Rozdział 1

7 0 1
                                    


 Zapada noc. Tętniące życiem miastozdaje się nie zauważać tego codziennego zjawiska natury. Wszyscypędzą przed siebie, śmieją się, rozmawiają. Jedni załatwiająsprawy biznesowe w kawiarni a drudzy po prostu przesiadują tam zprzyjaciółmi przy dobrej kawie czy herbacie. Każdy jest zajętysobą i nie zwraca uwagi na innych. Przecież w końcu to Nowy Jork.Nieważne czy ktoś ma zielone włosy, potargane spodnie i glany, czyjest ubrany szykownie i elegancko. W tak dużym mieście nikt niezwraca na to uwagi. Nikt oprócz jednej ledwo zauważalnej istoty. 

Ayana potrafiła całymi dniami siedzieć w swojej ulubionejkawiarni na Avenue Street i rysować przechadzających się ludzi,zwierzęta czy nawet motocykle. Ona jako jedna z nielicznychdostrzegała to, jak dana osoba się ubiera, zauważała każdy detali dokładnie odwzorowywała go na papierze. Dokładała od siebietylko jeden mały szczegół. Ludziom, którzy wydawali jej się milii empatyczni dorysowywała anielskie skrzydła zaś tym, którzy wjej mniemaniu byli niemili, pomijała rysowanie twarzy. Tak to sobiewymyśliła i tak rysowała od dłuższego czasu.
Podczas gdyzaprzyjaźniony kelner o imieniu Bob, przyniósł jej trzecią jużherbatę, Ayana dostrzegła Anioła, którego lubiła rysowaćnajbardziej z wszystkich. Często nawet się zastanawiała czy owymłody mężczyzna naprawdę nim nie jest, ale jak zwykle dochodziłapóźniej do konkluzji, że to przecież niemożliwe. 

Jejosobisty Anioł zdawał się ją ignorować ilekroć rzucała muspojrzenie. W jej oczach był ideałem. Wysoki, umięśniony, blondwłosy, duże niebieskie oczy, które dostrzegała aż z kawiarni.Widywała go codziennie o tej samej porze, zawsze parę minut pozmroku maszerował ubrany cały na czarno prawie wtapiając się wtło. Jedynie jego gładka jasna skóra sprawiała, że było gowidać. 

Poruszał się z niesamowitą gracją i lekkością.Nigdy jednak nie odwrócił się by na nią spojrzeć.
Ayanakolejny raz chciała sięgnąć po ołówek i narysować pięknegoblondyna lecz pod wpływem emocji wylała ciepłą herbatę na swojerysunki z tego tygodnia. Bob od razu ruszył jej na pomoc lecz zdzisiejszych prac, które znajdowały się na samej górze, niezostało niestety nic. Gdy się odwróciła, jego już nie było.Zawiedziona wróciła to wycierania stolika umoczonego herbatą. Możeto i nawet dobrze – pomyślała – nie widział jaką jestemniezdarą.

Po uprzątnięciu stolika postanowiła wrócić dodomu. Robiło się już późno a nie lubiła wracać sama po nocy.Wybrała niezbyt bezpieczną drogę przez park żeby móc odpocząćtrochę od hałasu ulicy. Tak więc pożegnawszy się z Bobem,ruszyła powoli w stronę mieszkania, które znajdowało się trzyprzecznice dalej. Przez całą drogę rozmyślała o tajemniczymblondynie, którego codziennie widuje. Zastanawiała się dokądcodziennie tak zmierza oraz jak długo już go rysuje. Odkąd zginęlijej rodzice, kompletnie straciła poczucie czasu. Dzień w dzieńprzesiadywała w tej kawiarni i rysowała. Postanowiła sprawdzićdatę na pierwszym rysunku swojego Anioła. Miała ich setki wpokoju. Na ścianach, na biurku, na łóżku, na podłodze. Byłydosłownie wszędzie. To powinno jej dać odpowiedź na nurtującepytanie. Być może już za długo chowała się w cieniu i nadszedłczas by znów zacząć żyć. 

Idąc ciemną alejką przez parkmiała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Co rusz się obracała alenie widziała nic oprócz kruków, które w czarnej scenerii wydałyjej się dość straszne. Wokół było cicho jak makiem zasiał. Niebyło nawet słychać dźwięków dochodzących z ulicy. Jednak gdynagle usłyszała trzask łamanej gałęzi i szelest liści, zamarłaze strachu. Stanęła jak wryta przeklinając w duchu, że wybrałatą drogę. Rozejrzała się wokoło lecz nie zobaczyła nic próczciemności. Po chwili Ayana wreszcie zaczęła biec i co gorsza,usłyszała jak ktoś biegnie za nią. W oddali widziała jużświatła ulicy. Zaczęła biec jeszcze szybciej motywowanalatarniami Nowego Jorku. Ucieszyła się, że dzieli ją od ludzi igwaru zaledwie kilka metrów. Była pewna, że ucieczka przyniesiezamierzony efekt. Lecz coś nagle szarpnęło ją za ramię izaciągnęło w ciemny las. Gałęzie raz po raz przecinały jejskórę jednocześnie kalecząc. Miała wrażenie, że frunie wśróddrzew. Spostrzegła, że teczka z rysunkami, którą miała przysobie wypadła a po lesie fruwały białe kartki z jej Aniołami iludziami bez twarzy. Nie miała pojęcia co się dzieje ani kto jąporwał. Nie próbowała nawet krzyczeć bo wiedziała, że to nicnie da. Ostatnie co poczuła to mocne uderzenie w głowę, któreodbiło się wielkim echem w jej czaszce. A później pochłonęłają ciemność.  

Portret AniołaWhere stories live. Discover now