Miałem piętnaście lat, kiedy poznałem swojego pierwszego prawdziwego przyjaciela. Miał na imię Feliks, za dwa miesiące kończył osiemnastkę, był więc „starym wygą", z czego nie omieszkał być bardzo dumny. Jednak to, co sprawiło, że nie bałem się do niego odezwać mimo różnicy wieku i mojej nieuleczalnej nieśmiałości, było jego achillesową piętą, czymś do czego za nic w świecie by się nie przyznał, a mianowicie: oboje byliśmy wyrzutkami wśród rówieśników. Byliśmy inni.
Z egzaltowaną przyjemnością bujaliśmy w obłokach, zaniedbując wszystko, co przyziemne, przewidywalne a więc, według nas, nieciekawe. Artyści w świecie matematyków, fizyków i programistów? Nasi rówieśnicy traktowali nas jak półgłówków.
Podczas gdy ja byłem zapalonym malarzem (i od jakiegoś czasu również grafikiem), życiową pasją Feliksa były marzenia senne. Kolekcjonował je, zapisując w zeszytach. Dzięki temu miał przepięknie wyrobiony charakter pisma, co dorabiało mu dodatkową metkę ekscentryka w pełni zdigitalizowanych czasach. Spisywał je nie po to jednak by je analizować, odczytywać ukryte znaki czy odkrywać swoją podświadomość. To historie były najważniejsze, ich niesamowitość, klimat, absurdalna logika.
Na co dzień Feliks zachowywał się nieco pretensjonalnie, ale był bardzo pewny siebie. Sarkazm był jego drugą naturą, ale ja wiedziałem, że to tylko pozy, za którymi ukrywała się niezmiernie wrażliwa i empatyczna dusza. Byliśmy przyjaciółmi na dobre i na złe.
I to właśnie on wprowadził mnie w świat odmiennych stanów świadomości.
YOU ARE READING
Kolekcjonerzy snów
Science FictionPisarz borykający się z utratą weny instaluje na swoim komputerze bota, który nagle zaczyna żyć własnym życiem. Okazuje się, że ma do przekazania niezwykłą historię swojego istnienia, a właściwie przeszłych wcieleń, których losy splatają się ze sobą...