uśmiechnął się do niej uprzyjmie. Pielengniarka odpuściła, udając się do swojego gabinetu. Wziął głęboki wdech, odsłaniając białą kurtynę, otaczającą łóżko szpitalne, na którym umieszczona była panna Weasley. Usiadł na małym stołku, na przeciwko jej łóżka. Sam nie wiedział dlaczego tu przyszedł. Tłumaczył sobie, że jest to spowodowane wyrzutami sumienia, jednak wiedział, że sprowdziło go tu coś innego, coś czego sam nie był w stanie wyjaśnić. Przyglądał się jej bladej skórze, rude włosy rozsypanne po całej poduszcze, wydawały się obdartę ze swojego naturalnego blasku. Spoglądał na nią, nie wiedząc czy powinnien się odezwać. Cisza, tłumaczyła wszystko, co chciał powiedzieć. Tak więc milczał. Pozwolił by niewypowiedziane słowa zawisły nad nimi. Nie miał pewności, czy by go usłyszała, czy pojeła by jak bardzo zmieniła go ta felerna noc. Nie wiedział co takiego działo się. Strzępki wspomnień, miesząły się z uczuciami jakich doznał. Gorycz. Jedynym co teraz był w stanie czuć była gorycz, i żal do samego siebie. Wplątał we własne problemu zbyt wiele osób, których nie zasłużyło sobie na cierpienie. Blasie stał się symbolem mroku, chodzącą ciemnością. Wyrzera go to od środka, a nieprzyjemny chłód sięgał po jego duszę, mrożąc przy tym głos rozsądku. Chciał by ten koszmar się skończył, a tym czasem doszło do kolejnej ofiary. Westchnął po raz kolejny, pocierając dłonią zmęczoną twarz. Nie powinien był tu przychodzić. Wstał, szurając przy tym krzesłem. Nie chciał by dziewczyna po przebudzeniu, ujżała jego jako pierwszego. Sięgnał dłonią do kotary, by móc wyjść, z sali chorych, gdy nagle cienki głosik go przed tym powsztrzymał.

- Zostań.

***

Dziś trochę krócej! Ale nie martwcie się, już niedługo (mam nadzieje) pokaże się kolejny rozdział.

Jesteś Moim Słońcem, Weasley| BlinnyWhere stories live. Discover now